sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział VII.

         muzyka.
           Białe i niebieskie (przepraszam, turkusowe!) światła leniwie przesuwały się po scenie, niczym więzienne reflektory poszukujące więźniów. Dźwiękowiec SIO, Arthur, puścił intro. Gdy kończyła się jego druga powtórka, inny technik zaczął odliczać na palcach sekundy. 5...4...3...2...
         Cody wynurzył się z cienia backstage'u, mrucząc słowa piosenki do mikrofonu. Nie patrzył na widownię, tylko przed siebie, jak aktor przed monologiem. Powolnym, lekkim krokiem kroczył po scenie, dołączając do reszty zespołu. Ale nie w pełnym składzie. Austin ostatecznie odszedł z florydzkiej grupy.
          Nasze kapele rozjechały się. Minęły trzy dni od spotkania z PTV, gdy niespodziewanie Trevor oznajmił, że jadą do New Hampshire, podczas gdy SIO miało grać w Nowym Jorku. Żaden Polak nie odpuści sobie zobaczenia tego drugiego, więc, jak na prawdziwą patriotkę przystało, wybrałam Cody'ego i Maxxa.Trevorowi chyba bardziej ulżyło, niż zrobiło to jakąś różnicę.
          Atlanta zbliżała się wielkimi krokami i nie rozumiałam wszechobecnego uczucia... paniki. Im bliżej do show, tym dziwniejszy stawał się Trevor. Chodził zamyślony, bawiąc się komórką. Często bez słowa podchodził do mnie i mocno przytulał, jakby się bał. Równie często wybuchał gniewem i rzucał przedmiotami. A im częściej to robił, tym bardziej nachmurzony był Cody. Najczęściej Maxx posyłał mu wtedy znaczące spojrzenia i wzruszał ramionami.
          Czułam się strasznie samotna i, co gorsza, nie na miejscu. Po raz kolejny zostałam zepchnięta na backstage, dosłownie i w przenośni. Nie mogę powiedzieć, żebym była znudzona, bo z przyjemnością oglądałam półtorej godzinny solowy koncert Set It Off, którzy robili ogromne show. Widziałam, jacy są z siebie dumni, gdy tłum tańczył, jak oni im zagrali. Gwałtownie zatęskniłam za tym uczuciem, gdy masz władzę nad twoim małym światem i możesz robić, co ci się tylko podoba. Gdy tysiące ludzi lgną ku tobie, czekając, aż wykonasz czadową solówkę lub weźmiesz mikrofon w swoje dłonie.
          Odwróciłam wzrok i przecięłam mrok terenu dla techników. Nikt mnie nie obserwował. Nikt się nie interesował. Wszyscy byli pochłonięci widokiem czterech uzdolnionych muzyków z Florydy i wcale im się nie dziwiłam. Po kilkuminutowym błądzeniu po budynku, w końcu dotarłam do drzwi prowadzących na podwórko. Rozejrzałam się wokoło, obejmując się ramionami. Ameryka zaczynała mnie denerwować tą nagłą zmianą temperatur. Na Florydzie nawet po godzinie 20 ludzie zazwyczaj nie zakładali swetrów, a tutaj już koło 18 robiło się naprawdę chłodno.
            Kilka osób z obsługi budynku zaparkowało tu swoje samochody. Poza tym była to dość otwarta przestrzeń, więc czułam się stosunkowo bezpiecznie. W półmroku wypatrzyłam ławkę i skierowałam się ku niej, wyciągając zza stanika komórkę. W legginsach nie było miejsca na schowanie jej. Uniosłam telefon do ucha, licząc sygnały.
- Czego chcesz? - Ania nie wydawała się zachwycona telefonem. Szybko obliczyłam w myślach godziny. Zdecydowanie Ania nie powinna już być w łóżku.
- Cześć. Co tam?
- Wiesz, że nie znoszę tego pytania.
- A ty wiesz, że zawsze będę ci je zadawać. - zapadła między nami cisza, ale czułam, że Ania czeka na rozwinięcie. - Chcę wrócić do domu. Nie nadaję się do pilnowania backstage'u.
- To weź gitarę i pilnuj sceny.
- Nie chcę tutaj być. Nowy Jork jest zimny. - marudziłam dalej. Byłam pewna, że przyjaciółka przewraca oczami, gwałtownie  przerzucając kartki w książce od matmy.
- Jesteś tchórzem. Jak już pojechałaś w trasę koncertową, to mogłabyś spokojnie grać z nimi koncerty. Nawet polskie gazety już wiedzą, że cię tu nie ma. Szkolny radiowęzeł tylko na czeka na jakieś nagranie, żeby katować nim uczniów. Na razie w kółko puszczają N.M.E i wierz mi, znienawidziłam tę piosenkę. A poza tym po całej sieci krążą twoje zdjęcia z Trevorem. Masz jednak okropny gust, skoro wybierasz jego, mając pod ręką Carsona.
- Carson ma dziewczynę - odparłam naburmuszonym tonem. Dziewczyna głośno się roześmiała.
- Ale Danziger nie ma. I popatrz - jest perkusistą! No co za dziwny zbieg okoliczności...
- Przestań. Dzwonię do ciebie po radę, a nie... - urwałam, uświadomiwszy sobie, że to była rada. Tylko nie taka, która mi odpowiadała.
- Wracaj do środka, bierz gitarę i graj, dzieciaku. Inaczej do końca życia czekają cię wyrzuty sumienia, że mogłaś być gwiazdą estrady, a zostaniesz królową szczepionek i naklejek dla dzieci w przychodniach.
         Zaklęłam, zamykając oczy. Dlaczego nikt nie stoi po mojej stronie?
- Wiem, Miko, że też już to przemyślałaś. Weź się w garść!
- Tak się nie motywuje osób w depresji.
- Nie masz depresji, tylko lenia. Masz dwa wyjścia. Albo teraz przyswajasz ode mnie mentalnego kopa w dupę i lecisz na scenę, albo grzecznie wracasz do domu i uczysz się do cholernej matury z chemii. Bo nie zdasz.
- A ty z matmy. - mruknęłam.
- Rozszerzenia nie da się nie zdać, słonko. Spadaj już. - rozłączyła się. Pokręciłam głową i ukryłam twarz w dłoniach. Coraz bardziej trzęsłam się z zimna i z nerwów. Szybko przeanalizowałam swój system wartości. Po co tu jestem? Jaki jest sens istnienia? Czymże jest szczęście? Siąknęłam nosem i, nie oglądając się za siebie, uciekłam do środka, przez backstage, porywając gitarę i wskakując na scenę. Nie myślałam po co, ani dlaczego. Po prostu to zrobiłam.
          Trafiłam idealnie w refren The Haunting. Tłum wrzasnął, gdy wślizgnęłam się przed Danny'ego, odbierając mu mikrofon. Cody, choć zaskoczony, nie stracił rezonu. Uśmiechnął się szeroko i nagle wszyscy dali z siebie jeszcze więcej. Tłum napierał na barierki, więc Carson zeskoczył ze sceny i przeszedł nad przeszkodą, wpadając w ręce tłumu. A potem powtórzył kilkakrotnie ostatni wyraz i melodia zmieniła się w N.M.E. Roześmiałam się sama do siebie, przypomniawszy sobie opinię Ani.
             Natomiast w opinii Set It Off wymiatałam i powinnam grać z nimi aż do końca trasy. Oczywiście, że zaprzeczałam i broniłam się przed tą decyzją. Ale, na wszelki wypadek, niezbyt żarliwie. Lepiej nie kusić losu.
             I tak sobie jeździliśmy, od Nowego Jorku, przez New Jersey, Filadelfię, Waszyngton, Charlotte i inne, mniej lub bardziej znane mieściny. Wystawialiśmy dodatkowe pule biletów, bo gdy rozniosła się wieść, że Set It Off wciągnęli na scenę Maddie Miko, wszyscy lgnęli ujrzeć mój wielki comeback na własne oczy.
           W końcu dojechaliśmy do upragnionej Atlanty. Chłopcy odetchnęli z ulgą. Był to ostatni przystanek przez przerwą w trasie. W dalszą drogę ruszymy dopiero za tydzień. Zagraliśmy wspólnie wielkie show, bisując trzy razy. Czułam się idealnie, jakbym odzyskała utraconą kończynę. Scena była lekarstwem na wszystkie bolączki; gdy palce same układały się na strunach, a druga ręka nieświadomie uderzała je w odpowiednim rytmie, ja oddychałam głęboko i patrzyłam ze spokojem w tłum. Spokojem, tak ciężko wypracowanym i odnalezionym. Znów czułam się niezwyciężona.
           Po koncercie mieliśmy się spotkać z Our Last Night w zarezerwowanym hotelu. Nie tęskniłam za Trevorem, Maxx doskonale wypełniał tę pustkę. Bardzo przypominał mi Matta Nichollsa, z równie wielką miłością własną, tylko z lepszym poczuciem humoru. .
- No, Maddie - zagaił Cody, gdy autokar wiózł nas przez zatłoczone ulice. - Jak nastrój przed spotkaniem z mister Trevorem?
- Jesteś kochany, Cod. Tak bardzo martwisz się o moje życie uczuciowe...
- Staram się być miły - skrzywił się.
- Doceniam to. Ale myślę, że zarówno mnie, jak i Maxxowi ulży, gdy przestaniesz nas swatać.
       Szczęka mu opadła, ale szybko się opanował.
- Ja tylko nie chciałem, żeby znowu poniósł cię melanż. Trochę się boję twoich spotkań z dawno nie widzianymi przyjaciółmi.
- Przepraszam, czy ty mi coś wypominasz?
- Absolutnie. Tylko "wieczorem" nie znaczy na godzinę pierwszą w południe. Następnego dnia.
- To był mój pierwszy raz! - gwałtownie zaprotestowałam.
- Ja nie wnikam, kiedy miałaś swój pierwszy raz, śliczna. Bylebym nie był świadkiem następnego.
- Spoko, zamkniemy drzwi - Maxx objął mnie ramieniem. Pokręciłam głową, dusząc się ze śmiechu. Kierowca zatrzymał się i oznajmił głębokim głosem:
- Na miejscu.
       Gwałtownie uniosłam głowę. Czyżby to Bus Daddy zawitał do Atlanty? Zmrużyłam oczy, patrząc na kierowcę. Nie przypominał oryginału. Przynajmniej wydawało mi się, że był od niego chudszy.
- Idziesz? - Maxx stanął za mną i patrzył z wyczekiwaniem. Pokiwałam głową i zeszłam po schodkach, odprowadzana spojrzeniem kierowcy. Odeszliśmy kawałek, czekając na resztę zespołu. - Dobrze się czujesz? Trochę zbladłaś.
- Skąd jest ten kierowca? Znasz go?
- Nie - pokręcił głową. - Dostaliśmy go tylko tutaj. Na pewno nic ci nie jest?
- Wszystko jest w porządku.
       Ruszyliśmy w stronę hotelu. Maxx szedł tuż za mną, jak asekurant. Przez chwilę poczułam dreszczyk emocji, gdy uświadomiłam sobie, że już za chwilę spotkam Trevora. Zatłoczyliśmy troszeczkę windę, a chłopcy cały czas się szturchali i dogryzali sobie.
      Zaczęłam się denerwować. Nie byłam pewna, czym, ale czułam nieokreślony niepokój, jakbym podświadomie coś przeczuwała.
- Które to były drzwi? - zapytał Cody.
- 244 - odparł Danny. Gdzieś w otchłani wspomnień przywołał mi się obraz wytatuowanego Olivera. "Porozmawiajmy na temat manipulacji. - Nie jesteś incognito?" Nie rozumiałam zdenerwowania i zaśmiałam się cicho, sama do siebie. Panowie spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, ale chyba odebrali to za oznakę zmęczenia.
         Gdy Zach pchnął drzwi, serce podeszło mi do gardła. Pozwoliłam nowym przyjaciołom wejść do środka, i dopiero wtedy sama przekroczyłam próg.
- Maddie! - rozległ się krzyk. Ale nie pełen bólu ani przerażenia, tylko szczerej radości. - W końcu jesteś!
         Trevor zasłonił mi widok całego pokoju, przytulając mnie. Kątem oka, spod jego ramienia rejestrowałam pokój. Tętno, które wcześniej przyśpieszyło mi do nienaturalnego rytmu, powoli się normowało. Odetchnęłam z ulgą.
          Ktoś tu znowu jest górą.

1 komentarz:

  1. To trzyma w napięciu bardziej niż niejeden kryminał!
    Trevor...człowieku, co Ty kręcisz? I o czym wie Cody? Bo coś wie. A kobieca intuicja Maddie chyba w tym wypadku się nie myli...
    Ugh, ja już nic nie wiem. Ale kocham to i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń