czwartek, 16 stycznia 2014

"Ale to nie moja wina!"

    Kolejne dni upłynęły mi na nadrabianiu szkolnych zaległości. Okk, mieliśmy wrzesień, ale to szkoła średnia. Ostatni raz tyle testów do napisania na raz miałam chyba przy egzaminach gimnazjalnych. Biegałam więc od jednej profesorki do drugiej, umawiając się na kolejne terminy, w tym czasie starając się nie wygadać przy rodzicach, albo, co gorsza, przy bracie o mojej eskapadzie na Wyspy Brytyjskie.
       Po jakichś dwóch tygodniach przypomniałam sobie o pewnym numerze telefonu, który nadal spoczywał gdzieś na karcie SIM w moim iPhonie. Gdy w końcu dostałam chwilę wytchnienia, zamknęłam się w pokoju i, puszczając Pierce the Veil na głośniki, rzuciłam się na łóżko, z telefonem w ręce. Wpatrywałam się w 11-to cyfrowy numer, zwlekając z decyzją.
- Hej, wróciłam do żywych : ) - szybko wystukałam i kliknęłam "WYŚLIJ", zanim zdążyłam się rozmyślić. Natychmiast spojrzałam na zegarek - była 17:20, czyli ok. 16:20 tam.
        Starałam się wsłuchać w Caraphernelię, ale słabo mi to wyszło. Gdy rozległ się bulgot przychodzącej wiadomości, podskoczyłam. Leżąc. Nieprawdopodobne.
- Madd, baliśmy się, że samolot ci uprowadzili! Nigdy więcej nie waż się robić mi takich rzeczy.
        Roześmiałam się, natychmiast zatykając usta dłonią, w obawie przed rodzicami. Kiedyś już miałam "poważną rozmowę" na temat znajomości w internecie i ich niebezpieczeństw, jak na przykład napady śmiechu, na pierwszy rzut oka, bez powodu. Oni po prostu nie sądzili, że można rozmawiać przez internet, widząc siebie nawzajem. Bardziej prawdopodobne dla nich byłoby stwierdzenie u mnie schizofrenii. Nie zdążyłam odpisać, gdy bulgot rozległ się jeszcze raz.
- A tak w ogóle, to świetnie, że znowu cię słyszę. Aha, Jona wziął sobie twój numer, mam wrażenie, że Oli też już go ma. Ale to nie moja wina! : ) Co u ciebie?
         Pokręciłam głową. Chyba nie wyrobię na abonament, moje kieszonkowe nie przewidziało smsów za granicę. Odpisałam mu, by po chwili dostać 3 inne wiadomości. Jona, Oli, Lee, tak jak zapowiedział Matt. Stwierdziłam, że najwyższy czas zainwestować w wyższy abonament.
         Mimo wszystko byłam zachwycona, mogąc znów z nimi rozmawiać. Każdy z nich pisał o czymś innym. Wyobrażałam sobie, jak siedzą koło siebie w jakimś pokoju, gadając albo, co było pewniejsze, kłócąc się, i co chwilę pisząc do mnie smsa. Zachichotałam, pewna, że starają się ukryć jeden przed drugim fakt, że piszą właśnie ze mną.
- Madd, muszę kończyć, bo mam zaraz spotkanie. Trzymaj się : ) - pierwszy skończył, ku mojemu zdziwieniu, Oli. Jednak zagryzając policzki od środka, jak to miałam ostatnio w zwyczaju, czekałam na kolejne smsy o podobnej treści. Liczyłam sekundy w myśli.
- Dobra, dzieciaku, praca mnie wzywa. Napiszę później - Matt zgrywał ważniaka po 15 sekundach.
- No, mała, lecę zmarnować wieczór. Narazie - Lee nie wydawał się nastawiony pozytywnie do czekającego ich spotkania, zapewne biznesowego. 24 sekundy.
- Wybacz, ale przekładam darmowe żarcie nad płatne smsy. Żałuj, że cię z nami nie będzie. Ucz się! ;> - Jona podszedł do tematu od innej strony.
        Wcześniej obiecałam sobie, że tego nie zrobię, ale wybuchnęłam śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz