środa, 15 stycznia 2014

To jest dopiero skrajność...

Bring Me The Horizon, czyści, świeży i pachnący poprowadzili nas dziesiątkami korytarzy, co jakiś czas kierowani przez pracowników ochrony. Byliśmy jak mała procesja - Oliver, ja i Jona szliśmy przodem, za nami była Natalia z Matthew, a na końcu, pogrążeni w rozmowie - Matt i Lee.
- Pierwszy raz w Anglii? - zapytał Oliver. Zauważyłam, że Jona mówi raczej mało, jakby nie do końca czuł się dobrze w zespole. Ta sytuacja na backstage'u chyba była wyjątkowa.
- Taa - przytaknęłam. - Mam nadzieję, że nie ostatni.
- Ile już tu jesteście?
- Mm... - przeliczyłam w pamięci dni. - 4 dni.
- 4 dni w Oxfordzie bez przewodnika. Pewnie strasznie się nudziłyście. - rzucił Matthew.
- Niekoniecznie, było całkiem fajnie.
- Jak to możliwe, że puścili was na początku szkoły na tydzień za granicę? - zainteresował się znów Matthew.
- No cóż. To mój prezent urodzinowy. - przyznałam. - A Nataliaa na doczepkę.
- Jesteśmy niespodzianką? Fajne uczucie - uśmiechnął się Jona. - To kiedy masz urodziny?
- Hm. Dzisiaj. - poprawiłam grzywkę.
- Serio? - Oliver otworzył i przytrzymał drzwi wyjściowe, żebym mogła przejść. Gdy Jona ruszył za mną, został gwałtownie wciągnięty do środka za kołnierz.
- Może najpierw wszystkie dziewczyny? - to Matthew. Ahh, co z niego za strażnik prawa. Jona się zreflektował.
- Ahh, jasne. Możesz iść pierwszy. - wybuchnęliśmy śmiechem.
     Wyszliśmy na zewnątrz. Nawet tutaj, z tyłu budynku, było słychać fanki BMTH, które nadal czatowały pod o2 Academy. Przez myśl mi przeszło pytanie, jakim sposobem mamy się niby przepchnąć. Jednak oni poprowadzili nas wąską uliczką i nagle dotarliśmy do cichej ulicy.
- W takim razie zabieramy cię na urodzinowe party. - oświadczył Sykes.
- Nie ma mowy, teraz nie możemy się pojawić w klubie. Chodźmy do Berniego. - zaproponował Lee. I tak nie miałam pojęcia, kto to jest Berni, więc się zgodziłam. Oliver niechętnie przystał na propozycję.
    Po jakichś 10 minutach dotarliśmy do cichej, przytulnej kawiarenki. W środku królowały brązy, beże i biele, jak różne rodzaje kawy. Stoliki były rozstawione losowo, obudowane, z kanapami po obu stronach stolika. W środku było lekkie oświetlenie, ciepłe. Podeszliśmy do jednej z większych "kabin". Jona mnie przepuścił, żebym usiadła pierwsza, ale nagle koło mnie znalazł się Matt, który wcisnął się na kanapę, pociągając mnie za sobą za rękę. Ze śmiechem siedziałam więc między Mattem a Joną, koło którego usadowił się jeszcze Lee. Naprzeciw nas siedział basista, po prawej stronie mając Natalię, a po lewej Olivera.
     Podeszła kelnerka, patrząc na nas z zazdrością. Szybko zamówiliśmy po kawie i pucharku lodów różnej wielkości. Oliver wyszeptał coś na ucho dziewczynie w fartuszku, na co ta jeszcze bardziej się zachmurzyła i odeszła.
- Oli, mogłeś sobie darować propozycje seksu, kiedy jesteśmy w towarzystwie - zganił go Matt. - Praca po przyjemnościach, zawsze.
  Nie mogłam się połapać w stosunkach panujących w zespole. Czyżby to Oli i Matt tworzyli parę najlepszych przyjaciół? Z kim w takim razie trzyma reszta? Jona wydaje się nie przepadać za basistą, za to Lee stara się chyba kumplować z każdym z nich. Uświadomiłam sobie, że nastała cisza, a oni patrzą na mnie wyczekująco.
- Przepraszam, coś mówiliście? - przybrałam na twarz możliwie radosny uśmiech. Oli uniósł brew z uśmiechem.
- Pytałem, ile lat dzisiaj kończysz?
- 16. - odparłam bez wahania. Przyniesiono nasze zamówienie, a Matt zakrztusił się kawą, którą zdążył już upić.
- To niemożliwe. Masz przynajmniej 18 lat, przyznaj to.
- Nie... w tym roku zaczęłam szkołę średnią, mam 16 lat.
   Patrzyli z niedowierzaniem.
- A Ty? - zapytali Natkę.
- 70 - odparła po dłuższym zastanowieniu. Wybuchnęliśmy śmiechem, więc zdała sobie sprawę, że pomyliła liczebniki. - 17!
- Yhm. No proszę. Czyli jesteś klasę wyżej od Maddie?
- Nie, Natalia ma wolne od szkoły - wtrąciłam, zanim koleżanka znowu zrobiła z siebie idiotkę. - Z powodów rodzinnych.
- Świetnie. W takim razie dwie nieletnie... bo jaka jest granica w Polsce?
- 18. - podpowiedział Lee.
- No to zajebiście. Będzie skandal. - ucieszył się wokalista. Przewróciłam oczami, troszkę zastanawiając się, czy te słowa mają drugie dno, gdy nagle zjawiła się kelnerka z... tortem.
    Oli wstał zaczynając śpiewać happy birthday, a reszta zespołu zaraz do niego dołączyła. Zaśmiałam się, zaskoczona i szczęśliwa.
- W takim razie spełnienia marzeń, Madd. Więcej takich niespodzianek, jak ta. - życzył mi Oli, przytulając mnie nad stołem. Czułam, że jestem lekko zarumieniona pod wpływem wydarzeń.
- Chyba nabawię się dzisiaj cukrzycy. - zaczął narzekać Nicholls, już po swoich życzeniach.
- Chyba nadwagi - zripostował Jona, patrząc na niego ponad moim ramieniem.
- Chyba to ja mam numer Maddie. - perkusista wychylił się przede mnie, patrząc na przeciwnika.
- Chyba nie masz. To ona ma twój. - gitarzysta spokojnie wpakował łyżkę lodów do ust.
- Chyba... ku*wa, faktycznie. - Matt wydawał się pokonany. - Ale chyba to ja mam większe mięśnie.
- Chyba między uszami.
- Chyba to perkusiści odwalają więcej roboty w zespole.
- Ale chyba to na gitarzystów lecą panny.
   Mogliby się tak pewnie kłócić godzinami, ale nie bardzo podobało mi się, że cała wymiana zdań przebiega przeze mnie.
- Chyba wystarczy - uniosłam dłonie.
- Chyba masz rację. - dodał Oli. - Chyba nadużywamy chyba.
   Wybuchnęliśmy śmiechem. Rany, chyba nabawię się zmarszczek po tym wieczorze. O nie, znowu użyłam "chyba".
   Rozmowa jakoś pobiegła. Wypytywali mnie o wrażenia po koncercie, o sam występ, o miasto.
- Nataliee, a ty na czymś grasz? - zapytał basista moją koleżankę, patrząc na nią. Po chwili wszyscy na nią patrzyli z wyczekiwaniem.
- No. - odpowiedziała po chwili. Zmarszczyłam brwi. A amatorska gitara? - To znaczy tak.
    Widziałam zwątpienie na twarzach chłopców i gorąco postanowiłam, że jak wrócimy do Polski, MUSZĘ ogarnąć jej znajomość języka obcego.
- To tak czy nie? - Matthew oparł łokcie o stół.
- Tak. Ale... podstawowo,
- Świetnie. A na czym?-  drążyli.
- Na gitarze.
- Namnożyło się tych gitarzystów... jak lodu.
- Lód się nie rozmnaża, Matt. - pouczył basistę Oli.
- Oh, serio? Myślałem, że pączkuje, dlatego ma takie wzorki.
- Jakie wzorki? - zainteresował się Lee.
     Rany, co za skrajność - od gitar przejść do wzorów, jakie kreśli mróz na szybach zimą. Wyłączyłam się z rozmowy, obserwując ich zażartą kłótnię o sprawcę tejże przypadłości lodu. Byli jak dzieci w piaskownicy. Ale właśnie dlatego tak bardzo bolała mnie świadomość, że to jednorazowy wyskok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz