sobota, 22 lutego 2014

Join the Club.

     Wow, już 325 wyświetleń. To prawie pełna liczba ;d Dziękuję wam za te wyświetlenia, ale również za całe 2 komentarze.  Słabo wychodzi propagowanie tego bloga, więc, jeśli to czytasz, proszę Cię o podesłanie linka do krewnych i znajomych - ostatecznie nic Cię to nie kosztuje, a ja dostaję zastrzyk motywacji : )     Nie bój się zostawić komentarza - on równie wiele dla mnie znaczy ;d Enjoy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
    W ten sam wieczór zadzwoniłam na skype do chłopców, odrywając ich od pracy nad albumem. Już wkrótce mieli wejść do studio, a z tego, co zrozumiałam, z materiałem byli prawie w proszku. Teraz, gdy siedzieli przed kamerą, wydawali się zmęczeni i szczęśliwi. Najwidoczniej tęsknili za czymś nowym.
- Hejo - zaczęłam niewinnie. Po ich stronie rozległ się chór powitań. Oliver siedział z notatnikiem i ołówkiem w ręku. - Zamierzasz spisywać naszą rozmowę? - dodałam, wskazując notatnik. Uśmiechnął się lekko.
- Może choć trochę ruszę się z kolejną piosenką. - przyznał.
- Jak tam, stęskniłaś się za nami, dzieciaku? - zapytał Nicky, jak zwykle lekko bełkotliwie. A pomyśleć, że jeszcze nie początku znajomości sądziłam, że nieustannie jest pod wpływem.
- Jasne. A wy za mną? - odparłam.
- Jeszcze pytasz! Od tygodni nie widuję nic innego tylko ich twarze - dramatyzował Jona. Prawie zrobiło mi się głupio, że olewałam ich przez tak długi okres czasu. Oli przyglądał mi się uważnie, gryząc końcówkę ołówka. W końcu machnął nim w stronę kamery.
- Ale nie tylko dlatego dzwonisz, prawda?
Westchnęłam cicho, a uśmiech, który przybrałam na początku rozmowy, zgasł. Nie sądziłam, że tak szybko mnie przejrzą.
- Masz rację. Dzwonię do was między innymi o pewne informacje.
- Co masz na myśli?
- Potrzebuję numer Vica Fuentes. - wypaliłam. Spojrzeli po sobie.
- Pewnie wiesz, że on jest starszy nawet od nas? - upewnił się Matt, pokazując na siebie i swoich kolegów. Zaśmiałam się krótko.
- Pewnie wiem. Ale nie w tym rzecz.
- Powinniśmy coś wiedzieć? - zmarszczył brwi Sykes. Taak, spodziewałam się, że to właśnie on o to zapyta. Znów przybrałam na twarz możliwie radosny uśmiech, bazgrząc w zeszycie od biologii, który leżał przede mną na łóżku.
- Nie. A wy chcecie mi coś powiedzieć? - odbiłam piłeczkę, na pozór niewinnie.
- Nie! - niemal od razu odpowiedział Oliver. Po chwili zrehabilitował się. - To znaczy zależy, co chciałabyś usłyszeć.
      Miałam ochotę od razu wyłożyć, o co mi tak naprawdę chodzi, ale już rano postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego od pewnego Amerykanina. Zamiast tego, zadowoliłam się uniesieniem brwi.
- Może numer Vica? - odparłam.
- A wiesz, że on też chciał ostatnio twój numer? Czyżby był to przypadek? - zainteresował się Nicholls.
- Co chciał ode mnie Victor? - zapytałam, marszcząc brwi. Znowu to wymienianie spojrzeń. - Wiecie co, musicie popracować nad cichym konsultowaniem wersji wydarzeń, bo jak nagle całą piątką patrzycie po sobie... to nie jest dyskretne. - poinformowałam ich. Zaśmiali się nieco nerwowo. Przewróciłam oczami. Chyba nie zamierzali mi nic na to odpowiedzieć. - To dostanę numer Vica? - zmieniłam więc temat, ku ich widocznej uldze.
- Okej. - Oli odłożył notatnik na kolana i wyciągnął z kieszeni telefon. Nagle zamarł, nasłuchując. - Pizza! - wykrzyknął, próbując wstać. Jednak był zakleszczony między Mattem, a Joną, którzy nade wszystko pragnęli być widoczni w obiektywie, więc podparł się o ich kolana i podźwignął do góry, starając się zachować równowagę. To byłoby śmieszne, gdyby nie tak wkurzające. Zatrzasnęłam brulion, który służył mi za zeszyt od biologii. 
- Oliverze Sykes, Matthew Nicholls, Johnie Weinhofen, Lee Malio i Matthew Kean! Czy wy po prostu chcecie uniknąć podania mi kontaktu do Victora Fuentes? - zirytowałam się. Oliver, który właśnie starał się umknąć z pokoju niezauważony, wyprostował się i westchnął.
- Tak. - odparł po paru chwilach ciszy. Miałam ochotę uderzyć głową o ścianę, ale nic by to nie dało.
- A z jakiej racji nie możecie mi tego po prostu powiedzieć?
- Nie wiedzieliśmy, jak zareagujesz... - zaczął cicho Jona.
- No to teraz wiecie jak reaguję, gdy ktoś tak kręci, jak wy teraz. - stwierdziłam, stawiając kolejny krzyżyk w zeszycie. - A daliście chociaż mój numer Vicowi?
      Pokręcili głowami. Myślałam, że wyjdę z siebie, chociaż siliłam się na spokój.
- W takim razie następnym razem dajcie mu go. Tu i teraz wyrażam na to zgodę. I nigdy, przenigdy, nie planujcie nic za moimi plecami - ostrzegłam. Nastała cisza. Oliver niespokojnie patrzył w stronę holu, co jakiś czas odwracając się w naszą stronę.
- To... ekhem, odbiorę dostawę. - wyszedł, a wraz z nim cała moja złość. Odetchnęłam.
- To jak wam idzie nad albumem? - zapytałam. Odprężyli się.
- W ogóle nie mamy weny. - wzruszył ramionami Jona. - Teraz wkurza mnie nawet widok drzwi od studio. Chyba nic już nie stworzymy.
- Taa - prychnęłam. - A węże zaczną śpiewać. - nie miałam pojęcia, skąd wzięło mi się takie porównanie. Przecież to było zupełnie pozbawione sensu zdanie. Ale Oliver, który właśnie wszedł do pokoju z kilkoma pudełkami pizzy w ramionach, zamarł.
- Powtórz to. - rozkazał. Powtórzyłam niepewnie. Oliver prawie upuścił pudełka, jakby coś spadło na niego z góry, ale szybko postawił je na stoliku i chwycił notatnik. Zaczął pisać w szaleńczym tempie, na stojąco. Zadrżałam.
- Czy wam też zrobiło się zimno? - zapytałam, otulając się ramionami. Patrzyli na Olivera z lekkimi uśmiechami, a on sam zaczął pisać z większą zawziętością. - Mój ojciec powiedziałby, że jesteś nienormalny, wiesz? On nienawidzi takich zachowań, graniczących z obłędem. Nie w wykonaniu kogoś innego niż on.
    Oliver podniósł na chwilę głowę, a brązowe włosy lekko opadły mu na twarz. Ostatnio zmienił fryzurę, skrócił niesforne kosmyki i był ze dwa razy przystojniejszy, niż wcześniej. Również Matt się ostrzygł, zapewne po to, by poprawić swój image.
- Dziękuję. - rzucił tylko wokalista. - Właśnie ciebie mi brakowało w tym albumie.
       Zaśmiałam się niepewnie.
- Tylko się nie zakochaj, bo ja cię nie uratuję. Nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi. - odparłam. Zmarszczył brwi i zapisał coś na innej kartce. Matt spojrzał mu przez ramię.
- Can you feel my heart? Serio? - zaśmiał się. Oliver nie odpowiedział na to pytanie, wpatrywał się we mnie, lekko zarumieniony.
- Mówiłem wam, że bez niej nie dam rady. - wypowiedział wolno, jakby sam do siebie. Jona wyglądał, jakby doznał olśnienia.
- Maddie, czy możesz nam poświęcić trochę czasu?
      Spojrzałam w dół, na układ anatomiczny człowieka w książce, którego uczyłam się, zanim zdecydowałam zadzwonić do Anglików.
- Jasne, w czym wam pomóc? - zapytałam.
       Zupełnie jakby wcześniej się umówili, zerwali się z miejsc. Matt chwycił laptopa i chwilę później, po solidnym wytrzęsieniu ekranu, dzięki kamerze znów widziałam studio w ich domu w Sheffield. Przełączyli się na dużą kamerę i po chwili widziałam pomieszczenie w panoramie - mogłam zobaczyć każdy kąt. Matt natychmiast zasiadł za perkusją, chłopcy wzięli do rąk gitary, a Oliver zasiadł przed drugim laptopem i wziął głęboki wdech.
- W tym momencie stajesz się powoli oficjalną częścią Bring Me the Horizon - ostrzegł mnie Oli. - Jeśli teraz się nie wycofasz, twoje nazwisko będzie na naszej płycie, nawet jeśli miałoby to wyglądać "Bring Me the Horizon & Madeline Miko". Nie będzie opcji powrotu do tamtej rzeczywistości.
- Ten album będzie znany na wieki. Nikt go nie zapomni - dodał Lee.
- Wieczny... to takie wiążące słowo, wiecie? Jakby nie dało się od niego uwolnić. - wzruszyłam ramionami, rozkminiając etymologię słowa, ignorując myśl: "To nie powinno się dziać". - W różnych językach brzmi mniej lub bardziej śmiesznie, ale zawsze... mrocznie.
Patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami.
- To jest to słowo, którego nam brakowało. - stwierdził Matt. - Sempiternal.
- Mamy w takim razie nazwę albumu - uroczyście zapowiedział Oliver. - Chwytliwa, krótka... zobowiązująca. Maddie, jesteś w grze czy poza grą? - wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.
        Chciałam się wycofać, ale wiedziałam, że i tak jest za późno. Przed oczami miałam wszystkie zaczepki przez ludzi w szkole, czasem na ulicy. To było nieprawdopodobne, miłe, ale w gruncie rzeczy często uciążliwe. Pojawiło się też wspomnienie okrążenia przez fanki w Manchester i te wszystkie pytania, na które nie było dobrej odpowiedzi.
        Wtedy przypomniałam sobie o słowach Vica - "Czeka Cię coś szczególnego, ale poradzisz sobie", opowieść Ani, wszystkie spojrzenia i uśmiechy chłopców, tydzień, spędzony z nimi w Sheffield i poczułam, że nie chcę, żeby mnie ominęło coś wielkiego. Że nie chcę ich zawieść. A tak naprawdę po prostu nie miałam pojęcia, w co się pakuję.
      Matt zaczął wybijać na werblach pełną oczekiwania sekwencję. Gdy ją przerwał, zdecydowałam, chyba nie do końca poczytalnie:
- W grze.
- Więc witaj w klubie, Maddie Miko. - odparł Oliver z szelmowskim uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz