Rozpoczął się Nowy Rok, ale zupełnie zapomniałam o postanowieniu noworocznym. Dopiero kilka miesięcy później życzyłam sobie, żeby ostatni rok był jednym wielkim marzeniem sennym. Przede wszystkim żyłam nadchodzącymi feriami i zamknięciem pierwszego rozdziału nauki, zwanego "semestrem".
Ferie minęły równie szybko jak święta i po łzach szczęścia i rozpaczy w Walentynki, arena Zawadzkiego zaroiła się od maturzystów, nerwowo przeglądających swoje notatki z minionych trzech lat nauki. Z ich oczu ziała beznadzieja i strach, z zauważalną od czasu do czasu nutą szaleństwa. Humaniści bali się lektur, matematycy nieprzewidzianych wzorów i zadań z nutą abstrakcji, a bio-chemy - nieznanych im dotąd gatunków do omówienia. Każdy ma swoje problemy, prawda?
Patryk chodził przybity i roztargniony - był zupełnym przeciwieństwem wesołego siebie sprzed kilku tygodni. Wedle tradycji, maturzyści musieli oddać radiowęzeł pod opiekę kogoś młodszego, więc chłopcy z ciężkim sercem wyprowadzili się z małego "mieszkanka", w którym spędziliśmy mnóstwo przerw i lekcji, testując coraz to nowsze dźwięki. Teraz wałęsali się po korytarzach szkolnych, najczęściej z niesmakiem kręcąc głową, gdy przechodzili koło radiowęzła z nowym szefostwem.
Ja natomiast zaliczałam egzaminy sumujące pierwszy rok nauki, a że wkroczyłam w strefę rozszerzonej biologii i jakże mi miłych przedmiotów ścisłych, również nie spędzałam czasu na samych przyjemnościach. W tym czasie moja znajomość z Bring Me the Horizon znacznie podupadła, nie tylko z mojej winy. Gdy ja produkowałam się nad chemią i fizyką, chłopcy rozpoczęli prace nad nowym albumem - gonił ich czas ustalony przez managera, a praca pod presją nie sprzyja kreatywności. Do studia mieli wejść z początkiem lipca, a z tego, co wiedziałam, byli w kropce z materiałem. Wielokrotnie zaznaczali, że potrzebny im manager, który przede wszystkim myśli o nich, a dopiero potem o podlizywaniu się osobom, które w hierarchii znajdowały się znacznie wyżej od niego.
Przyjaźń moja i Ani nabrała specyficznego aspektu - rzadko kiedy wspominałyśmy o Bring Me the Horizon, co najwyżej w kategorii: "Pytał cię ktoś o nich ostatnio..?" albo "Odzywali się do ciebie?". Na to pierwsze prawie zawsze odpowiadałyśmy twierdząco - trzeba było bardzo uważać, żeby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego, czegoś, co może wpłynąć na image zespołu... i nasz. Wraz z Anią wykazywałyśmy niezwykłą biegłość w dziedzinie krasomówstwa i elokwencji.
- Aniu, czy Bring Me the Horizon pracują nad nową płytą?
- Nie mam takich informacji.
- Magda, czy chłopcy zamierzają odwiedzić cię w Polsce?!
- Bez komentarza.
Tak więc wszyscy wokół byli na nas obrażeni za brak udzielania informacji, by na następny dzień podejść i spróbować podchwycić inną plotkę. Bardzo musiałyśmy się pilnować, gdy już o nich rozmawiałyśmy. Dlatego prościej było unikać ich tematu.
W krew weszło nam przekazywanie sobie wszystkie złe i dobre nowiny w poniedziałki, na dwóch godzinach znienawidzonego włoskiego z nawiedzoną profesorką. To przez nią ten łatwy język stawał się torturą, rozpoczynającą nam tydzień. I tym razem nie obyło się bez kolejnej ważnej rozmowy.
- Rozmawiałaś ostatnio z chłopcami? - zaczęła niezobowiązująco Ania, kreśląc w zeszycie wzorki, zamiast uzupełniać ćwiczenie. Ja robiłam dokładnie to samo.
- Nie, ślęczę nad obozem... A ty? - zerknęłam na nią.
- No, jakiś czas temu. - przytaknęła. - A propos wakacji... masz jakieś większe plany?
- Oprócz obozu? - wymownie szturchnęłam zieloną teczkę z dokumentacją wyjazdu, która leżała na ławce i nie odstępowała mnie na krok. - Jeszcze nie wiem. Czemu pytasz?
Wzięła głęboki wdech.
- Chcę zaproponować ci pewien wyjazd.
Zerknęłam na nią podejrzliwie, odpuszczając sobie narysowanie idealnego okręgu.
- Gdzie?
- Do Anglii.
Wybuchnęłam śmiechem. Profesorka spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nie odezwała się. Już wiedziała, że nie żadne słowa mnie nie powstrzymają.
- Żartujesz? Nie ma takiej opcji. - kategorycznie zaprzeczyłam, kręcąc głową.
- Dlaczego nie? - wysunęła się przed ławkę, wpatrując się we mnie.
- Wakacje na Wyspach Brytyjskich, jesteś szalona. Przecież tam nie ma lata.
- Zimy podobno też nie - sarkastycznie wspomniała nasz świąteczny wyjazd.
- Chłopcy kazali ci mnie przekonać, tak? - skrzywiłam się. - Oni polegli, to postawili na ciebie.
Za każdym razem, gdy już udało nam się zgrać w czasie i pogadać, Anglicy wspominali o ponownych odwiedzinach. Mając codzienne w szkole hordę fanek, które każdego dnia zadawały mi te same pytania o chłopców, nie chciałam lecieć tam, gdzie będzie ich jeszcze więcej.
- Może tak to wygląda, ale naprawdę chcę się z nimi zobaczyć. Pamiętasz, ja z tobą poleciałam, bez wahania. - brała mnie na litość. Przewróciłam oczami.
- Wtedy jeszcze nikt nie miał pojęcia o naszym istnieniu. Nie wiem jak ty, ja nie chcę być sławna.
- Może nie masz wyboru. To już się dzieje, Madd. Przecież to ty jesteś ich główną inspiracją, dlaczego się przed tym bronisz? To ty stworzysz z nimi... - urwała w pół zdania. "Stworzysz z nimi..." co? Wtedy jak grom z jasnego nieba w uszach zaszumiały mi słowa Vica: "Po prostu się temu poddaj". On wiedział. I wiedziała też Ania. Natychmiast skierowałam na nią czujne spojrzenie.
- Co się stało w Manchester? Co tam usłyszałaś?
Zmieszała się i odwróciła wzrok. Zaklęłam pod nosem. Przecież wiedziałam, że to nie mógł być czysto integracyjny wyjazd.
- Chcesz mi w końcu coś powiedzieć, Aniu? - zapytałam, dla bezpieczeństwa odkładając ołówek z dala od siebie. Przez chwilę wpatrywała się w ten kawałek drewienka, jakby to on miał za nią odpowiedzieć.
- Pytali Pierce the Veil, jak mogą cię przekonać do współpracy. - powiedziała cicho. Nie wiedziałam, czy chodziło jej o zachowanie tajemnicy wśród ciekawskich uszu, czy w ten sposób chciała złagodzić moją złość.
- Żartujesz? - wykrztusiłam. Zadzwonił dzwonek, ale nie ruszałam się z miejsca, wpatrując się w przyjaciółkę.
- Powiem ci na zewnątrz. - wstała, nie czekając na moją zgodę. Wyszłyśmy na, jak zwykle, zatłoczony korytarz i przeszłyśmy kawałek tam, gdzie robił się szerszy. Nawet to było kwestią czasu, dyrekcja ciągle domawiała nowe partie szafek szkolnych.
- No? - oparłam się bokiem o parapet, krzyżując ręce na piersi. Ania odchrząknęła i wzięła głęboki wdech.
- Gdy już zasnęłaś, usłyszałam twoje imię. Myślałam, że się przesłyszałam, ale po chwili znowu się rozległo, trochę przytłumione. Podeszłam do drzwi i lekko je otworzyłam... wtedy usłyszałam wszystko.
Uniosłam tylko brew, ale nie przerywałam. Czułam, że mi się to nie spodoba.
- Co o niej sądzicie? - zapytał Oliver, zaplatając ręce, luźno wiszące między kolanami. Patrzył wyczekująco na kolegów z zaprzyjaźnionego zespołu. Tamci popatrzyli po sobie.
- Sam nie wiem... - zabrał głos Vic. - Wydaje się całkiem rozważna... inteligentna. Z tego co mówicie, potrafi grać, ale chyba nie ma jeszcze większego pojęcia o wszystkich możliwościach, które oferuje nam obecna skala techniki muzycznej.
- Jak dla mnie jest epicka. Jest cholernie wygadana, niejednokrotnie mnie zagięła, po prostu ot tak. Ma wszechstronne zainteresowania...
- Więc czy będzie potrafiła skupić się na jednym i robić to dobrze? - wtrącił nieco sceptycznie Vic.
- Bycie w zespole to nie tylko jedna przypisana rola... - zauważył Jona.
- Dobra, ale jak zauważyłeś, każdy ma swoje miejsce, w którym stara się być jak najlepszy.
- Nie mówisz chyba o sobie, co Vic? - Tony wygiął usta w kpiącym uśmiechu, dając do zrozumienia, że to właśnie Vic zajmuje dwa stanowiska w Pierce the Veil.
- Okej, może to nie był dobry argument...
- To był żaden argument, Victor. Dziewczyna ma talent i ambicje. I wie, co jest dla niej ważne. A to, że jest uparta i pewna siebie - przecież to wymagane cechy w naszym biznesie. Wszyscy wiemy, że sobie poradzi. - Perry zamilknął. W salonie panowała cisza.
- Wszyscy też wiemy, że Maddie nie ma najmniejszej ochoty zostać muzykiem zawodowo. - przerwał ciszę Nicky.
- Musimy to zmienić. Maddie jest w stanie zrewolucjonizować wasz tor muzyczny, Oli. - podjął decyzję Vic. - Nie ma opcji, żeby świat jej nie zobaczył na wielkiej scenie. Najważniejsze wartości - talent, pewność siebie i dobry start - już posiada. A to, czego nie ma, szybko wypracuje. Przecież nie zostawimy jej z tym samej!
W pokoju, w którym już na dobre rozgościła się noc, znowu zapadła cisza. Bring Me the Horizon i Pierce the Veil - oba te zespoły wspólnie planowały karierę polskiej nastolatki, którą poznali tak niedawno.
- Tylko jak ją do tego przekonać? - najważniejsze i najtrudniejsze pytanie postawił Oliver. Zawisło nad nimi, ciężkie i nie do przeoczenia jak śniegowa chmura.
- Trzeba jej pokazać to w ten sposób, żeby sama tego zapragnęła. Wyciąganie jej na scenę i kazanie grania koncertu nie jest dobrą drogą - zabrał głos Mike. - Nie w jej przypadku. Ona nie ma ochoty być sławna, nie na tym etapie.
- A gdyby postawić ją przed innym faktem dokonanym? - zaczął cicho Jona. Zgromadzeni mężczyźni skierowali na niego spojrzenia. Australijczyk odchrząknął. - W 2012 zamierzamy rozpocząć prace nad nowym albumem. A gdyby stworzyła go z nami? Tworzenie takiej płyty to... to prawie jak wychowywanie dziecka.
Chwilę zastanawiali się nad jego słowami.
- Zamierzasz ściągnąć ją do studia, wcisnąć gitarę do ręki i rozkazać: Graj? - zapytał Matt.
- Nie. - odparł na to Weinhofen. - Zamierzam oddać jej moje miejsce w zespole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz