Temat dzisiejszej pracy to: „Nieprawdopodobne, a jednak”.
Po klasie rozległ się stłumiony chichot. Każde z nas miało przed oczami słynny telewizyjny serial. Jednak profesorka zachowała kamienną twarz.
- Waszym jedynym ograniczeniem jest czas - macie dwie godziny, oraz minimalna ilość: zaliczam od 4 stron A4. Im więcej, tym oczywiście lepiej.
- 4 strony, pani profesor? Wystarczy nam czasu? - zapytała któraś z moich koleżanek.
- Pytanie, czy wystarczy wam umiejętności. - ucięła dyskusję profesorka.
- Można pisać po polsku? - zapytał tym razem kolega. No tak, Tomi, oczywiste.
- To język angielski. Sam sobie odpowiedz. Czas start. - profesorka zapisała na tablicy godzinę rozpoczęcia i zakończenia czarnym mazakiem.
Popatrzyłam na czyste kartki, leżące przede mną. Widziałam zagubione spojrzenia kolegów i koleżanek z grupy językowej. No tak, to przecież biol-chem, nikt nie kazał im się uczyć obcych języków. Ja za to zastanawiałam się, co takiego „nieprawdopodobnego” przydarzyło mi się w moim krótkim 19 letnim życiu.
Jestem Magdalena. W tym roku piszę maturę, a przez moją głupotę kończę liceum na profilu biologiczno-chemicznym. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie pewien aspekt w moim życiu… jedno wydarzenie. Jak to się zaczęło…? Ah, już wiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz