wtorek, 4 lutego 2014

"No nie wiem."

Tym razem do środka pierwszy wszedł Oliver. Chyba znudziło mu się bycie typowym angielskim dżentelmenem, ale nie winię go za to - mnie znudziło się bycie angielską damą. Jednak weszłam zaraz za nim - nigdy nie grzeszyłam cierpliwością, po prostu musiałam się przekonać, po co przejechaliśmy taki kawał drogi z Sheffield do Manchesteru.
Wystrój pokoju był równie nowoczesny, co korytarze. Mnóstwo szkła, metalu, bieli i szarości. Ogromne, szklane okna, rozciągające się od pokrytej białym dywanem podłogi, aż do sufitu, z którego zwieszały się lampy, przypominające łapki. Kilka par drzwi, po różnych stronach tego pokoju oraz jeden łuk - zapewne prowadzący do kuchni. Pod jednym z tych przestronnych okien stał ogromny telewizor i konsola, z której gra właśnie wyświetlała się na ekranie. Wyglądało mi to na Fry Cry 3. Przed nim stały dwa białe fotele i taka sama kanapa po środku.
   Jedynymi barwnymi akcentami w tym pokoju były obrazy na ścianach i osoba, która właśnie podniosła się z kanapy, rzucając na nią kontroler. Mężczyzna miał na sobie luźne dżinsy, niebieski podkoszulek z nadrukiem i czapkę, daszkiem do tyłu, która podtrzymywała brązową grzywkę, zarzuconą na bok przez całą długość czoła. Zmrużyłam oczy na widok jego szerokiego uśmiechu na twarzy nastolatka. Ale przecież wiedziałam, że wcale nie ma 17 lat, choć na tyle wyglądał.
- Jesteście, nawet już zastanawiałem się, czy nie idziecie po schodach! Trochę ich tu dużo, ja to chyba bym się zmęczył - znowu zalśniły białe zęby w opalonej twarzy. Miał brązowe oczy, z powodzeniem mógł uchodzić za Hiszpana - z tymi włosami, oczami i karnacją. Był po prostu przystojny. Zmrużyłam moje własne, również brązowe oczy, gdy tymczasowy właściciel pokoju przeniósł wesołe spojrzenie na mnie. Mówił z kalifornijskim akcentem, o wiele przyjemniejszym i bardziej dla mnie zrozumiałym niż brytyjski akcent chłopców. Zwłaszcza Matt - połowa jego słów to dla mnie bełkot.
- Jak zawsze dowcipny - odezwał się Oli, nagle szeroko uśmiechnięty. Przeciął pokój i uściskał mężczyznę, który najwyraźniej był jego przyjacielem. Wkrótce całe Bring Me the Horizon przywitało się równie wylewnie z pseudo-Hiszpanem. Ja z Anią stałyśmy może z dwa metry od drzwi, teraz już zamkniętych. Patrzyłyśmy na tą scenę z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Ja byłam po prostu zszokowana, choć miałam nadzieję, że nie widać tego po mnie. W końcu chłopak podszedł do nas.
- Cześć - rozpoczął. - Jestem Vic. Vic Fuentes. Przepraszam za bałagan, nie zdążyłem posprzątać - rzucił, jednym machnięciem szczupłej ręki objął nieskazitelny pokój. Rozwalił mnie swoją nonszalancją i totalnym luzem.
- Maddie. Maddie Miko - odparłam w ten sam sposób, ściskając jego dłoń, którą do mnie wyciągnął.
- Przez chwilę zastanawiałem się, czy chłopcy sobie nie żartują, mówiąc o tobie tyle dobrych rzeczy. Ale na razie nie mogę im zaprzeczyć. - rzucił, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.
Nie mogę określić tego, co wtedy czułam. Kilka godzin wcześniej ustaliłyśmy z Anią, że bycie fejmem nie jest aż tak fajne, a spotykanie się z kimś sławnym - jeszcze mniej. A właśnie teraz poznałyśmy Vica Fuentesa, wokalistę i gitarzystę Pierce the Veil. To przebiło wszystko.
- O tobie usłyszałem dopiero ostatnio - zwrócił się do Ani. - Ale równie miło jest mi cię poznać. Vic - również podał jej rękę.
- Annie.
- Czytałaś "Anię z Zielonego Wzgórza"? Ona była ruda, nie?
- Nie czytałam - uśmiechnęła się Ania.
- Ja też nie - przyznał Vic. - Ale tamta Ania podobno była nudna.
Wygięłam usta w coś na kształt uśmiechu, gdy Ania uniosła brew w górę. W głębi duszy na pewno się śmiała, głównie z banalności tekstu.
Nagle drzwi za nami otworzyły się, a do środka wpadło trzech zakapturzonych mężczyzn, każdy z nich miał również na twarzy bandanę, odsłaniające tylko oczy - ten po środku trzymał jakiś duży pistolet, może karabin, a ci dwaj po jego bokach, lekko skuleni trzymali pistolety w dwóch przeciwnych stronach.
- To jest napad, zabiję tego, kto tylko drgnie! Ręce do góry! - wrzasnął ten po środku. Jego przyboczni rozglądali się po wnętrzu pokoju, jakby widzieli go pierwszy raz.
Vic, bardzo przejęty, uniósł obie dłonie wysoko ponad głowę. Udzieliło mi się jego zaskoczenie i lekki strach. Pomyślałam, że może moja teoria z kidnaperami była całkiem trafna.
- Nie, proszę, mam gitarę i przyjaciół, nie zabijajcie mnie! Zrobię, co tylko chcecie! - płaczliwym głosem zawołał Vic.
Rabuś zastanawiał się chwilę. Zmrużyłam oczy, widząc jego brązowe oczy znad bandany. Przyjazne, to nie były oczy przestępcy.
- W sumie możesz mi przynieść colę z lodem i cytryną. Tylko szybko! - zatrzasnął nogą drzwi za sobą i rozejrzał się. Vic pobiegł w kierunku domniemanej kuchni. - Co my tu mamy... Jakiś zjazd sław!
Jeden z nich, ten po prawej stronie miał oczy podobne do Vica. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że nieco zaskoczone Bring Me the Horizon właśnie patrzą po sobie z lekką ulgą.
- Przez chwilę sądziłem, że to spotkanie będzie pierwszym normalnym, jakie nam zaserwujecie - zaśmiał się niepewnie Nicholls, opuszczając ręce. "Bandyci" ściągnęli bandany z twarzy.
- Śmiejesz się? Twoje życie wisiało na włosku, perkusisto - rzucił z uśmiechem brat Vica Fuentes.
- Bardziej niż wasze osądy interesują mnie te oto koleżanki - mruknął chłopak o nastroszonych włosach. Wyglądał jak jeż, zwłaszcza, gdy ściągnął kaptur i wszystkie włosy stanęły w innym kierunku.
- Nam też jest miło was spotkać - powiedziałam w imieniu moim i Ani. - Szokujące wejście. Zawsze tak wchodzicie do pomieszczeń?
Przywódca bandy zmrużył oczy.
- Tylko przy specjalnych okazjach. A taką okazję zawsze można znaleźć.
- Na przykład teraz - wtrącił się jeż.
- Nie jestem żadną okazją. Jestem Maddie - sprostowałam. Wyszczerzyli zęby.
- Tony Perry - przywitał się ten od dużej spluwy. Wiedziałam kim są, to oczywiste, w końcu bycie fanem zobowiązuje do znania chociaż imion poszczególnych członków zespołów.
- Jaime Preciado - z włoską lub hiszpańską wymową, a skłaniam się bardziej ku tej pierwszej, przedstawił się basista. - A to jest Mike Fuentes. A jego brata, Victora, wyrzuciliśmy po picie.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Victor, to pogadamy inaczej, panie amerykański Włochu. - wokalista wynurzył się z kuchni, niosąc tacę ze szklankami, cytryną i lodem. Podszedł do niskiego stołu, którego wcześniej nie zauważyłam, a który stał między telewizorem a kanapą i postawił tam tacę.
- Zagadaliście Anię z demokratycznej Polski. - zarzucił nam.
- Znasz ustrój panujący w Polsce, ale na bank nie masz pojęcia, gdzie ona leży. - rzuciłam. Podczas rozmowy z chłopcami wielokrotnie przekonałam się, że nie mają bladego pojęcia, jak wygląda rozmieszczenie krajów w Europie. Ich świat kończy się na Wyspach Brytyjskich i Australii. Tak jakby ogarniali tylko wyspy.
- W Środkowej Europie, of course. Ty za to nigdy nie wymienisz 50 stanów Ameryki Północnej. - odbił piłeczkę.
- Wymienię ze wskazaniem, że Kalifornia chce się podzielić na pół. - odparłam. Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Czym ty się zajmujesz?
- Maddie zostanie albo lekarzem, albo anglistką. - wtrąciła Ania. - Ma dobre predyspozycje.
- Albo muzykiem - dodał Jona. - Też ma predyspozycje, bardziej niż dobre.
Spojrzałam na niego.
- O tym już rozmawialiśmy. - poprawiłam czapkę na głowie. Nadal nie zdążyliśmy ściągnąć wierzchnich okryć. - I ja się jeszcze uczę.
Vic stanął między mną a Anią i zarzucił nam ręce na ramiona, przyciągając do siebie.
- Panowie, ta dziewczyna to najnowsze odkrycie Olivera, urodzona gitarzystka. - wskazał na mnie pistolecikiem ułożonym z palców, zwracając się do Pierce the Veil. - A tej dziewczyny jeszcze nie znam, ale na pewno też jest w czymś dobra. - dodał, patrząc na Anię.
- Wiecie, że wyglądacie oboje jak pudle? - całkiem nie w temacie zapytał Jaime, marszcząc nos. - W tych czapkach...
- Raczej jak coocker spaniele. - sprostował Mike, który nagle znalazł się koło niego i opierając się o jego ramię, przygryzł wargę. - Ale bardziej Vic. Maddie ma proste włosy, a Vic kręcone, jak uszy coocker spaniela. - przekrzywił głowę jak artysta przed nałożeniem kolejnej warstwy farby na płótno. - Jak sądzisz, Tony?
- Sądzę, że wyglądają jakby w nas zwątpili. - trafił w sedno. Uśmiechnęłam się, widząc lekko otwarte usta Vica i uniesioną brew.
- Spoko, przywyknę. - odparłam.
Tony popatrzył na mnie w zamyśleniu i wzruszył ramionami.
- No nie wiem. Ja nadal nie mogę.

--------------------
No to co, kolejny rozdział za 4 komentarze : ) Tak, właśnie ty to czytasz i tak, właśnie ty możesz to teraz skomentować. ;d

1 komentarz:

  1. pierwszy komentarz musi być dobry żeby nie zapeszyć . raczej nie czytam takich bzdur, ja tylko lubię Twój opis :) spoko piszesz :D

    OdpowiedzUsuń