No, no, no, prawie 600 wyświetleń! Jestem wam naprawdę wdzięczna, widzę stałych odwiedzających : ) Specjalnie na rozpoczęcie wiosny kolejny post. Kto świętuje dzień wagarowicza? : )
----------------------------------------------------------------------------------
Przez następne dni nabierałam pewności, że schizuję. Zwykłe wyjście do szkoły, albo do sklepu na rogu stawało się dla mnie akcją na miarę Wielkiej Dywersji. Gdy już wychodziłam, czułam na sobie spojrzenia innych i przeszkadzały mi jak nigdy. Mówiłam sobie, że to tylko wyobraźnia, ale nie mogłam się do tego przekonać. Starałam się jak mogłam, żeby nigdzie nie chodzić sama, ale to było uciążliwe zarówno dla mnie, jak i dla innych.
Dlatego też w weekend wpadłyśmy z Anią na pomysł, żeby zorganizować u niej w domu mini maraton filmowy. Ostatecznie doszłyśmy do wniosku, że ta chora sytuacja niszczy nam nerwy, natomiast cała noc z horrorami i innymi takimi pomoże nam się uspokoić.
Taka jest właśnie nasza logika.
Wyszłam z domu babci zanim na dobre się ściemniło, ale wokół mnie robiło się coraz mroczniej. Ze słuchawkami w uszach i torbą przerzuconą przez ramię, szłam najszybciej jak potrafiłam, starając się oszukać przeznaczenie. Starałam się nie rozglądać podejrzliwie po otoczeniu, żeby nie wyciągnąć pochopnych wniosków, ale gdy w pewnym momencie zobaczyłam mężczyznę siedzącego na ławce i wpatrującego się prosto we mnie, serce mi zamarło. Z ogromnym wysiłkiem i kiełkiem strachu w sercu szłam dalej. Żałowałam, że nie posłuchałam Ani i nie zawiadomiłam z miejsca chłopaków. Zwiększyłam głośność i w uszach huczało mi ubiegłoroczny album Avenged Sevenfold, już bez The Rev'a.
'You should have known, the price of evil
And it hurts to know that you belong here, yeah
Oooooh it's your f*cking nightmare!'
Jeżeli kiedykolwiek będę miała okazję poznać M.Shadows'a, powiem mu, co myślę o pisaniu takich tekstów.
Poczułam silne uderzenie i słuchawki wypadły mi z uszu. Starałam się złapać równowagę, gdy ten ktoś, kto na mnie wpadł, przytrzymał mnie za ramiona. Poczułam się naprawdę nieswojo i podniosłam wzrok, ale jedyne co widziałam, to szara bluza z kapturem zacieniającym twarz. Czułam papierosy i piwo. Szarpnęłam się do tyłu, ale osoba nadal mnie trzymała. Miałam właśnie na dobre spanikować i wrzasnąć, gdy postać przysunęła się do mnie.
- Pilnuj się - usłyszałam męski głos tuż przy moim uchu i zanim zdążyłam wcielić moje wcześniejsze plany w życie, zostałam sama. Natychmiast się odwróciłam, ale nie widziałam już szarej bluzy. Ulica była prawie pusta, na dodatek coraz ciemniejsza.
Do domu Ani dotarłam biegnąc. Co więcej, to był sprint. Moja nauczycielka wychowania fizycznego byłaby dumna, zwłaszcza, że na jej lekcjach aktywnie uczestniczę tylko w meczach ping-ponga. Gdy czerwonowłosa dziewczyna otworzyła mi drzwi, byłam bez tchu. Dobrze, że jeszcze się nie rozpłakałam, bo to byłby już szczyt. Moja próżność właśnie znosiła naruszenie sfery osobistej i szaleńczy bieg przez miasto. Wolę nie wspominać o roztrzaskanej psychice.
- Bring Me the Horizon - wyszeptałam. - Musimy powiedzieć o wszystkim Bring Me the Horizon.
- Co się stało? - wpuściła mnie do środka i rozejrzała się po podwórku zanim zamknęła drzwi wejściowe na kilka zamków.
- Jakiś facet wpadł na mnie i mnie złapał... kazał się pilnować. - pokręciłam głową. - Nie taka miała być cena. Mówili tylko o szalonych fankach i fanach, nie o pełnowymiarowych psychopatach. - starałam się żartować mimo dudniącego ze strachu serca.
- Zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz - jej żart wyszedł o niebo lepszy. Poszłam za nią do modernistycznej kuchni i usiadłam przy metalowym stole, podczas gdy Ania robiła herbatę, bo - jak stwierdziła - nie potrzebny nam kolejny skok ciśnienia.
Później zaczęłyśmy się wspinać po schodach na wyższe piętro do pokoju Ani, każda ze swoim kubkiem. Jej pokój też był na poddaszu, z fantazyjnymi wzorkami na ścianach, panelami na podłodze i mnóstwem szpargałów, niezbędnych nastolatce pokroju Ani. Przestrzeń pod jedną ze ścian prawie zapełniał płaski telewizor, przed którym leżały porozrzucane płyty z tytułami filmów. Nie, absolutnie nie ściągałyśmy nic z Internetu.
Ania weszła na skype i po chwili odebrali chłopcy. Nawet nie zdziwiło mnie, że tak wcześnie wyszli dzisiaj ze studio. Po kilku wstępnych uprzejmościach, wyjaśniłyśmy im powód rozmowy.
Spanikowali. O ile ja byłam teraz bardziej zła, a Ania udawała, że tak naprawdę wcale jej to nie dotyczy, to chłopcy byli przerażeni.
- To na pewno ta dziewczyna, z którą przyszłaś na backstage? - niedowierzał Kean. Nie dziwiłam mu się, ja też bym jej o aż taką psychozę nie posądziła.
- Taak. Natalie Ratacz. - przytaknęłam. Przenieśli wzrok na Anię.
- A ty skąd ją znasz?
- Ze szkoły. Chodziłyśmy razem do gimnazjum. We trójkę.
- Cholera jasna. Czyi wie o was sporo? - wypytywał Oli.
- Raczej o Maddie. Ja z nią w zasadzie nie gadałam, tylko jak się przyplątała za Madd.
Przejechał ręką po twarzy.
- To znaczy, że ma spore pole do popisu. Zadzwonię do Craiga - sięgnął po smartfona, leżącego na stoliku koło laptopa.
- Nie rozumiem jej motywu - mruknął Nicky.
- Wy. Zazdrość o was. - odparła Ania.
- Ona sądzi, że zabierając Annie do Sheffield zdradziłam naszą przyjaźń, poza tym to Annie będzie zgarniać laury za przyjaźń z wami. - dodałam.
- Ej, Craig, słuchaj - rzucił w tym samym momencie Oli do słuchawki. - Właśnie dzwonią do nas Maddie z Annie. Taak, chwalę się. Ale słuchaj... dostały swoje pierwsze groźby.
Ich manager chyba się przejął.
- Dwukrotnie. Raz od jednej dziewczyny, która wie o nich sporo, bo to ich była przyjaciółka. I dzisiaj Maddie złapał jakiś facet na ulicy i też jej groził. - chwilę słuchał. - Yhm, spoko. Zaraz dostaniesz. Na razie.
Rozłączył się. W kącikach jego ust pojawiły się nieznane dotąd zmarszczki. Naprawdę się martwił.
- I co? - zapytała Ania.
- Craig prosi o rysopis i charakterystykę. Dane będą pomocne.
- To będzie równoznaczne z wystawieniem jej policji, tak? - to było raczej pytanie retoryczne, ale i tak dostałam odpowiedź.
- Właśnie o to nam chodzi, Madd. Teraz liczycie się tylko wy i wasze bezpieczeństwo.
- Ale to był tylko jeden telefon rozżalonej nastolatki... - zaoponowałam.
- A ten facet? - przypomniała mi Ania. W razie, gdybym mogła zapomnieć. Oli nachylił się do kamery.
- Słuchaj, Madd. Zaczyna się od takich z pozoru nieistotnych szczegółów, jak zawiść kolegów i koleżanek. Potem robi się coraz bardziej gorąco, aż w końcu nie możesz się ruszyć na drugą stronę ulicy bez ochrony. Przepraszam, to nasza wina. Przyłączenie się do zespołu pokazaliśmy wam w samych superlatywach, zapominając o wadach i zagrożeniach.
- NAS? - wycedziła Ania. Miałam ochotę się roześmiać. Właśnie mówimy o zagrożeniu naszego bezpieczeństwa, a Ania myśli o szczegółach. - Jakich "NAS"?
Przez jego brązowe oczy przemknął cień.
- Tak, was. - odparł powoli. - Ty, Annie, też przypieczętowałaś swój udział... chociażby Nichollsem.
Zakrztusiłam się herbatą z mlekiem. Po wizycie w Anglii, obie z Anią nabrałyśmy tego okropnego nawyku łączenia herbaty i mleka.
- Czegoś nie wiem? - wydusiłam ze łzami w oczach. Zarówno Ania jak i Matt nie patrzyli na żadne z nas.
- Niczego między nami nie ma. - zaprzeczyła dziewczyna.
- Więc dlaczego ja o tym 'niczym' nie wiem?
Chłopcy zaśmiali się, ale Nicholls szturchnął Olivera.
- No zaraz, ty też coś ukrywasz!
Sykes zamilkł. Nie zwracając na to większej uwagi, zaczęłam z Anią rysopis.
- Ciekawi mnie, co wam to da. - zastanowiła się dziewczyna, patrząc na pióro, które właśnie wyciągnęła z piórnika. Nie chciało pisać.
- Pewność, że jeszcze się usłyszymy - odparł Lee, przyglądając się jej. Przestałam pisać, opierając głowę na dłoni i przyłączając się do Lee.
Ania rozkręciła pióro i oglądała pusty nabój po atramencie. Połówki obudowy leżały na otwartej dłoni.
- Zamkniecie ją? Po pierwsze, brak dowodów. Po drugie, jesteście muzykami, a nie policjantami.
- Ale ze względu na level muzykowania, mamy pewne możliwości związane z policją.
- Podjęcie pracy bez testów sprawnościowych? - zapytałam.
- Z tymi nie byłoby problemu, martwiłbym się o psychiczne. - stwierdził Kean.
Ania postukała nabojem o dłoń. Gdy nic się nie stało, zrobiła to samo z obudową pióra. Natychmiast jej dłoń zabarwiła się na niebiesko od wylanego atramentu. Teraz wszyscy patrzyli na nią z rozbawieniem.
- Może chusteczkę? - zaproponowałam, podając jej paczkę.
Przyjęła ją i wcisnęła jedną chusteczkę w obudowę, kręcąc nią na wszystkie strony. Nicholls siedział oniemiały. Wyczyściła w ten sposób obie połówki, a później podniosła na nas wzrok.
- Taak. - podsumował Oli, patrząc wymownie na niebieskie dłonie przyjaciółki. Nie przejęła się zbytnio, tą samą chusteczką zaczęła ścierać atrament z rąk.
- No dobra, tworzymy? - zapytał Lee, uznając temat Natalii za zamknięty. Pokręciłyśmy z Anią głowami.
- Mamy maraton. - poinformowałyśmy ich.
- Maraton. - powtórzył po nas.
- Filmowy. Będziemy oglądać horrory i takie tam. - odparła Ania tonem: "Nie dla dzieci".
- Może wam jeszcze przeszkadzamy? - zapytał Matt, który otrząsnął się z szoku po ujrzeniu części pierwszych pióra.
- No skądże. - odpowiedziałam.
- My do was z sercem i troską, a wy nam odpłacacie taką ignorancją... - zasmucił się. - A album się sam nie stworzy.
Wtedy zauważyłam, że...
- Nie ma Jony.
Chyba opracowali nowy system komunikacji, bo zamiast wymienić spojrzenia, Oli potargał sobie włosy i zabrał głos.
- Pojechał do rodziny w odwiedziny.
Prawie bym uwierzyła.
- Żartujesz sobie? Jona jest Australijczykiem, nie rzuciłby albumu w połowie prac i poleciał na drugą stronę świata, żeby zobaczyć się z mamą.
- Nie będziemy za niego decydować. Jest dorosły i niech bierze odpowiedzialność za swoje decyzje. - powiedział twardo Oliver. Nigdy nie słyszałam u niego takiego tonu. Chciałam dowiedzieć się więcej, ale wiedziałam, że to nie jest wskazane. Najwidoczniej w czasie naszej kolejnej przerwy w znajomości, coś się między nimi wydarzyło. Byłam zła, że nic nie zauważyłam, a jeszcze bardziej, że żaden z nich nic mi o tym nie powiedział.
- Dobrze, skoro tak uważasz. - weszłam na pocztę i wysłałam im rysopis. - Poszło. - oznajmiłam.
- My też już powinnyśmy - zareagowała Ania. - Noc minie szybko, a tyle filmów do zobaczenia!
- Naprawdę będziecie oglądać filmy? - zapytał Lee.
- No. "Jeździec bez głowy" po raz kolejny sam się nie obejrzy. - uśmiechnęła się Ania i rozłączyłyśmy się.
- A powiesz mi w końcu, o co chodzi z Nichollsem? - odwróciłam się do niej, gdy wsunęła płytę do odtwarzacza.
- Nic. Po prostu to z nim gadam najczęściej no i coś sobie ubzdurali. - miała szczęście, że była tyłem do mnie i nie mogłam zobaczyć jej twarzy.
- Skoro tak mówisz. - odpuściłam. Tym razem.
- A ty i Sykes? - wstała i patrzyła na mnie, otwierając chrupki. Po raz drugi dzisiaj zakrztusiłam się tą herbatą.
- Nie ma takiej opcji. - odparłam, mając w pamięci jego spojrzenia, uśmiechy, słowa i gesty.
- No właśnie. To samo jest tutaj. To dwa różne światy.
Jednak widziałam, że mimo iż obie tak gorąco zaprzeczałyśmy jakimkolwiek powinowactwom, nasze życie mimo tych nieprawdopodobnych wydarzeń nie jest filmem. I że przeznaczenia nie oszukamy.
Pojawiły się pierwsze sceny i zgasiłyśmy światło, a Johnny Depp rozpoczął swoje przedstawienie. W porównaniu do nas, jemu szło całkiem nieźle udawanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz