piątek, 19 września 2014

"Z NIM?"

Raz jeszcze bardzo Was przepraszam za taką przerwę. Tak jak obiecałam, postaram się być bardziej systematyczna. Mam nadzieję, że rozdział nie jest tak beznadziejny, jak mi się wydaje.
Enjoy.
--------------------------------------------
         Matt, zasłoń zasłony... - wymamrotałam, przewracając się na drugi bok. Jednak nadal słońce świeciło mi w twarz, odbijając się od lustra. Przeklęłam pod nosem, zastanawiając się, kto był taki mądry, żeby powiesić lustro naprzeciw okna. Zakryłam głowę kołdrą i poczułam nieznany mi zapach męskich perfum. A potem materiał koszulki ocierającej się o moje ciało, o wiele za dużej, by mogła być moją. W mgnieniu oka rozbudziłam się i usiadłam, rozglądając się po ścianach pokoju, w którym byłam. - Matt?
         Wezwanie przyjaciela odbiło się od czerwono-czarnych ścian, na których wisiało wiele biletów, kartek z autografami i plakaty z co popularniejszym riffami. Nadal zdezorientowana, wygramoliłam się spod kołdry i podeszłam do okna, delikatnie odchylając zasłonę.
           Z okna było widać spory, zadbany ogródek z basenem. Wrastała w niego szklana kopuła, pod którą widać było mnóstwo roślin i wielki, granatowy parasol ogrodowy. Przypominała nieco półokrągłą szklarnię. Siedziała tam Liz, gestykulując zawzięcie. Podejrzewałam, że po drugiej stronie siedzi jej rozmówca. Postanowiłam do nich dołączyć, cicho licząc, że to Luke wrócił już ze szkoły. Nigdzie nie mogłam znaleźć zegarka, więc nie miałam pojęcia, która jest godzina.
          Okręciłam się na pięcie w pokoju, oglądając uważniej intrygujące ściany. Bilety Thirty Seconds to Mars, Green Day, I Killed the Proom Queen, Metallica, All Time Low, mniej znanych kapel, z Warped Tour, z iTunes Festival, z Reading & Leeds Festival... kolekcja naprawdę była spora, poczułam nawet coś na kształt zazdrości, ja nigdy nie jeździłam na tak duże koncerty. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, podjęłam decyzję, aby rozpocząć poszukiwania łazienki. Zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam na korytarz, nadal w koszulce Luke'a. Rozejrzałam się na prawo i lewo, przyciskając ubrania do piersi jak złodziej i naprzeciw siebie ujrzałam drzwi. Uznałam, że to całkiem rozsądne, aby łazienka była po drugiej stronie korytarza i uchyliłam drzwi.
          W środku nie znalazłam jednak łazienki, a kolejny pokój nastolatka. Jednak o ile pokój Luke'a wyglądał jak wytwórnia płytowa lub dom rockmana, ten pokój wyraźnie urządzał miłośnik sportu. Na ścianach wisiały deskorolki o różnych kolorach i kształtach, kaski, ochraniacze, plakaty motocrossów, na półkach stały różne trofea i puchary. Mimo tego, iż wszystko było dokładnie poustawiane, całość sprawiała wrażenie nieładu. Pośrodku tego wszystkiego spali... Matt i Oliver. Początkowo oboje chyba spali na łóżku, ale teraz Matt leżał na całej jego powierzchni, pochrapując, a Oliver w połowie zwisał nad ziemią. Stłumiłam śmiech, uznając, że będzie śmieszniej, gdy się obudzą i zaczną kłócić. Uwielbiałam ten rodzaj przedstawienia.
      Następnym razem już znalazłam łazienkę. Szybko wzięłam prysznic, wciągnęłam swoje dżinsy i koszulkę Luke'a i wyszłam na korytarz, na wyczucie kierując się w stronę, jak sądziłam, kopuły.
- Dzień dobry! - przywitałam Liz i, jak się okazało, Jordana. Chyba przerwałam mu jakąś śmieszną opowieść, bo patrzył na mnie jakoś dziwnie. Być może chodziło mu o koszulkę, którą miałam na sobie.
- Maddie! Jesteś głodna? Częstuj się. Jak ci się spało?
      Czułam się nieco przytłoczona tą troską i wybuchem iście matczynej miłości. Nigdy nie wiedziałam, jak się wtedy zachować, bo z domu nie wyniosłam takiego wzorca. Szukałam ratunku u Jordana, ale on bawił się jabłkiem, obracając je w dłoniach i nie patrzył już na mnie.
- Hm, dziękuję. - odparłam więc cicho, ciesząc się trochę, że Liz nie skomentowała faktu, że mam na sobie koszulkę jej syna. - Czuję się o wiele lepiej.
- Maddie miała jeszcze szansę wyspać się w samolocie, bo nie siedziała koło Sarah, która bez przerwy gadała. - wtrącił ponuro Jordan.
- Trzeba było usiąść z Mattem i Annie - odparowałam, biorąc jabłko.
- Nie chciałem im przeszkadzać.
- To jest twój problem, nie chcesz...
- Skoro jesteście tak zmęczeni, że spaliście kolejne... - Liz zerknęła na zegarek na nadgarstku, a potem na mnie, kontrolnie. - 8 godzin, to chyba przeniesiemy sesję na jutro rano, co wy na to? Zrobimy to szybko i popołudnie macie wolne, aż do wieczora, kiedy gracie koncert.
- Jestem za. - poczułam, jaka jestem głodna. Ugryzłam kawałek jabłka.
- Co więc będziecie robić dzisiaj? Może chcecie zwiedzić miasto?
       Jordan spojrzał na mnie wyczekująco. Przełknęłam kęs, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
- Mm.. Luke obiecał, że mnie gdzieś zabierze po szkole.
- Ah, ta jego szkoła. Całe szczęście, że zanim zajęłam się biznesem byłam nauczycielką, bo naprawdę wierzyłabym, że mój syn w czerwcu nadal uczęszcza na zajęcia.
          Zakrztusiłam się jabłkiem.
- Chyba nie sądzisz, że ktokolwiek chodzi do szkoły w czerwcu, Maddie? Spójrz chociażby na siebie, świetnie się bawisz po drugiej stronie świata.
- Coś w tym jest. Tak w ogóle, chyba przerwałam wam jakąś rozmowę... - dodałam, chcąc zmienić temat mojej edukacji. Wszyscy się temu dziwili.
- Pytałem Liz o najlepsze miejsce na ślub - odparł Jordan po dłuższej chwili. - I... czy druhna może być ładniejsza od panny młodej. - mogłabym przysiąc, że lekko się zarumienił.
- Ślub? A kto się żeni?
- Ja, Maddie. Ja i Emma.
        Szczęka mi opadła.
- Serio? Od kiedy jesteście razem?
- Kilka lat. Ale termin się zbliża, a my nie wiemy, gdzie i jak się za to zabrać. Musimy ogarnąć w zasadzie wszystko, a koncerty się nie kończą...
- Żenię się! - usłyszeliśmy za sobą krzyk i gwałtownie się odwróciliśmy, ryzykując urazy karku. W drzwiach na patio stał Oliver. Miał rozczochrane włosy, na policzku odbił mu się ślad poduszki, ale oczy mu iskrzyły z podniecenia.
- Słucham? - zapytał uprzejmie Jordan. Ja również wolałam udawać, że nie dosłyszałam.
- Uświadomiłem sobie, że kocham Hannah i chcę z nią spędzić resztę życia. Oświadczę jej się przy najbliższej okazji!
- Maddie, czy ty też nam chcesz coś powiedzieć? - Liz popatrzyła na mnie wesoło, gdy Oliver podszedł bliżej. Dziwiłam jej się, że nie wybuchła śmiechem na widok naszych min.
- Em... jestem w ciąży?
         Tylko Oli się nie roześmiał. Wręcz przeciwnie, nagle jego spojrzenie stało się pozbawione błysku, usiadł ciężko na wolnym fotelu.
- Ale Tommy... on mówił, że wy... że on...
        Teraz to my byliśmy zdezorientowani.
- Zaraz, czy Tom opowiada ci o naszym życiu intymnym? - zmarszczyłam brwi.
- To wy macie życie intymne? - zapytał Jordan z przekąsem.
- Jest moim młodszym bratem...
- To go nie usprawiedliwia! - odparłam, gdy już spiorunowałam Fisha wzrokiem. Liz próbowała się wtrącić, ale brak zainteresowania z naszej strony nieco ją zniechęcił. Patrzyła więc bezradnie, jak całą trójką zaczęliśmy się przekrzykiwać. No bo jakim prawem Oliver wie, co ja i Tom robimy w sypialni... lub innych miejscach, a czego nie? Ja nie interesuję się jego związkiem z Hannah, co więcej, unikam tego tematu. Oli patrzył lekko nieprzytomnie na swoje dłonie, a dokładniej na tatuaż misia.
- Sykes, czy ty coś brałeś? - zapytałam, opierając się przedramionami o kolana i wpatrując się badawczo w jego, moim zdaniem, powiększone źrenice. Ale może sobie wmawiałam.
- Cześć! Maddie, jesteś gotowa? - Luke wpadł w najlepszym dla Sykesa momencie. Stał z gitarą na plecach, drugą trzymał w dłoniach. - Nie jesteś.
- Zabierasz ją na próbę? - zainteresowała się Liz.
- Czy to bezpieczne, tu, w Australii? - wtrącił Jordan, patrząc na Olivera, który właśnie przygryzł wargę.
- Idziesz z NIM?
- Tak. - chwyciłam Luke'a za rękę i pociągnęłam go w kierunku jego własnego domu. - Zobaczymy się później!
- Madeline! A Tom?
- Idę z nimi na próbę, nie na orgię! - odkrzyknęłam przez ramię.
           Gdy już weszliśmy do domu, chłopak wskazał brodą jakieś drzwi.
- Mama mówiła, że wasze rzeczy są w szafie, a wierz mi, będzie cholernie zimno.
           Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Mamy czerwiec. Chcesz mi wmówić, że w czerwcu w Australii temperatura nie przekracza 17 stopni?
- No tak. Tutaj w wakacje pizga wiatrem na prawo i lewo. Nie czułaś?
- Skoro tak mówisz... - nadal byłam pewna, że przegina, ale nie chciałam się z nim kłócić. Przecież mieszka tu od urodzenia, czyli, na moje oko, jakieś 18 lat.
            Weszłam za drzwi wskazane przez chłopaka i odkryłam swoją torbę z ciuchami. Wyjęłam brązowe rurki i beżową koszulę. Szybko się przebrałam, upewniając się, że Luke nie ma żadnej tajemnej szpary w drzwiach. Pojawiłam się na zewnątrz, zakładając czarną czapkę na głowę.
- I jak? - zapytałam, widząc jego lustrujące spojrzenie.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, że idziemy do domu pełnego nastoletnich muzyków.
- Mam to na uwadze. Idziemy?
           Podał mi drugą gitarę i wskazał drzwi. Szybko wciągnęłam na nogi botki i wypadłam na ulicę. Luke pokierował mnie w prawo i szliśmy, gadając.
- Więc skąd znasz Gaskartha? - nawiązał do naszej porannej rozmowy. Kopnęłam lekko kamyk. Poturlał się po ulicy, gdy ja przypominałam sobie alkoholowe libacje, które organizowali chłopcy w klubach.
- Spotkaliśmy się kilka razy na trasie, czasami graliśmy w tym samym show. Poza tym All Time Low przyjaźni się z Vicem Fuentes i resztą, a z tymi mam całkiem niezły kontakt.
          Teraz przed oczami miałam prezenty, maskotki, kartki i inne gadżety, które wysyłali mi chłopcy z różnych zakątków świata, w których właśnie grali. Uśmiechnęłam się lekko.
- Ah, więc to koło ciebie trzeba się zakręcić, żeby poznać wszystkich, których w tym biznesie warto znać? - wykrzywił usta w uśmiechu, ale ręce wcisnął do kieszeni. Udałam, że tego nie zauważyłam.
- Na to wychodzi. Jak długo gracie?
- Dwa lata, to takie dziecinne marzenia, żeby kiedyś być kimś.
- Jak wam idzie?
- Całkiem nieźle.
        Nagle, patrząc na profil Luke'a Hemmings'a, na zaciśnięte usta i czarne kółko w dolnej wardze coś mi zaświtało w pamięci. Zmierzyłam jego postać - jakieś 185 centymetrów i nabierałam właśnie powietrza, by podzielić się z nim swoimi obserwacjami, gdy zatrzymał się przed niczym nie wyróżniającym się żółtym domem i zapukał do drzwi.
        Otworzyła nam mała dziewczynka, na oko 9 letnia.
- Witaj w domu perkusisty. Cześć, Lily.
             Przeszedł koło dziewczynki, tarmosząc jej brązowe kucyki.
- Heeej, Ash! Rusz tyłek na górę! - wrzasnął. Tak mnie to zaskoczyło, że machinalnie zasłoniłam dłońmi uszy i zauważyłam, że dziewczynka już miała zatkane uszy. Posłałam jej uśmiech i odwzajemniła go, ukazując brakujące miejsca po mleczakach.
- Jak masz na imię? - zapytała mnie, gdy już Luke przeszedł gdzieś wgłąb domu.
- Maddie. A ty jesteś Lily?
- Tak. Chodzisz z Lukey'em?
          Roześmiałam się i zaprzeczyłam.
- To dobrze. Fajnie by było, gdybyś była z moim bratem.
          Pociągnęła mnie za rękę w ślad za Lukiem, jak się okazało, do piwnicy.
- Też jesteś w jakimś zespole? - kontynuowała wywiad mała.
- Tak, jestem gitarzyską. - z zainteresowaniem rozglądałam się po pomazanych ścianach. Wyglądały jak dzieła osób chorych psychicznie. Dziewczynka zauważyła moje spojrzenie.
- Czasem, jak grają, to trochę wariują.
       Oh, mała, gdybyś widziała rebelie Bring Me the Horizon na próbach, pomyślałam. Tymczasem zeszłyśmy już na sam dół.
- Nie mogę tam wchodzić, chłopcy mi zabronili - poinformowała mnie Lily, patrząc przez szparę w drzwiach. - Powiedzieli, że zabiją moje lalki.
- Hm, to straszne. Może powinnaś iść na górę?
        Pożegnała się ze mną i uciekła. Odprowadziłam ją spojrzeniem i uniesioną brwią.
- Serio zgubiłeś dziewczynę na odcinku 5 metrów? - usłyszałam lekko sepleniący głos.
- Nie jest zbyt wysoka. - bronił się Luke. Zdążyłam już oswoić się z jego głosem, mogłam go już poznać.
- Trudno. Przecież to Maddie Miko, miejsce 23 w Top 100 gitarzystek ostatniego roku według  Alternative Press, zapomniałeś?  - usłyszałam kolejny, w jakiś sposób przyjemny. Lekko zachrypnięty, albo coś w tym rodzaju.
- Wyuczyłeś się jej biografii na pamięć, Mike? A może to ty prowadzisz jej stronę na wikipedii? - tym razem rozległ się głos, który bardziej przypominał głos komika, wiecznie przebrzmiały śmiechem i humorem.
        Hej, zaraz, to ja mam własną stronę na wikipedii?
       Weszłam do pokoju, w którym rozmawiali. Chłopak o brązowych, loczkowatych włosach przytrzymanych bandaną leżał na ziemi z podkulonymi nogami, zakrywając oczy dłonią. Drugi siedział wygodnie w fotelu, z basem na kolanach. Za to zza zestawu perkusyjnego wynurzyła się burza zielonych włosów, a zaraz za nią reszta chłopaka.
- Znalazłem moją kostkę! Ash, twoja perkusja ukradła moją kostkę!
- Perkusja ma stopy, ale nie ma rąk, Mike. To nie ta zasada działania.
- Może sądził, że perkusja i perkusista tworzą jedność nawet wtedy, gdy muzyk opuści zestaw. - oznajmiłam nieco chaotycznie, zwracając na siebie ich uwagę. A jednak mnie zrozumieli.
- No, właśnie. Panowie, to jest Madeline Miko - Luke odchrząknął. - Maddie, oto 5 Seconds of Summer.
        Wiedziałam, że ich kojarzę. Wyświetlili mi się na youtube w propozycjach zaraz po tym, jak w skrajnej euforii puściliśmy sobie One Direction, udając boysband z Roy'em jako naczelną fanką. Nie ważne dlaczego, po koncertach jesteśmy w stanie zrobić wszystko.
- Oh, uwielbiam australijski pop-rock. Tyko wy potraficie połączyć dobrą ścieżkę dźwiękową z beznadziejnym tekstem i zrobić tym karierę.
- Patrz, zna nas! - ucieszył się chłopak w fotelu. - Jesteśmy zajebiście sławni, panowie.

1 komentarz:

  1. Moja wiedza o tym zespole jest tak marna...ale to nic :D U Ciebie wydają się sympatyczni.
    Śmiałam się jak głupia momentami :)
    Naprawdę, kończą mi się pomysły na komplementy. (I robię się zazdrosna, bo też bym chciała tak pisać).
    No świetnie jest.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń