sobota, 1 lutego 2014

"Zgodziłabyś się?"

 Ku mojemu zachwytowi, nie zmusili mnie do zagrania z nimi koncertu. Nie byłabym w stanie. Mimo to, gdy wracaliśmy do domu, patrzyli na mnie z minami zbitych szczeniąt. Zupełnie bez potrzeby czułam się winna.
     Jakieś pół godziny później przyjechał manager, przywożąc ze sobą dżin z tonikiem. Chyba za wszelką cenę chciał nas wszystkich upić, ale każde z nas dyskretnie wylewało połowę zawartości szklaneczek do kwiatków czy w tym podobnych miejscach. Nie wiem, czy on to zauważył, ale nawet jeśli, to nie dał po sobie tego poznać. W końcu przeszedł do konkretów.
- Maddie, widziałem twój poprzedni występ. Ten we wrześniu. I widziałem ten tutaj. Byłaś niesamowita.
      Aha, metoda wstępu w formie pochlebstw. Dobrze, że nie byłam pijana, bo mogłabym się nabrać.
- Dobrze dogadujesz się z chłopakami, stylistkami i ekipą techniczną. Jesteś utalentowana, reprezentatywna i niebanalna. Potrzebuję kogoś takiego jak ty.
   Wszyscy udawaliśmy mniej lub bardziej pijanych, ale to mi się nie spodobało. Reprezentatywna? Niebanalna? Śmiem twierdzić, że jest o wiele lepiej niż "reprezentatywnie". Przerzuciłam kosmyk brązowych włosów za ucho.
- W jakim sensie? Chcesz ze mnie zrobić gwiazdkę, tak? Powiedz to po prostu.
- Tak, dokładnie. Proponuję ci karierę, rozumiesz to? Pod skrzydłami Bring Me the Horizon możesz zarobić miliony. Każdy będzie chciał coś z tobą nagrać, a ty będziesz miała rozgłos. I pieniądze.
- I ty przy okazji. - zauważyłam. Uśmiechnął się, ale jego zielone oczy pozostały zimne.
- No to transakcja wiązana. Oboje wyciągniemy z tego korzyści.
- Jestem zmuszona odmówić. - wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Pewnie złamałam dziesiątki niepisanych zasad, odmawiając ich managerowi, ale to nie był mój świat. Ja, przyszły lekarz i muzyka? To trochę nie pasuje. - Ze względu na wszystko.
- Na przykład? - zrobił się trochę czerwony.
- Nie mam czasu na solową karierę. I ochoty. Jestem licealistką na trudnym kierunku, jestem Polką i nie mam czasu, kasy i chęci, latać wciąż i wciąż do Anglii na koncerty i do Polski do szkoły. I nie, nie przeniosę się. - ucięłam kolejne pytanie. Wykrzywiłam wargi. Byłam pod obstrzałem spojrzeń, mniej lub bardziej nieprzeniknionych.
- A w zespole? - zapytał cicho Oli. Spojrzałam na niego. Siedział, oparty o swoje kolana, z rękoma splecionymi w powietrzu. - Powiedziałaś, że nie masz czasu na solową karierę. A na karierę w zespole?
- Zespół? Hah, okej, ale nie wiem czy zauważyłeś, nie mamy żadnego wolnego perkusisty i basisty - minimum! - pod ręką.
- Zgodziłabyś się na zespół? - drążył.
- Oliver, doskonale wiesz, że tak czy siak nie mam na to czasu i możliwości. Zespół brzmi lepiej od solisty, ale nadal odmawiam. Musicbiznes nie jest dla mnie. Ja startuję na medycynę, do cholery.
    Nie rozumiałam, co mu chodzi po głowie, ale nie podobało mi się to.
- Dobra. Koniec tematu, Bob - spojrzał na managera. Znowu coś mnie omijało.
- Okej. Cieszę się, że mogłem poznać twoje zdanie na ten temat, Maddie. - manager wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę. - Do usłyszenia.
Gdy wyszedł, wszyscy zrobili się nagle w 100% trzeźwi. Oliver w zamyśleniu przygryzał policzki od wewnątrz, patrząc w panele. Jednak zerknął na mnie, gdy rozległ się wściekły głos.
- Coś ty, Maddie, do jasnej cholery narobiła? - zapytał Jona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz