piątek, 25 września 2015

Epilog.

            klik.
             Maddie! To znaczy... Madziu! - zatrzymałam się z kubkiem kawy w ręce i odwróciłam od Ani, z którą właśnie żartowałam, powoli wychodząc ze szkoły. W tłumie uczniów Zawadzkiego zobaczyłam profesorkę od angielskiego, przedzierającą się z trudem. - Maddie. To znaczy Madziu. Mogę cię prosić na chwilkę?
             Skinęłam głową, ignorując używanie przez nauczyciela angielskiej wersji mojego imienia. Ania miała na mnie zaczekać przed szkołą, w planach miałyśmy wspólne wyjście na koncert. Ruszyłam za profesorką do jej pracowni. W środku wskazała mi ręką, żebym zajęła miejsce koło biurka. Ostrożnie odstawiłam kubek z parującą zawartością i z wyczekiwaniem spojrzałam na anglistkę. Nerwowo przekładała w dłoniach plik podejrzanie znajomych kartek, zerkając na mnie. W końcu wzięła głęboki wdech.
- Przeczytałam twoje wypracowanie.
          Spodziewałam się takiej reakcji. Ta pani nie uczyła tu zbyt długo, nic nie wiedziała o moich ekscesach w minionych dwóch latach nauki. Kiwnęłam głową, prosząc, by kontynuowała.
- To wszystko... To świetna historia, z której może nawet mogłabyś sklecić książkę. Tylko jakim sposobem udało ci się wymyślić i spisać taką intrygę w dwie godziny?
           Uśmiechnęłam się półgłębkiem. Niedowierzania też się spodziewałam. Każdy tak reagował.
- Bo to nie jest fikcja, pani profesor. Wszystkie usprawiedliwienia i decyzje dyrekcji są w dokumentacji szkoły. Z Anią naprawdę się przyjaźnię,  na brzuchu naprawdę mam blizny po pobiciu... - podciągnęłam rękaw swetra, a na widok tatuażu profesorka wytrzeszczyła oczy. - A tatuaż mam prawdziwy.
- To wszystko przecież da się stworzyć. Co w takim razie stało się z Tomem?
- Nie wróciliśmy do siebie. Urwaliśmy kontakt, nie chciałam mieć nic więcej wspólnego z Bring Me the Horizon. Pani profesor, czy ja wyglądam jak nudna dziewczyna z tego miasta? Nie sądzę.
          Rozległo się pukanie do drzwi. Profesorka podskoczyła, jakby spodziewała się co najmniej Natalii z chloroformem. Drzwi się uchyliły i do środka weszła wysoka postać, otoczona zapachem mięty i czarnej herbaty ze strzechą brązowych loków.
- Dzień dobry. - grzecznie przedstawił się Ashton Irwin. - Wiem, że to sprawy szkoły, ale za godzinę wchodzę na scenę w Katowicach i chciałem zabrać moją dziewczynę na koncert... Trochę nam się śpieszy.
        Oniemiała profesorka skinęła głową, wpatrując się to w Irwina, to w zapisane przeze mnie kartki. Pożegnałam się i wstałam, kierując się do wyjścia. Byłam już przy drzwiach, trzymając Ashtona za rękę, gdy anglistka się ruszyła.
- A co się stało z Oliverem? Jakim sposobem dali ci spokój?
- Oli nie żyje. Za bardzo uzależnił się od ketaminy i strzelił sobie w łeb.


                                                                        KONIEC.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak oto dotarliśmy, a raczej dotarłyśmy do końca! Dziękuję za śledzenie tej historii, za  21 miesięcy istnienia bloga, 4114 wyświetlenia, 62 posty, całą 3 obserwatorów i 48 komentarzy. Może ta historia nie była jakaś górnolotna, a o mojej frekwencji możnaby napisać hymn żałobny, ale świetnie się bawiłam z tą historią. Nie sądziłam, że wyjdzie z tego coś tak... Niezłego.

DZIĘKUJĘ!
chem_fanatic

1 komentarz:

  1. CO PROSZĘ?!
    Jeju. Jak koniec.
    Jak nie żyje.
    W ogóle...co.
    Epilog świetny (chociaż jakoś dalej nie mam przekonania do Ashtona). Cała historia była świetna. Od początku do końca trzymała w napięciu. Dawno mi nikt tak nie namieszał w głowie jak Ty na tym blogu :D Udało Ci się stworzyć coś nietypowego, co nie jest teraz takie proste.
    Jejku. Płakać mi się chce, bo trudno mi uwierzyć, że to już koniec. Że nie będę zacieszać na widok informacji o nowym rozdziale. Będę tęsknić, serio.
    Dziękuję Ci za tę historię. Za każdy rozdział i wszystkie związane z nimi emocje.
    Pozdrawiam :*

    (w wolnej chwili zapraszam do siebie: http://imperfect--stories.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń