czwartek, 16 stycznia 2014

"Buduję Twoją pozycję."

    Wchodzę do szkoły. Przechodzę przez szatnię zostawiając kurtkę i buty w zamian za szkolne trampki i numerek wieszaka. Po głowie krążą mi pytania: "Kiedy w końcu dostanę tą cholerną szafkę?" i "Rany, czy słońce jeszcze kiedykolwiek zaświeci?". Pozdrawiam panią woźną, która chyba ma ochotę pobić zwlekających uczniów miotłą. Uwielbiam ją.
       Czuję na sobie spojrzenia innych licealistów, ale ignoruję je, jak zwykle. Raczej nie wyróżniałam się jeszcze niczym szczególnym w społeczności szkolnej, chyba że do moich osiągnięć można zaliczyć znajomość z prowadzącymi szkolny radiowęzeł - uczniów klasy maturalnej.
       Wchodzę po schodach na parter, a spojrzenia się nasilają. Przez chwilę zastanawiam się próżnie, czy rozmazał mi się tusz, czy zapomniałam wysuszyć włosów. Wiedziałam jednak, że żadna z tych rzeczy nie miała mi się prawa przytrafić. Nie mnie.
       Mnie czekało coś o wiele gorszego.
- Panie i panowie, uczniowie Zawadzkiego! Załóżcie okulary przeciwsłoneczne i spójrzcie w kierunku szatni, a ujrzycie gwiazdę! - rozległ się głos przez głośniki. Ktoś dorwał się do radiowęzła. Uczniowie nie założyli okularów, ale z ciekawością spojrzeli na schody. Ja sama byłam ciekawa, co za fejm znowu odwiedził moje liceum. Obejrzałam się przez ramię, ale zobaczyłam tylko Kaśkę, koleżankę z klasy. Nie, to na pewno nie ona. Spojrzałam nawet na drugą stronę, ale tam była tylko ściana.
        Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że to Patryk stoi na środku korytarza, z mikrofonem dłoni i szelmowskim uśmiechem wpatruje się we mnie. Z jeszcze większym przerażeniem uświadomiłam sobie, że wpatrują się we mnie również inni obecni na korytarzu. A z panicznym strachem usłyszałam kolejne słowa, brzmiące jak prezentację uczestnika jakieś Randki w ciemno.
- Magda jest uczennicą 1 klasy naszego liceum, na profilu biologiczno-chemicznym. Jej marzeniem jest medycyna lekarska lub filologia angielska. Śpiewa, gra na gitarze i pomaga nam w prowadzeniu radiowęzła szkolnego. Jest także działaczką charytatywną. Jej jednym z największych osiągnięć, dzięki któremu właśnie teraz o niej wspominamy, jest...
       Zaczęłam się modlić. Ja, chodząca na etykę, modliłam się w duchu, żebym nie usłyszała tego, co Patryk właśnie mówił, udając prowadzącego program randkowy.
- ... występ wraz z Bring Me the Horizon na ich koncercie w Oxfordzie!
        Umarłam. Wiedziałam, że jeżeli jakimś cudem dotrę do maturzysty żywa, mimo wszystkich wiercących na wskroś spojrzeń, zabiję go.
- Maddie, chodź tutaj! Czekamy na twoje słowa!
         Zaciskając zęby, przeszłam przez korytarz - uczniowie rozchodzili się pod ściany, szeptając. Czułam się, jakbym właśnie zaliczyła totalną wpadkę przy całej szkole - coś jak rozpięty rozporek czy przytrzaśnięcie się drzwiami od klasy.
- Patryk, co ty wyprawiasz? - syknęłam, gdy do niego dotarłam. Odsunęłam jego rękę z mikrofonem uświadamiając sobie, że dokładnie ten sam ruch wykonałam w minioną środę, w innym kraju, w innym mieście, w innej okoliczności.
- Buduję twoją pozycję - odparł. - Drodzy Zawadowicze, ta oto osoba jest zbyt skromna, by przyznać się do tego, że zrobiła ogromne wrażenie na angielskiej scenie swoim występem. Zapraszamy was pod radiowęzeł, jeśli chcecie obejrzeć wideo z koncertu, a w dowolnym miejscu korytarza możecie usłyszeć całe wykonanie. Madziu, jak się nazywa ta piosenka?
- To się nigdy nie skończy... - mruknęłam sama do siebie, mając na myśli, że te wszystkie spojrzenia chyba nigdy mnie nie opuszczą, a Patryk nigdy nie wyłączy mikrofonu. Jednak wypowiedziałam też tytuł piosenki, w polskim tłumaczeniu.
- Panie i panowie, przed państwem Maddie i Bring Me the Horizon! A ta piosenka nazywa się "It Never Ends".- zacytował słowa Olivera, co trochę mnie zabolało, bo już zaczynałam tęsknić za jego prawdziwym głosem.
          Wokół małego pokoju zgromadził się spory tłumek. Byłam zdziwiona, jak bardzo ich to interesowało. Chłopcy wystawili jak zwykle głośnik na korytarz, przytrzymując w ten sposób drzwi wyłożone niezapisanymi płytami CD, jednak teraz na głośnik postawili też laptopa, na którym właśnie teraz leciał fragment koncertu, zarejestrowany przez profesjonalne kamery - od ogłoszenia Olivera, przez rozmowę, aż po samo wykonanie i powrót do publiczności.
          Stałam z tyłu obejmując się ramionami i, przyznam się, oglądałam to z ciekawością. Koło mnie nagle pojawiła się Ania, moja koleżanka, którą znam już od gimnazjum.
- To o ciebie chodzi? - zapytała.
- Mhm. - przytaknęłam niechętnie. Nie pytała, nie komentowała. Oglądała.
        Okk, znowu się przyznam, nie bez pewnej dozy narcyzmu. Ten występ był dobry. Biorąc pod uwagę totalne zaskoczenie, nawet szok, tremę, towarzystwo, moją pamięć do akordów i fakt, że ostatni raz gitarę w dłoniach miałam tydzień temu, a wtedy dostałam całkiem "obcą" - to był sukces.
         Moja rola na ekranie dobiegła końca, ale nie ta, którą właśnie zaczęłam odgrywać na arenie społeczności liceum Zawadzkiego. Nagle byłam dostrzegana przez osoby, których spojrzenia wcześniej prześlizgiwały się po mnie jak po ścianie. Kilku gothów poklepało mnie po ramieniu, zatwardziałe metalówy patrzyły na mnie z nienawiścią, która zawsze emanowała z ich spojrzenia, teraz pomieszana z czymś w rodzaju zachwytu i reakcji na widok kosmity. Wiedziałam, że mimo wszystko to nie są osoby, z którymi nagle mogłabym zostać serdecznymi przyjaciółmi. Odwróciłam się, chcąc odejść pod klasę od włoskiego, gdy zobaczyłam, że Ania nadal jest koło mnie.
- To było okej. - tylko tyle. Uśmiechnęłam się jednak. - Idziemy?
- Jasne.
         Dotarłyśmy już pod salę nr 15, gdy podeszła do nas pewna blondynka. Widziałam ją kilka razy na korytarzu, ale nie miałam pojęcia, do której klasy chodziła. Mimo blond włosów, zawsze miała na sobie coś ciemnego, czasem kratę, nieodłącznie glany i kolczyki na twarzy - w wardze, brwi, nosie. Kilka razy zauważyłam pod czarną bluzą koszulkę Bring Me the Horizon i to był jedyny powód, dla którego po prostu się nie odwróciłam i nie weszłam do klasy.
- Hej, gwiazdka! - zawoła już z pewnej odległości. Przygotowałam się na falę hejtu.
- Ten występ był zajebisty. Byłam tam, gdyby Oliver to mnie poprosił na scenę, chyba bym stchórzyła. - nie miałam pojęcia, czemu mi to mówi, ale fajnie było tego słuchać. - Jestem Karolina, otwarta na znajomość.
- Magda. - lekko uścisnęłam jej dłoń, o pomalowanych na czarno paznokciach.
         Weszłam do klasy za Anią dwa razy lżejsza na duchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz