Spanikowałam. Moje ciało wydostało się spod mojej kontroli i zaczęłam histerycznie szlochać, bezładnie kręcąc się po pokoju, po prostu przechodząc z kąta w kąt, jak pacjentka zakładu psychiatrycznego. Ania siedziała na moim łóżku, to śledząc wzrokiem mnie, to tekst na komputerze. Teraz podniosła białą chryzantemę z podłogi i obracała ją między palcami. Nadal łkając, osunęłam się po ścianie, ciężko opadając na dywan ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie chcę już, nie mam siły, to mnie przerasta, dlaczego... - wrzucałam z siebie słowa niemalże poza kontrolą. Ania zacisnęła zęby i wyszła z pokoju. Przerażona, podniosłam się i chwiejnie pobiegłam za nią.
Moja przyjaciółka wykazała się o wiele większą przyjemnością umysłu niż ja. Zamknęła drzwi wejściowe i po prostu zaczęła sprzątać odłamki szkła, zawartość lodówki oraz szafy. Wytarłam pięścią łzy i w ciszy do niej dołączyłam.
Po skończonej pracy usiadłyśmy naprzeciw siebie w małej kuchni. Pomiędzy nami stała chryzantema w słoiku po nutelli.
- Kogoś zobaczyłaś, tam na przystanku. - Ania mówiła bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie. Skinęłam głową, nie mogąc zdobyć się na odpowiedź. - Kogoś, kto cię wystraszył na tyle, że spodziewałaś się ataku. Kto to był?
Milczałam, wpatrując się we własne paznokcie, zaledwie wczoraj pomalowane na ciemny burgund. Wczoraj, kiedy Jona Weinhofen był tylko koszmarem, przez który budziłam się w środku nocy, zlana potem.
- Musimy wezwać policję.
- Nie możemy - odzyskałam głos. - W centrum widziałam Jonę. Wpadł na mnie, widziałam go przez ułamek sekundy, ale to musiał być on. Tylko jakim sposobem znalazł się tam na tyle szybko, że komputer nie zdążył się wyłączyć, a zaledwie pojawił się wygaszacz? Dojazd tutaj to 30 minut. W obie strony daje godzinę. Niemożliwe, aby to on zdemolował mieszkanie i zostawił wiadomość.
- Więc kto? Krasnoludki?
Intensywnie myślałam. Jeszcze w niewoli u Natalii to Jona chciał odejść z zespołu. O to pokłócili się z Oliverem. Co było później? Wypadek Toma w Australii, pozostawiona karteczka. Wizyta Jony na cmentarzu i jego ostrzeżenie. A potem następne, przez telefon Olivera, gdy coś dla niego załatwił. A teraz ta wiadomość i obecność Jony w moim mieście... Nis mogłam się w tym dopatrzyć żadnej logiki. Po której stronie on w końcu stoi? "Po tej słusznej. Wyjątkowo nie po zwycięskiej." Ale która była zwycięska? Objęłam głowę ramionami. Nachodził jeden z ataków migreny, które ostatnio miewałam coraz częściej.
- Aaargh! - wrzasnęłam w przypływie frustracji i gwałtownie wstałam od stołu, przywracając krzesło. Ania nerwowo drgnęła. Podeszłam do jednej z szuflad i wyjęłam tabletki przeciwbólowe. Intensywnie myślałam.
Całkowite pogodzenie się z losem w więzieniu Natalii. Szybka cisza ze strony Olivera, gdy wybiegł za dzieckiem. Ogromny tłum nad ciałem Toma przed studiem w Australii. Niesamowicie szybki przyjazd pogotowia. Nieobecność zespołu, aż do przybycia ratowników. Ich zakryte twarze. Łzy Olivera, ale zarazem jego nienaturalny spokój. Nagła przemiana Matta, zwiększona czujność. Narady, z dala od moich uszu. Nieustanna obserwacja. Biały proszek.
- To wszystko było zaplanowane... - wyszeptałam, chociaż sama nie wiedziałam, o co mi dokładnie chodzi.
- Czy ty nie uderzyłaś się w głowę przypadkiem? Magda, oszalałaś! To nie jest film akcji!
- Bo zapowiadało się jak komedia romantyczna? Dotychczas to Oliver rozdawał karty, teraz pora na mnie.
Wstałam i pobiegłam do pokoju, wyciągając po drodze torbę szafy. Rzuciwszy ją na łóżko, zaczęłam wyjmować ubrania. Mogłam się założyć, że Ania przewróciła oczami, ale usłyszałam tylko westchnienie rezygnacji. Żadna z nas nie chciała powiedzieć głośno: "Ogarnij się, pchasz się śmierci w ramiona!". Nie wiedziałam, co jest słuszne, cała ta historia nie miałaby miejsca, gdybym odrzuciła to cholerne zaproszenie na święta do Bring Me the Horizon.
- Zastanów się lepiej, skąd ten Ktoś, ktokolwiek to był, znał nasz adres.
- Kto to był...
Milczałyśmy, przecież nie było już nic do dodania. Oliver jest szalony, to już wiemy, ale oprócz niego w zespole są jeszcze 4 inne osoby. No i Jona, który trzyma stronę w zależności od pory miesiąca. O co tak naprawdę chodzi?
- Myślisz, że Matt jest w to zamieszany?
- Oczywiście, że tak. - w jej niebieskich oczach zakręciły się łzy, widziane przeze mnie po raz pierwszy od 6 lat znajomości. - Przecież są najlepszymi przyjaciółmi.
- Aniu...
- Wiesz co? Nie chcę znać prawdy. Nie mam ochoty dowiadywać się, jak się ta historia skończy. Chcę zapomnieć, że to kiedykolwiek miało miejsce.
- Wiesz, że Matt może nie wiedzieć wszystkiego, co roi się Oliverowi w głowie?
- Skończyłam z tym. Skończyłam z Mattem.
Podniosła się i szybko wyszła z kuchni. Chwilę później usłyszałam, jak trzaskają drzwi od jej pokoiku. Oparłam łokcie na stole, dłońmi podparłam głowę, ciężką od myśli, opcji i intryg. Wpatrywałam się w chryzantemę, gdy nagle coś we mnie zaskoczyło.
Kto wiedział, gdzie mieszkałyśmy z Anią? Jej tata, ale jego z góry można było wykluczyć. Zbyt pogrążony w żałobie po śmierci żony. Moja babcia.. Zbyt konkretna i lojalna kobieta, by komuś wydała nasz adres bez naszej wyraźnej zgody. I Marcin...
Gdzieś w przedpokoju zaczęła grać muzyka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój telefon, nadal pozostawiony w szkolnym plecaku. Odebrałam w ostatniej chwili.
- Cześć, mała! Wyskoczymy dziś na jakąś pizzę lub lody? Ania też niech się czuje zaproszona!
- Marcin... To raczej zły pomysł. Mamy sporo nauki, pracy i w ogóle.
Z jakiejś przyczyny postanowiłam nie mówić bratu nic o przykrej niespodziance zastanej w domu.
- O której kończycie? Podejdę po was.
- Marcin, nie możemy się dzisiaj spotkać. Muszę już kończyć, profesorka...
- Panna Miko, po dwóch latach nauki nadal nie zapoznała się pani ze statutem szkoły? No, no, no, chyba wizyta u pani pedagog powinna cię czegoś nauczyć, skoro moje lekcje już cię nie interesują. - Ania bezszelestnie podeszła do mnie i teraz wyrwała mi telefon z ręki, udając profesorkę od włoskiego. - Panna Miko oddzwoni, gdy skończy swą odsiadkę. Żegnam.
Rozłączyła się i podała mi telefon.
- Dzwoń do Weinhofena. Musimy zamknąć ten rozdział, a zrobimy to tylko poprzez poznanie prawdy.
Mimo iż to Ania miała funkcję menadżera, to ja się zawsze lubiłam rządzić. Ale dzisiaj straciłam całą swoją hardość, schowałam pazurki i potulnie wykonywałam polecenia. Teraz patrzyłam na Anię szeroko otwartymi, brązowymi oczami.
- Przestań tak patrzeć, cholernie przypominasz Kota w butach.
- Pewnie te błagalne oczy zaprowadziły mnie tak wysoko.
- Nie denerwuj mnie, tylko dzwoń!
Wzięłam głęboki wdech i przełknęłam ślinę. Podjęłyśmy decyzję, że Jona Weinhofen stoi po naszej stronie (wyjątkowo nie po zwycięskiej). To, czy nasz wybór był dobry, okaże się wkrótce.
- Jona? Tu Maddie... Mam sprawę.
Moja przyjaciółka wykazała się o wiele większą przyjemnością umysłu niż ja. Zamknęła drzwi wejściowe i po prostu zaczęła sprzątać odłamki szkła, zawartość lodówki oraz szafy. Wytarłam pięścią łzy i w ciszy do niej dołączyłam.
Po skończonej pracy usiadłyśmy naprzeciw siebie w małej kuchni. Pomiędzy nami stała chryzantema w słoiku po nutelli.
- Kogoś zobaczyłaś, tam na przystanku. - Ania mówiła bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie. Skinęłam głową, nie mogąc zdobyć się na odpowiedź. - Kogoś, kto cię wystraszył na tyle, że spodziewałaś się ataku. Kto to był?
Milczałam, wpatrując się we własne paznokcie, zaledwie wczoraj pomalowane na ciemny burgund. Wczoraj, kiedy Jona Weinhofen był tylko koszmarem, przez który budziłam się w środku nocy, zlana potem.
- Musimy wezwać policję.
- Nie możemy - odzyskałam głos. - W centrum widziałam Jonę. Wpadł na mnie, widziałam go przez ułamek sekundy, ale to musiał być on. Tylko jakim sposobem znalazł się tam na tyle szybko, że komputer nie zdążył się wyłączyć, a zaledwie pojawił się wygaszacz? Dojazd tutaj to 30 minut. W obie strony daje godzinę. Niemożliwe, aby to on zdemolował mieszkanie i zostawił wiadomość.
- Więc kto? Krasnoludki?
Intensywnie myślałam. Jeszcze w niewoli u Natalii to Jona chciał odejść z zespołu. O to pokłócili się z Oliverem. Co było później? Wypadek Toma w Australii, pozostawiona karteczka. Wizyta Jony na cmentarzu i jego ostrzeżenie. A potem następne, przez telefon Olivera, gdy coś dla niego załatwił. A teraz ta wiadomość i obecność Jony w moim mieście... Nis mogłam się w tym dopatrzyć żadnej logiki. Po której stronie on w końcu stoi? "Po tej słusznej. Wyjątkowo nie po zwycięskiej." Ale która była zwycięska? Objęłam głowę ramionami. Nachodził jeden z ataków migreny, które ostatnio miewałam coraz częściej.
- Aaargh! - wrzasnęłam w przypływie frustracji i gwałtownie wstałam od stołu, przywracając krzesło. Ania nerwowo drgnęła. Podeszłam do jednej z szuflad i wyjęłam tabletki przeciwbólowe. Intensywnie myślałam.
Całkowite pogodzenie się z losem w więzieniu Natalii. Szybka cisza ze strony Olivera, gdy wybiegł za dzieckiem. Ogromny tłum nad ciałem Toma przed studiem w Australii. Niesamowicie szybki przyjazd pogotowia. Nieobecność zespołu, aż do przybycia ratowników. Ich zakryte twarze. Łzy Olivera, ale zarazem jego nienaturalny spokój. Nagła przemiana Matta, zwiększona czujność. Narady, z dala od moich uszu. Nieustanna obserwacja. Biały proszek.
- To wszystko było zaplanowane... - wyszeptałam, chociaż sama nie wiedziałam, o co mi dokładnie chodzi.
- Czy ty nie uderzyłaś się w głowę przypadkiem? Magda, oszalałaś! To nie jest film akcji!
- Bo zapowiadało się jak komedia romantyczna? Dotychczas to Oliver rozdawał karty, teraz pora na mnie.
Wstałam i pobiegłam do pokoju, wyciągając po drodze torbę szafy. Rzuciwszy ją na łóżko, zaczęłam wyjmować ubrania. Mogłam się założyć, że Ania przewróciła oczami, ale usłyszałam tylko westchnienie rezygnacji. Żadna z nas nie chciała powiedzieć głośno: "Ogarnij się, pchasz się śmierci w ramiona!". Nie wiedziałam, co jest słuszne, cała ta historia nie miałaby miejsca, gdybym odrzuciła to cholerne zaproszenie na święta do Bring Me the Horizon.
- Zastanów się lepiej, skąd ten Ktoś, ktokolwiek to był, znał nasz adres.
- Kto to był...
Milczałyśmy, przecież nie było już nic do dodania. Oliver jest szalony, to już wiemy, ale oprócz niego w zespole są jeszcze 4 inne osoby. No i Jona, który trzyma stronę w zależności od pory miesiąca. O co tak naprawdę chodzi?
- Myślisz, że Matt jest w to zamieszany?
- Oczywiście, że tak. - w jej niebieskich oczach zakręciły się łzy, widziane przeze mnie po raz pierwszy od 6 lat znajomości. - Przecież są najlepszymi przyjaciółmi.
- Aniu...
- Wiesz co? Nie chcę znać prawdy. Nie mam ochoty dowiadywać się, jak się ta historia skończy. Chcę zapomnieć, że to kiedykolwiek miało miejsce.
- Wiesz, że Matt może nie wiedzieć wszystkiego, co roi się Oliverowi w głowie?
- Skończyłam z tym. Skończyłam z Mattem.
Podniosła się i szybko wyszła z kuchni. Chwilę później usłyszałam, jak trzaskają drzwi od jej pokoiku. Oparłam łokcie na stole, dłońmi podparłam głowę, ciężką od myśli, opcji i intryg. Wpatrywałam się w chryzantemę, gdy nagle coś we mnie zaskoczyło.
Kto wiedział, gdzie mieszkałyśmy z Anią? Jej tata, ale jego z góry można było wykluczyć. Zbyt pogrążony w żałobie po śmierci żony. Moja babcia.. Zbyt konkretna i lojalna kobieta, by komuś wydała nasz adres bez naszej wyraźnej zgody. I Marcin...
Gdzieś w przedpokoju zaczęła grać muzyka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój telefon, nadal pozostawiony w szkolnym plecaku. Odebrałam w ostatniej chwili.
- Cześć, mała! Wyskoczymy dziś na jakąś pizzę lub lody? Ania też niech się czuje zaproszona!
- Marcin... To raczej zły pomysł. Mamy sporo nauki, pracy i w ogóle.
Z jakiejś przyczyny postanowiłam nie mówić bratu nic o przykrej niespodziance zastanej w domu.
- O której kończycie? Podejdę po was.
- Marcin, nie możemy się dzisiaj spotkać. Muszę już kończyć, profesorka...
- Panna Miko, po dwóch latach nauki nadal nie zapoznała się pani ze statutem szkoły? No, no, no, chyba wizyta u pani pedagog powinna cię czegoś nauczyć, skoro moje lekcje już cię nie interesują. - Ania bezszelestnie podeszła do mnie i teraz wyrwała mi telefon z ręki, udając profesorkę od włoskiego. - Panna Miko oddzwoni, gdy skończy swą odsiadkę. Żegnam.
Rozłączyła się i podała mi telefon.
- Dzwoń do Weinhofena. Musimy zamknąć ten rozdział, a zrobimy to tylko poprzez poznanie prawdy.
Mimo iż to Ania miała funkcję menadżera, to ja się zawsze lubiłam rządzić. Ale dzisiaj straciłam całą swoją hardość, schowałam pazurki i potulnie wykonywałam polecenia. Teraz patrzyłam na Anię szeroko otwartymi, brązowymi oczami.
- Przestań tak patrzeć, cholernie przypominasz Kota w butach.
- Pewnie te błagalne oczy zaprowadziły mnie tak wysoko.
- Nie denerwuj mnie, tylko dzwoń!
Wzięłam głęboki wdech i przełknęłam ślinę. Podjęłyśmy decyzję, że Jona Weinhofen stoi po naszej stronie (wyjątkowo nie po zwycięskiej). To, czy nasz wybór był dobry, okaże się wkrótce.
- Jona? Tu Maddie... Mam sprawę.