poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział II

            muzyka.
          Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a nad miastem lekko zapadał zmrok. Gdzieś usłyszałam, że ta godzina nazywana jest "niebieską" - ale niestety nie w wielkich miastach. Nawet tych wielkości Katowic. Tutaj wszystko spowite było żółtym światłem latarni i kolorowymi lampami samochodów.
         Szłam z rękoma w kieszeniach, błagając w duchu jakieś nadnaturalne moce, by wiatr nie zepchnął mi z głowy czapki i przestał mnie oślepiać, wpychając mi śnieg w oczy. Zastanawiałam się, jak, u licha, w taką pogodę mam wbić się w sukienkę i szpilki już w najbliższą sobotę. Właśnie w sprawach studniówki zmierzałam teraz, o zmroku, w kierunku Silesia City Center, gdzie miałam spotkać się z Cody'm Carsonem i Maxem Danzigerem, członkami Set It Off -  zespołu, który będzie dbał o dobrą muzykę na studniówce. Jako jedna z organizatorów mogłam zająć się wyborem muzyki i zespołu. Wszyscy uważali, że stać nas tylko na lokalne zespoliki lub bandy coverujące polskich muzyków, ale nie wyobrażałam sobie spędzić studniówki przy dźwiękach "Jesteś szalona". Zaprosiłam więc jeden ze stosunkowo młodych zespołów, który zdążyłam poznać przed moją wielką ucieczką.
         Gęsty śnieg tłumił wszystkie dźwięki i przywoływał niechciane wspomnienia minionego sylwestra, gdy zaskoczył nas miękki puch w angielskiej aurze.  Ściszyłam muzykę o jeden lub dwa tony, gdy zbliżyłam się do skrzyżowania. Obserwując przejeżdżające samochody pomyślałam, że warto by skończyć robić prawo jazdy i kupić sobie samochód, by wygodnie wozić swoje 4 litery.
         Zielone. Przeszłam przez przejście dla pieszych, nucąc pod nosem piosenkę Sevenfoldów. Zauważyłam grupę ludzi śpieszących na dworzec kolejowy z wózkiem pełnym bagażów i przypomniałam sobie, jak kiedyś Matt Nicholls okręcił się stretch folią. Dawno temu, daleko stąd, w innym świecie. Przed oczami przewinął mi się leniwy uśmiech perkusisty, zaskoczone spojrzenie Olivera, gdy strażnicy zignorowali go na lotnisku, czerwony nos Stokesy'ego. Zaśmiałam się pod nosem, ściągając na siebie spojrzenia pełne zgorzknienia i niezrozumienia.
       Szłam raźno, nie przejmując się otoczeniem. Wyleczyłam się już z Thomasa Sykesa, z Bring Me the Horizon. Już nie tęskniłam. Nie płakałam za nimi po nocach. Nie miałam problemów z rozmową o nich, chociaż i tak tego unikałam. Ale nie unikałam tego z sentymentu... a ze strachu. Byłam przerażona każdym telefonem z nieznanego numeru, byłam przerażona każdym nowym facetem, który mnie zaczepiał, byłam przerażona cieniem na klatce schodowej, byłam przerażona nową wersją Ani. Bałam się chodzić sama po zmroku, bałam się głośno słuchać muzyki, bałam się nowości. Wolałam kurczowo trzymać się mojego świata - szkoła, praca, dom, matura, nauka, porządki.
        No i Trevor. Jedyny wyjątek w moim zwyczajnym otoczeniu. Nadal nie rozumiałam, dlaczego wpuściłam go do swojej bezpiecznej enklawy, choć z trudem zmieściła się tam Ania i Tomek. Nie ufałam nikomu i niczemu, oprócz tych dwojga, ale miesiące wymienianych maili spowodowały, że zaufałam mężczyźnie, którego nigdy w życiu nie widziałam. No i idę z nim na studniówkę.
        Podeszłam do bankomatu przed wejściem do Silesii i wyciągnęłam portfel, szukając w nim karty. Od czasu ucieczki z gali APMA's w Cleveland niemal nałogowo zmieniałam karty płatnicze, a mimo to i tak wypłacałam pieniądze, zamiast trzymać je na koncie. Bałam się, że zbyt łatwo można mnie zlokalizować, dlatego też nigdy nie wypłacałam ich w pobliżu domu. Chociaż miałam totalnego bzika na punkcie zabezpieczeń, Ania zmusiła mnie do pozostania w starym mieszkaniu. Tylko zamontowałyśmy alarm i chyba z 10 zamków.
        Wypłaciłam pięćset złotych, naiwnie licząc, że tyle wystarczy mi na najbliższe wydatki. Miałam na tyle dobry humor, że lekki uśmiech pojawił mi się na ustach, gdy, coraz głośniej nucąc piosenkę, schowałam portfel i odwróciłam się.
        Poczułam uderzenie i nagle zostałam unieruchomiona między bankomatem a wysokim mężczyzną.
- Tęskniłaś za dreszczykiem emocji, mała?
       Czułam, jak z moich warg znika uśmiech i zastępuje je grymas przerażenia, oczy zmieniają się w spodki, ciało drętwieje. Mężczyzna nachylił się ku mnie, jego oddech łaskotał mój policzek.
- On cię obserwuje. On wie, gdzie jesteś. On wie o tobie wszystko. Nie uciekniesz, Miko. On znajdzie cię wszędzie.
        Próbowałam spojrzeć mu w oczy, zerknąć pod kaptur, cokolwiek. Ale był sprytny. Przygniatał mnie swoim ciałem i mogłam się założyć, że z zewnątrz wyglądało to na nagły atak namiętności przypadkowej pary. Mógłby mnie teraz zabić i nikt nie zwróciłby na to uwagi.
- Taka młoda, taka piękna... Myślę, że gdy On już z tobą skończy, pozwoli mi na trochę zabawy. Ostatecznie ileż można cię gonić za pieniądze?
- Kim jesteś? - zdołałam wydusić przez ściśnięte ze strachu gardło. Postać zaśmiała się cicho.
- Wkrótce się dowiesz.
            W końcu mnie puścił i tak po prostu odszedł, wtopił się w tłum. Rozejrzałam się bezradnie dookoła, właśnie teraz szukając choć jednego pytającego spojrzenia. Ale nikt nie patrzył, nagle wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Poprawiłam na sobie kurtkę i pociągnęłam nosem. Uświadomiłam sobie, że całą twarz miałam zalaną łzami. Wiedziałam, że nie powinnam była sama wychodzić z domu.Czy wspominałam już, że nienawidzę piosenek Avenged Sevenfold, bo to przy nich dzieje mi się coś złego?
             Totalnie rozkojarzona, ale już bez łez, dotarłam do umówionego miejsca przy McDonaldzie. Nie wątpiłam, że panowie będą się wyróżniać, ale najpierw musiałam ich wypatrzyć w tłumie. Myślałby kto, żeby w czwartek wieczorem wszyscy lgnęli do galerii.
           W końcu ich zobaczyłam. Siedzieli naprzeciw siebie, popijając colę. Max coś powiedział, obejmując szczupłymi palcami duży kubek i Cody uśmiechnął się. Z daleka było widać, że są najlepszymi przyjaciółmi. Głęboko odetchnęłam i przybrałam na twarz uśmiech, kierując się w ich stronę.
- Mogę się przysiąść? - podeszłam do ich stolika.
- No nie jestem pewien, czekamy już na jedną dziewczynę... - zaczął Max, ale Cody się nie roześmiał. Natychmiast wstał.
- Laseczka, może i znam cię krótko, ale widzę, gdy coś jest nie tak.
- Może długo nie mogła nas znaleźć...
- Oh, zamknij się, Maxsio. Maddie, co się stało? - przytulił mnie na powitanie i odsunął krzesło, bym usiadła. Ściągnęłam kurtkę i zajęłam miejsce.
- Spotkałam przeznaczenie. - odparłam, a Max uniósł brew.
- Mówiłem. Niezaprzeczalnie chodzi o nas.
        Ehh. Dlaczego muzycy, a zwłaszcza perkusiści są tak trudni w obejściu?
------------------------------------------------------------------------------------
        Lekko nachyliłam się do Ani. Powoli pociły mi się dłonie, a kolana drżały w wysokich szpilkach.
- Przypomnij, dlaczego to ja muszę przemawiać na tym beznadziejnym wydarzeniu, który jest sensem życia połowy obecnych tu maturzystek?
- Bo jesteś przewodniczącą szkoły. - odparła Ania zgodnie z prawdą. Spojrzałam na nią z namysłem.
- Mogłaś mi powiedzieć wszystko. "Bo jesteś ładna, zabawna, inteligentna, charyzmatyczna i świetnie przemawiasz." Ale nie, ty wyskakujesz z "bo jesteś przewodniczącą szkoły".
- Niech ten twój Trevor rzuca ci takie oklepane komplementy. Ja nie zamierzam cię podrywać.
- Czasem zastanawiam się, dlaczego się z tobą przyjaźnię.
- Bo tylko ja sprowadzam cię do pionu i nie zachwycam się twoją osobą do porzygu.
- Ranisz mnie, wiesz?
- Zamknij się i idź przemawiać.
- Dzięki, że tak mnie wspierasz, przyjaciółko.
- Jak chcesz jeść ciasteczka i oglądać komedie romantyczne w przesłodkich piżamkach, to źle trafiłaś. - uśmiechnęła się. - No idź już!
        Ruszyłam w stronę podwyższenia, na którym stał pojedynczy mikrofon i zestaw perkusyjny z podwójnym trójkątem na bębnie. Cała trema mnie opuściła, pomimo spojrzeń 180 uczniów ostatniej klasy Zawadzkiego, ich partnerów i partnerek oraz wzruszonych rodziców. Nie musiałam prosić o uwagę, ona już była skierowana na mnie. Nie tylko dzięki mojej pozycji, dodam skromnie.
- Cześć! - zaczęłam z rozbrajającym uśmiechem. - Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy. Wmawia nam się, że to ostatnia szansa, żeby się pobawić przed maturą, ale zdradzę wam sekret. Do maja mamy jeszcze kilka miesięcy, w ciągu których zaliczymy niejedną imprezę. Nie stresujcie się, że nie zapamiętacie akurat tej. To nie zdarzy wam się pierwszy ani ostatni raz. Nie wierzcie też nikomu, że jesteście tu dzięki waszym rodzicom, nauczycielom, chłopakom i dziewczynom. Jesteście tu dzięki sobie. Dzięki temu, co chcecie osiągnąć. I pamiętajcie. Ostatnią rzeczą, do której ktoś nas może zmusić, jest ten polonez. Miejmy to z głowy, co?
        Zeszłam z podium odprowadzana burzą braw. Przez najbliższe pół godziny kolejne maturzystki będą w stresie powtarzać kroki i/lub makijaż, a matrony wyczekiwać na swoje ukochane dzieci, by zapełnić karty SD ich podobiznami.
        Podszedł do mnie partner Ani, która stanowczo odmówiła uczestnictwa w tym tradycyjnym elemencie studniówek i razem rozpoczęliśmy uroczystość. Wykonując te wszystkie skomplikowane figury, których nie pamiętałam, rozglądałam się za Trevorem. Nie miałam pojęcia, jak on wyglądał, a sala balowa była wypełniona obcymi chłopakami towarzyszącymi przepięknie ubranym dziewczętom. To nie nastrajało mnie pozytywnie.
        Co jakiś czas widziałam Anię z kpiącym uśmiechem na ustach. Śmiała się ze mnie, że dałam się wrobić w tańczenie tego głupiego tańca. Jednak nawet ta kpina nie mogła ukryć tego, że dziewczyna wyglądała przepięknie w chabrowej sukience ze złotym zdobieniem, czarnych szpilkach, z luźno rozpuszczonymi włosami. Podejrzewałam, że moja przyjaciółka nadal utrzymywała sekretny kontakt z Tess, naszą dawną charakteryzatorką. Ostatecznie Ania zerwała tylko z Nichollsem, a nie z całym bagażem możliwości, które ja niezbyt skutecznie próbowałam od siebie odciąć.
        Gdy muzyka w końcu ucichła, mogłam zejść na bok, gdzie Ania bezkarnie ze mnie szydziła. Pomyślałam, że zdecydowanie nie podoba mi się ta głośna wersja Raine. Już miałam od niej odejść pod byle pretekstem, gdy podszedł do mnie wysoki blondyn. Jak wszyscy tutaj, był ubrany elegancko, a jego widok w czarnej koszulce i idealnie skrojonej szarej marynarce z podwiniętymi rękawami zwalał z nóg.
- Maddie. - Cody Carson zaczął niemal z wyrzutem. - Nie mówiłaś mi, że Our Last Night gra z nami.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Cody - zmarszczyłam brwi, odwracając się do niego. - Set It Off są jedyną kapelą obecną tu dzisiaj. Rozmawialiśmy o tym ostatnio.
- Widziałem Trevora. - oświadczył zdecydowanie. - Uwielbiam go, ale proszę cię, widuję go codziennie od dwóch miesięcy. Wystarczyło wspomnieć, że gramy razem, a nie zrobiło tego żadne z was. Ubrałbym się chociaż inaczej, żeby nam się stroje nie gryzły.
 - Co ma Trevor do Our Last Night? I do ciebie? - nagle miałam wrażenie, że w ogóle nie znam angielskiego, albo że Cody mówi jakimś szyfrem.
- Zaraz, zaraz. Znasz Wentwortha, ale nie wiesz, że gra w OLN? - teraz to Carson był zdziwiony. - Przecież jesteśmy na wspólnej trasie koncertowej. Dlatego jestem w ogóle w Polsce.
- Cody, nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Kto to jest Wentworth i co on ma wspólnego z Trevorem i tym zespołem? - niestety nie dowiedziałam się tego, bo tańce się skończyły i znów musiałam wyjść na scenę. - Porozmawiamy na przerwie, okej?
        Poklepałam go po ramieniu i szybkim krokiem dotarłam do mównicy, a chłopak podążał za mną bez słowa. Nazwy mieszały mi się w głowie. Od jakiegoś czasu zaczęłam słuchać tego rzekomo post hardcorowego zespołu i na pewno powiązałabym głos wokalisty z głosem Trevora. Nawet jeśli nigdy nie słyszałam tego drugiego. No i chyba moi klienci powiedzieliby mi, że Our Last Night gra w Polsce. Ostatecznie wszyscy mają teraz jakąś manię na ich punkcie.
- Gratulujemy rodzicom ukończenia kursu paparazzi, dziękujemy pani Marioli za sprawną obsługę magnetofonu i już za chwilę żegnamy wszystkich. Nadszedł czas na tę przyjemniejszą część studniówki, prawie bez kontroli. Panie i panowie, przed wami... Set It Off!
       Cody stanął obok mnie na scenie i szeroko się uśmiechnął, przejmując mikrofon.
- Nie mówię po polsku, więc większość z was mnie nie zrozumie, ale nie obchodzi mnie to. Sami jesteście sobie winni. Ta piosenka nazywa się "Wolf In Sheep's Clothing" i pochodzi z naszego najnowszego albumu.
       Carson ze swoim zespołem w mgnieniu oka zajął całą scenę. Nie liczyło się nic poza jego charyzmą, którą roztaczał wokół siebie jak zapach wody kolońskiej. Tańczył i skakał po scenie, wraz z gitarzystami. Razem z Anią obserwowałyśmy, jak uwaga maturzystek powoli odwraca się od ich partnerów, którymi przechwalały się jeszcze 5 minut temu.
- No i gdzie ten twój Trevor? - kpiący uśmiech nie schodził jej z twarzy. Byłam przekonana, że za chwilę wyraz ten zastąpi szok i niedowierzanie. Podskórnie czułam, że osoba, z którą niemal anonimowo utrzymywałam kontakt od października, nie może okazać się nieatrakcyjna. Był zbyt pewny siebie, wyluzowany, nonszalancki, by być brzydkim.
- Już tu jest. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ania już miała mnie zawetować, gdy przez tłum przeszedł szmer. Byłam pewna, że osoba, która robiła takie wrażenie - a było to widać po zakochanych spojrzeniach dziewcząt i zazdrosnych chłopców, śledzących jego postać - musiała być moim tajemniczym towarzyszem.
        Obie zobaczyłyśmy najbardziej męskiego muzyka młodego pokolenia, jaki istnieje. Pomimo najzupełniej obcego otoczenia, szedł lekkim, leniwym krokiem, patrząc przed siebie. Miał na sobie idealnie skrojony garnitur i muszkę; brązowe włosy w lekkim nieładzie nadawały mu zawadiacki wygląd. Jego spojrzenie przesuwało się po licealistkach odzianych w wydekoltowane suknie... i nie zatrzymywało się tam.
       Był tak wyluzowany, że brakowało mu tylko drinka z parasolką i klapek na nogach.
- Widzisz to co ja? - wykrztusiła Ania. - Ciekawe, która szczęściara śmiała przyprowadzić lepszego faceta niż my dwie.
- Taa... - mruknęłam niezobowiązująco.
- Dałabym wszystko, żeby zobaczyć, jaki ma tyłek! Spójrz na te mięśnie. Widzisz, jak się rysują? On ma tatuaże!
- Uhm. - znów mruknęłam, czując, jak wzbiera we mnie triumf. Ha, Raine, zgadnij, kto wygrał tę rundę?!
Trevor nadal szedł przez tłum niczym Mojżesz przez Morze Czerwone (sic!). Uczniowie rozstępowali się przed nim, rzucając za nim spojrzenia - dziewczęta rozanielone, chłopcy zazdrosne. Czas się niemal zatrzymał, jakby ktoś włączył slow motion. Tylko Cody w tle śpiewał: "Fee-fi-fo-fum, you better run and hide", a Ania cały czas paplała mi coś do ucha, co było zupełnie do niej nie podobne. Maturzystki poprawiały fryzury z minami mówiącymi: "Błagam, spójrz na mnie!", gdy chłopak - nie, mężczyzna -  stanął dokładnie przede mną z rękoma w kieszeniach.
 - Cześć.-  rzucił głębokim głosem.
- Hej. - uśmiechnęłam się prowokująco.
- Świetna przemowa. Od razu wiedziałem, że to ty.
- Dzięki. Nikt mi tego dotąd nie powiedział.
- Od rozpoczęcia nikt nie powiedział tu nic sensownego. Nawet teraz prowadzimy najinteligentniejszą rozmowę na sali.
- Zdałeś. Możesz spędzić ten wieczór przy mnie.
         Coś w jego niebieskich oczach błysnęło niezdrowo. A może sobie wmawiałam.
- Jestem Trevor.
- Wiem. Jestem Maddie.
- Cody nie będzie zazdrosny?
- Chyba sobie jakoś poradzi.
           Tłum wypuścił powietrze i powoli wracał do siebie. Musieli się pogodzić z faktem, że miejsce króla i królowej balu jest już zajęte. Z niechęcią odwracali spojrzenia, gdy Set It Off nabierało rozpędu przy kolejnej piosence. Ledwo zarejestrowałam pełen troski wzrok Cody'ego ze sceny i spojrzenie Ani, które z nim wymieniła. Trevor pociągnął mnie w kierunku baru.
- Na dobry początek? - uśmiechnął się jak wilk. Wpatrywałam się w niego jak zauroczona. Zupełnie nie przypominał mrocznej przeszłości z Bring Me the Horizon. To był nowy start. Mój nowy świat bez widma Sykesa.
      Bo przecież za naiwność się nie karze.

1 komentarz:

  1. Kolejny plus za piosenkę! No gust to masz genialny :D
    Set It Off? Jejku, jakby tak do mnie wpadli, to może i bym poszła na tę studniówkę.
    O cholera, czyli to na tyle względnego spokoju?
    Ahahah to miała niespodziankę!
    Prawie się popłakałam z opisu jego "wejścia", wybacz XD
    Będą kłopoty! W sensie...większe.
    Cody bardzo na plus :)
    Ogólnie, że jest świetnie to wiadomo :D
    Pozdrawiam i do następnego

    OdpowiedzUsuń