poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"Było tak blisko."

        Było już późno i gorąco. Byłoby ciemno, gdyby nie setki, tysiące, miliony świateł bijących z neonów, witryn, billboardów gdziekolwiek wzrokiem sięgnąć. Nocne życie miasta trwało w najlepsze: ludzie śmiali się, nawoływali, krzyczeli, rozmawiali przez komórki, pili drinki w przyulicznych knajpkach, spacerowali, zwiedzali. Mimo naprawdę późnej pory tłum na ulicach był ogromny, a tworzyli go nie tylko turyści, ale i sami mieszkańcy. Lato w Tokio budziło się do życia, ale pełną parą. Już teraz, w ostatnich dniach maja, dni były parne i duszne, a wieczory wilgotne i gorące.
      Szłyśmy z Anią jedną z ulic, której nazwy nie potrafiłyśmy wymówić. Zresztą, taka wiedza nie była nam potrzebna, bo wszystkie ulice brzmiały i wyglądały dla nas identycznie. Ale Ania, w porównaniu do mnie, starała się zrozumieć ten język i od trzech miesięcy pilnie go studiowała. Mnie wystarczyło zwiedzanie miasta i poznawania jego kultury po angielsku, obserwowanie ludzi. Ku swemu rozczarowaniu, nigdzie nie widziałam żadnej kobiety ubranej w typowy japoński strój. Zamiast tego moim oczom ukazywał się widok dziewczyn i kobiet ubranych jak uczennice gimnazjum.
- Może powinnyśmy teraz skręcić? - Ania wskazała na jedną z identycznych, długich, oświetlonych i zatłoczonych dróg. Przytaknęłam i przeszłam przez ulicę, nie rozglądając się. Mimo wielkiego ruchu pieszych, samochody jeździły tylko okazjonalnie.
- No i jesteśmy w tym pięknym mieście, w którym wszystko wygląda tak samo oryginalnie... - mruknęłam, aby rozpocząć rozmowę.
- I jesteśmy tutaj jeszcze jakiś tydzień.
          Znowu gdzieś skręciłyśmy. Kilka godzin temu rozstałyśmy się z chłopcami, którzy nie mogli przejść spokojnie koło żadnego klubu bez wejścia do środka. W jednym z takich klubów huczało w jednej części Rammstein na żywo, a w drugiej jakiś japoński DJ wkurzał swoim techno. Nie mogłam ogarnąć takiego połączenia, zresztą nie interesowało mnie zanadto upijanie się, nawet przy dobrej muzyce. Rozstałyśmy się więc z chłopcami i ekipą techniczną, decydując się na własną rękę zwiedzać nocne Tokio. Przechodziłyśmy z miejsca w miejsce, z ulicy na ulicę, nie mogąc się odnaleźć.
- Jak tam z Tommym? - zagaiła Raine. W sumie, jakby się zastanowić, to całkiem dobrze, że ma takie obco brzmiące nazwisko. Przynajmniej nikt nie ma problemu z wymówieniem go, a teraz to przecież ważne, by jej nazwisko było znane. Przypomniałam sobie, że nadal nie odpowiedziałam na zadane mi pytanie.
- Nie wiem, chyba dobrze.
- Chyba? Jesteście w końcu parą od paru miesięcy, czyż nie?
- To skomplikowane. - odparłam po chwili ciszy.. - No wiesz. W sumie to nie wiem.
Roześmiałyśmy się.
- Znasz mnie. Ja nie jestem jakoś stała w uczuciach, no i nie mam nic przeciwko umawianiu się z kilkoma facetami na raz..
- Ale teraz w trasie masz Toma cały czas przy sobie.
- Aczkolwiek przecież co miasto mogę poflirtować z kimś nowym, innym, prawda?
- Niby tak... A Tommy patrzy.
- Raczej więcej może usłyszeć. Ale... Teraz ani nas nie zobaczy, ani nie usłyszy. No i nie wydaje mi się, żeby w tym konkretnym momencie właśnie nie macał cycków jakieś paniusi w którymś z klubów. Przecież Nicholls jest mistrzem manipulacji, zaciągnie ich wszędzie.
- Spaliście ze sobą? - zapytała prosto z mostu. Zakrztusiłam się zielonym smoothie, który właśnie wciągałam przez słomkę.
- Skąd to pytanie?
- Oli mówił...
- Oliver mówi wiele rzeczy. - odetchnęłam. - Nie, nie spaliśmy ze sobą. - Ania spuściła wzrok, uśmiechając się. - Czy ty w ogóle wiesz może, gdzie my jesteśmy? - zapytałam, przystając. Ania pokręciła przecząco głową. - Świetnie. - skwitowałam, rozglądając się. Nigdzie nie widziałam żadnego charakterystycznego punktu, który pozwoliłby nam się odnaleźć.
- Może zapytajmy kogoś? Jesteś przecież dobra w zaczepianiu przypadkowych przechodniów. - zaproponowała. Spojrzałam na nią zmrużonymi oczami, decydując się.
- No dobra. Chodźmy do tych tam...
         Ruszyłam w stronę dwóch europejsko ubranych Japończyków. No wiecie, airmax'y, rurki, luźne koszulki, fullcapy. Poprawiłam czarny kapelusik na głowie, obróciłam na nadgarstku rzemyki i podeszłam do nich z ładnym uśmiechem na twarzy.
- Hej. - zaczęłam. - Szukamy klubu... "Rebel". Możecie nas pokierować?
         Obaj zlustrowali mnie od stóp do głów. Gdy już doskonale obejrzeli sobie moje nogi, teraz odziane w czarne rajstopy i wysokie, czarne i sznurowane workery, piersi, przykryte białą koszulką bez rękawów, wsadzoną niedbale w białą, krótką spódniczkę, przenieśli wzrok na Anię. Ania jednak miała na sobie poszarpane dżinsy, więc nie zobaczyli za wiele, ale i tak zatrzymali wzrok na tych niesamowicie długich nogach, które wydawały się jeszcze dłuższe dzięki botkom na szpilce. Czasem jej zazdrościłam tej wyższej perspektywy.
- Pewnie możemy. Ale po co macie iść do klubu, skoro możemy zabawić się tutaj?
          Nie popełniłam tego błędu i nie spojrzałam na Anię, szukając pomocy. Skrzyżowałam ręce na piersiach, zakrywając je dodatkowo połami ramoneski, którą miałam na sobie. Wiedziałam, że to lustrowanie nas wzrokiem było zbyt nachalne, zbyt długie, zbyt... Intymne.
- Obawiam się, że nie skorzystamy z waszej propozycji. Dzięki za drogowskaz! - pomachałam im z udawaną lekkością i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Ania była już kilka kroków dalej. Właśnie stawiałam pierwszy krok, gdy wyższy z nich, mój dotychczasowy rozmówca, złapał mnie za rękę i pociągnął w swoim kierunku.
- Obawiam się, że nie pytałem cię o zdanie, mała.
- Chyba nie do końca wiesz, na co się porywasz. - odparłam spokojnie, odchylając się od niego. - Chyba nie do końca wiesz kim jestem i co może się stać, gdy mnie nie puścisz.
- Zaraz mogę się przekonać, co takiego potrafisz. - szepnął, szarpiąc moją rękę, więc chcąc nie chcąc znalazłam się bliżej niego. Drugą rękę położył mi na plecach i zjeżdżał dłonią coraz niżej. Przeklęłam się w duchu za założenie tej spódniczki i szarpnęłam do tyłu, ale mężczyzna był zbyt silny.
- Sądzę, że nie możesz - rozległ się gdzieś za mną głos Toma. Ale to był chyba wytwór mojej wyobraźni, bo przecież nie było opcji, żeby on tu był. - Może łaskawie puścisz moją dziewczynę?
          Zerknęłam przez ramię. Kilka metrów od nas stali Nicholls i obaj bracia Sykes. Gdy trefny Japończyk nadal mnie trzymał i patrzył na niego z lekceważeniem, Tom zniecierpliwił się.
- Wydaje mi się, że powiedziałem jasno i wyraźnie i na dodatek po angielsku, żebyś puścił moją dziewczynę. - westchnął. - No ale skoro nie zrozumiałeś...
         W dwóch krokach znalazł się tuż koło nas i nagle ucisk na mojej ręce zelżał. Co więcej, całkowicie znikł. Tak samo jak dotyk ręki na moich plecach. Mężczyzna, który przed chwilą próbował mnie przekonać do spędzenia z nim upojnej nocy, właśnie leżał na ziemi, przyciskając obie ręce do twarzy. Spomiędzy jego palców ciekła krew. Zszokowana obejrzałam się na Toma, który właśnie machał prawą ręką, jakby próbował z niej coś strząsnąć. Potem spojrzał groźnie na towarzysza powalonego Japończyka. Jednak ten właśnie cofał się powoli, bełkocząc coś w swoim śmiesznym języku.
- Doskonale go rozumiem, wiesz? - rzucił Matt w eter. - Tylko ja mogę tak zrobić, a on nie. I to jest ta różnica. - poprawił fullcapa z czerwonym daszkiem na głowie. - No i ja jestem przystojny.
           Został zignorowany.
- Co się stało? - zapytał Oli.
- Co wy tu robicie? - zapytała w tym samym momencie Ania.
- Wyrzucili nas z klubu. To znaczy, wyrzucili Matta. - odpowiedział Oliver jako pierwszy.
- A my zabłądziłyśmy i zapytałyśmy o drogę. Wygląda na to, że zrobiłyśmy ogromne kółko.
- Klub jest tu niedaleko... Za tamtym rogiem - wskazał Matt za siebie, ruszając na wprost.
- Dlaczego cię wyrzucili? - zapytałam perkusistę, nadal wtulona w Toma, pod ostrzałem bystrego spojrzenia Ani.
- Trochę za bardzo poniosła go muzyka. - odparł za przyjaciel Oli. - Wskoczył na bar i zabrał DJ-owi mikrofon.
- Po prostu nie mogłem znieść Rammstein'u przez kolejne 3 godziny, kurde, ile można?
- Wątpisz w Rammstein?!
- Nie, ale to mnie już wkurzało!
- Dlatego wskoczyłeś na bar i zacząłeś tworzyć własny techno-rock?
- Właśnie tak. A ty jesteś przeciw mnie!
- Popatrz, nie mówię, że ochroniarz miał rację, tylko że to, co mówił, nie było mylne.
- Wychodzi na to samo. - Matt wsadził ręce do kieszeni kurtki, którą zarzucił przed wyjściem na niebieską koszulę w kratkę. - A tak w ogóle, co mówił?
- Że nie wpadliśmy do klubu po to, żeby odbierać DJ-owi robotę, zabierając mu mikrofon.
- Ale to zrobiliśmy!
- Pewnie dlatego nas wyrzucił. - inteligentnie zauważył Tom, w którego niebieskich oczach nie widać było już niepokoju, który dominował tam przez kilka ubiegłych chwil. Wspięłam się na palce i pocałowałam go lekko w usta. Oddał pocałunek i ja poczułam, jak się uśmiecha. Uwielbiałam, gdy na jego ustach rozciągał się uśmiech, albo zaczynał coś mamrotać, gdy się całowaliśmy.
- Dobra, idziemy do tego cholernego Maca, teraz! - Matt uniósł rękę jak kapitan statku, a drugą objął Anię w talii.- Podążajcie za mną, zacni panowie i wy, piękne damy.
       Szliśmy, podśmiewając się z Matta, którego orientacja w terenie była jeszcze mniejsza od mojej. Mimowolnie zaczęłam zastanawiać się, gdzie zgubili resztę ekipy, ale nie zapytałam głośno.
- Czy w całym Tokio nie ma żadnego McDonalda? - wkurzył się w końcu perkusista, gdy krążyliśmy po okolicy blisko kwadrans.
- Nie wiem. Zapytaj tych dwoje. - Oli wskazał na jakąś parkę, stojącą po drugiej strony ulicy. Mimowolnie przewróciłam oczami, ale Tom tylko zachichotał na widok kobiety szczelnie otulonej jakimś płaszczem, który kształtem bardziej przypominał koc z guzikami.
- Przepraszam, jest gdzieś tutaj McDonald?
          Japończycy patrzyli na niego ze zdziwieniem.
- McDonald. Jest gdzieś tutaj?
- Mick Donald? - zapytał w końcu facet, strząsając papierosa.
- McDonald. Ronald McDonald? - Matt próbował wyjaśnić.
- Aa! - Japończyk wyglądał, jakby odkrył Amerykę. - W tamtą stronę! - wskazał na drogę naprzeciwko.
- Oo, dzięki, bracie! - przybili żółwiki.
         Poszukiwania McDonalda zakończyły się sukcesem i naszą szaleńczą radością. Na miejscu okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł i w lokalu siedzieli już Phil, Johnny, Dean i Stokesy, część naszej ekipy technicznej. Ich stolik był najgłośniejszy, przyciągał niezliczoną ilość spojrzeń i uśmiechów obecnych tam dziewcząt oraz nieco mniej entuzjastycznych zerknięć mężczyzn. Gdy podeszliśmy do nich, hałas wzmógł się o okrzyki powitalne.
         Biały stolik był długi, ale ilość puf i foteli, na których mogliśmy usiąść była ograniczona, więc Tom ściągnął mnie na swoje kolana. Ania nie dała się tak zmanipulować Mattowi i zajęła własne miejsce - co w sumie było rozsądne, bo perkusista non stop wstawał, skakał i ogólnie wyglądał jak osoba dotknięta ADHD.
- Dragi rujnują życie - powiedziałam głośno, gdy Matt znowu zaczął robić jakieś śmieszne miny. Spojrzenia obecnych nasiliły się, a Matt i Oliver po krótkiej konsultacji wzrokowej zaczęli komicznie wykrzywiać twarze, sprawiając wrażenie chorych na porażenie mózgowe. Pokręciłam tylko głową, nie dołączając się do ogólnej wesołości. Ania mierzyła mnie porozumiewawczym spojrzeniem, które starannie ignorowałam, gdy razem z Tomem jedliśmy frytki.
     Postanowiliśmy wynająć na jedną noc pokój w hotelu, aby wygodnie przespać się choć trochę przed następnym koncertem, ale najpierw musieliśmy wrócić do autokaru. Chłopcy nie mogli się oprzeć pokusie zajrzenia do jeszcze jednego klubu. Mając w pamięci poprzednią samodzielną wycieczkę, nie miałam nic przeciwko, gdy Tom pociągnął mnie za sobą do środka.
       Jakieś dwie godziny później niemalże wszyscy mieli już lekkie zaburzenia równowagi, za to humory nadal przednie. W końcu dotarliśmy do autokaru, który zaparkowaliśmy na totalnym zadupiu nad rzeką i zobaczyliśmy przed nim Lee i Matta w otoczeniu dziewczyn z technicznej: Lisy, Taylor i Sarah. Jeździli na deskorolkach, które dostaliśmy w Kanadzie na początku miesiąca.
- Oo, wróciliście! Przez chwilę sądziliśmy, że wciągnęły was japońskie przedmieścia! - uśmiechnął się Lee, widząc wstawionych i szczęśliwych muzyków.
- Wow, powtórz to! - Tom zignorował gitarzystę i szeroko otwartymi oczami (a te niebieska głębia naprawdę robi wtedy wrażenie) patrzył na Phila, który właśnie zabrał jedną deskorolkę i skoczył na niej, odwracając ją w powietrzu. Dźwiękowiec i menadżer trasy uśmiechnął się i powtórzył. - Też tak zrobię!
       Zabrał drugą deskę i ustawił stopy tak, jak pokazywał mu blondyn. Wybił się i potknął przy lądowaniu. Niecierpliwie ściągnął vansy, zostając w dżinsach i czarnej koszulce. W otoczeniu śmiechów raz jeszcze spróbował, ale tym razem udało mu się przewrócić. Skakał i skakał, za każdym razem potykając się lub przewracając. Za którymś razem już się nie podniósł, leżał na betonie.
- Tommy? - zawołał Oli, zaśmiewając się. Jego brat przewrócił się na plecy, patrząc w niebo.
- Kurwa. - podsumował i podniósł się chwiejnie. Spojrzał na swoje stopy. - Ta krwawi - poinformował nas, strzepując lekko krew z lewej stopy na beton. - A ta nie krwawi. - na prawą wciągnął jednego buta i raz jeszcze wszedł na deskorolkę. Obok nas starszy Sykes też spróbował swoich sił w popisywaniu się, ale szło mu jeszcze gorzej, jeśli jest to możliwe.
      Tom zdążył wciągnąć drugiego buta, a gdy i tym razem nie udało mu się obrócić w powietrzu deskorolki i opaść bez upadku, wkurzył się. Uderzył mocno stopą w sam środek, ale nic to nie dało. Wybuchnęliśmy śmiechem, uznając to za przekomiczne. Wtedy młodszy Sykes kopnął sprzęt jeszcze raz i drugi, a zanim ogarnęliśmy, co tak naprawdę robi, było za późno. Deska się złamała, ale nie do końca.
- Stój! - Phil postąpił krok w jego stronę z wyciągniętą ręką, ale Tom już zdążył przełamać deskorolkę do końca, używając do tego własnej głowy. Śmiech się nasilił.
- Ale się wkurzyłem. - skwitował. - Żadna deskorolka nie pokona Toma Sykesa!
        Chwycił obie części i ruszył w kierunku rzeki, rzucając nimi co jakiś czas o ziemię. Nicholls wykazał się przytomnością umysłu i poszedł za nim.
- Ej, co będziesz robił?
- Surfował.
         Gdy już podszedł do brzegu, na kamienistą plażę, zaczął ściągać dżinsy przez buty.
- Czekaj, nie wejdziesz tam sam. - Matt również zaczął zdejmować z siebie ubrania. Uśmiechnęłam się, widząc, jak mój mały Matt zaczął dbać o bezpieczeństwo. Zanim jednak zdołał pozbyć się wszystkich części garderoby, rozległ się głośny plusk i młodszy Sykes zniknął pod wodą.
- Tom? - zawołał Oliver, który też pofatygował się nad wodę. - Tommy?
        Mijały sekundy, a chłopak się nie pojawiał. Matt przyśpieszył ruchy i po chwili też był już w wodzie, brodząc przed siebie.
- O cholera, jaka zimna! - wrzasnął. Podeszłam do samego brzegu, woda niemalże obmywała mi buty, a ja próbowałam przebić spojrzeniem ciemność i toń wody.
- Tommy?! - ja również dołączyłam się do nawoływań. Minęła minuta.
- Thomas! - w głosie Olivera zaczęła pobrzmiewać panika. Sam zaczął ściągać buty i kurtkę, tak jak ja, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął chłopak.
- Tu jestem - rozległ się głos gdzieś na prawo od nas. Oliver zamarł, stojąc do kolan w wodzie. Matt dygotał kawałek dalej, zanurzony po pierś. - Zapomniałem mojej deski surfingowej.
       Podszedł do kawałków deskorolki i wziął jedną, rzucając ją w wodę i skacząc na nią. Spuściłam głowę, kręcąc nią w politowaniu, za to Oliver stał jak spetryfikowany.
- Ty cholerny idioto. - wyszeptał tak, że tylko ja go usłyszałam. Z trudem sięgnęłam po jego rękę, ciągnąc go na brzeg.  - Było tak blisko. - skinęłam tylko głową.
       Tymczasem chłopcy chyba przyzwyczaili się do temperatury wody, bo teraz radośnie w niej brodzili, urządzając konkurs w rzucaniu kamieniami w dal.
       Miałam wielką ochotę zanurzyć się w pościeli i po prostu spać, ale nie chciałam zostawiać tej pijanej grupki nad wodą. Zerknęłam na Anię, która stała obok mnie z głową pochyloną na bok i przyglądała się Mattowi, który właśnie zmierzał w naszą stronę w samych bokserkach. Mokrych bokserkach. Z trudem oderwałam od niego wzrok, tłumacząc sobie, że już milion razy widziałam go w bieliźnie, a poza tym to nie mój chłopak. Ale te argumenty słabo brzmiały nawet w moich uszach.
- Ja spadam! - zawołałam, widząc, że Oli powoli ziewa, a Tom traci zainteresowanie swoją nową deską surfingową. Uniósł oba kciuki w górę i zanurkował ostatni raz, a gdy się wynurzył bliżej brzegu, strząsnął grzywkę na bok. Potem razem z Mattem, który wciągnął już na siebie spodnie, rzucili w wodę obie części deskorolki i powoli ruszyliśmy w stronę hotelu, który widzieliśmy po drodze.
      Na miejscu, gdy już się zarejestrowaliśmy, rozpoczęła się bitwa o łóżka. Ja i Tommy zadowoliliśmy się pojedynczym, tak jak Ania z Mattem. Reszta rozlokowała się na kanapach oraz jedno- i dwuosobowych łóżkach. Łącznie zajęliśmy dwa pokoje. Z ulgą rzuciłam się na łóżko, które okazało się całkiem wygodne jak na dwugwiazdkowy hotelik. Tuż obok mnie ułożył się Tom, z nadal mokrymi włosami. Ściągnęłam buty, ramoneskę i kapelusik nie podnosząc się i odwróciłam głowę w stronę chłopaka. Jego spojrzenie już nie było chorobliwie wesołe, jak przed chwilą. Teraz było w nim coś, co sprawiło, że poczułam motylki w brzuchu. Ułożył się na boku, podpierając głowę jedną ręką, a drugą zrobił coś a'la ludzika, który zaczął wędrować od mojego uda, po brzuch, aż do szyi. Jego dłoń błądziła po moim ciele, a oczy wpatrywały się cały czas w moją twarz. Uśmiechnęłam się lekko, a on pochylił się i pocałował mnie. Uwielbiałam jego sposób całowania, zdecydowany, zmysłowy, drapieżny. Niezależnie od tego, czy tylko muskał swoimi ustami moje, czy też zdążał pogłębić pocałunek, zawsze jego wargi zostawiały po sobie ślad.
        Wtedy poczułam, że nie chcę czekać. Tom był pierwszym chłopakiem, przy którym czułam się gotowa. Przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem, całując go. Znów poczułam, jak jego wargi układają się w uśmiech. Wsunął zimne dłonie pod moją spódniczkę, zsuwając ją. Szybko się jej pozbyliśmy, tak jak moich rajstop. Podniósł się do pozycji siedzącej i pozwolił ściągnąć sobie koszulkę, a potem błądził dłońmi po moich plecach, przedłużając chwilę pozostawienia mnie w samej bieliźnie. Całował moją szyję, linię szczęki, nie przestając się uśmiechać. Zaczęłam rozpinać jego dżinsy i chwilę później oboje byliśmy już w samej bieliźnie.
         Teraz to on leżał na mnie, przesuwając językiem po moim brzuchu, udach i wywołując u mnie dreszcze. Byłam zupełnie zdecydowana, gdy sięgnął zwinnymi palcami do rozpięcia mojego biustonosza i jego wzrok zatrzymał się na moich piersiach. Zaśmiałam się cicho, a on z iskrą w oczach pociągnął mnie w dół. Jego dłonie zawędrowały na moje biodra, drażnił się ze mną. Znów musnął wargami moją szyję i...
         Drzwi otworzyły się, a stanął w nich Phil, wpuszczając światło do pogrążonego w mroku pokoju. Szybkie spojrzenie na jego twarz, pełną zaskoczenia i lekkiego zawstydzenia  spowodowało, że wybuchnęliśmy z Tomem śmiechem. Powoli usiedliśmy, Tom rzucił mi swoją koszulkę. Phil nie wiedział, co ze sobą zrobić, zakrył sobie oczy dłonią.
- Ja... Przyjdę rano, w sumie...
- O co chodzi? - zapytał Tom, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. - Czy widok nagiej Maddie jest aż tak dla ciebie przykry?
- Właśnie nie, w tym problem. Ja... nie będę wam już przeszkadzać... - zaczął się jąkać, drapiąc się po głowie. Przygryzłam wargę, unosząc kącik ust.
- No skoro i tak już tu jesteś, to powiedz to, co chciałeś. - odparłam.
- Ja... Ekhem, chciałem tylko pogadać z tobą, Tom. Chodzi o Australię, na lotnisku będzie na nas czekać niejaka pani Hemmings, ona będzie koordynatorką naszej trasy po Australii. Chciałbym, żebyś się z nią dogadał na temat sesji zdjęciowych, bo ona też jest fotografem, więc żebyście sobie nie wchodzili w paradę. I... jeszcze chciałem powiedzieć, że w Japonii zostały nam 3 koncerty, a dopiero potem lecimy dalej.
- Ma własny zespół, czy bierze Stokesy'ego i resztę naszych do ustawienia planu?
- Jest profesjonalistką, wszystko ma swoje. - nadal był czerwony, unikał naszych spojrzeń. - Więc, jeśli nie masz żadnych pytań, to ja już będę leciał... - powoli się cofał.
- Dzięki, Phil. - zawołał za nim Tommy tylko z lekką nutą ironii, a gdy drzwi się zamknęły, zmierzył mnie spojrzeniem. - A więc tak.
- Otóż to. - przytaknęłam. Atmosfera intymności, którą zdołaliśmy wykrzesać, uciekła wraz z Philem. - Chyba powinniśmy iść spać.
        Wgramoliliśmy się pod kołdrę, rzucając sobie rozbawione spojrzenia. Tom leżał na plecach, krzyżując ramiona nad głową, a ja oparłam głowę na jego piersi. Leżeliśmy w ciszy i powoli odpływałam w sen, słuchając miarowego oddechu Sykesa. Poczułam, jak pierś chłopaka się unosi, jakby brał głębszy wdech.
- A już myślałem, że porucham. Serio.

2 komentarze:

  1. No w takim momencie im przerwać...xD
    Oni wszyscy mają wyjątkowy talent do robienia zamieszania i/lub pakowania się w kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah, o boże, ostatni tekst rozdziału mnie zabił XD

    OdpowiedzUsuń