niedziela, 15 czerwca 2014

"Widział pan ostrzeżenie?"

    Kiedyś, gdy byłem małym dzieciakiem, rodzice zaproponowali mi wycieczkę do innego kraju. Byłem zachwycony, uwielbiałem wycieczki, chociaż nigdy tego nie okazywałem. Cały tydzień poprzedzający nasz wyjazd chodziłem za rodzicami, przytulając Oscara, wtedy jeszcze malutkiego i przyglądając się ich pakowaniu. Wszystko wkładali do nowego, dużego samochodu, który kupili niedawno: torby z ciuchami, moje duże zabawki, łóżeczko Toma, miski Oscara. - tutaj Oliver zamilkł. Po chwili podjął:
- W dniu wyjazdu do mojego plecaka spakowałem kilka ulubionych samochodzików, kredki, zeszyt i nowego transformersa. Potem wziąłem Oscara i wsiadłem do nowego samochodu rodziców, z którego byłem dumny, tuż koło małego Toma w nosidełku.
- Jedziemy na wycieczkę, Tommy - poinformowałem go. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Nie rozumiał, był jeszcze niemowlęciem.
    Zapomniałem jak wygląda mój dom, moje podwórko, moi koledzy. Zapomniałem jak pachną deszczowe poranki i jak mroczna jest Anglia nocą. Jeździliśmy po Australii od miasta do miasta, wzdłuż i wszerz, nigdzie tak naprawdę nie zatrzymując się na dłużej. Dorastałem w trasie, dzieciństwo spędziłem ucząc się od taty grać na gitarze, fascynując się perkusją, patrząc jak matka projektuje ciuchy i ucząc małego Toma tylko mnie znanych słów i zabaw.
- W końcu rodzice uświadomili sobie, że ich prawdziwym domem jest Sheffield i po 5 latach wróciłem do rodzinnego miasta. Chodziłem na koncerty, poznawałem ludzi i nadrabiałem niepewność i samotność chamstwem. Poszedłem do szkoły średniej i uświadomiłem sobie, że moją wycieczkę po Australii zacząłem traktować jako moje pierwsze, osobiste tournee. W Stocksbridge poznałem Alexa Turnera, Matta Heldersa. Byli rok starsi i... cóż. Imponowali mi. Byli pewni siebie, kochali muzykę, ale byli tajemniczy. Założyli zespół i grali w miejscowym klubie. Wtedy postanowiłem, że też się ruszę, że zacznę tworzyć.
     Bawiłem się hip-hopem, razem z Mattem i Tommy'm. Później jako perkusista i wokalista założyłem zespół... ale to nie było to. Nicholls namówił mnie na coś większego. Na deathcore.
- Nie mogliśmy się dogadać w kwestii ról w zespole. - wtrącił się Matt. - Znaleźliśmy Lee i to był bezapelacyjnie nasz gitarzysta. Potem pojawił się Matt jako basista, a więc nadal brakowało nam perkusisty i wokalisty - do tych ról nadawaliśmy się zarówno ja, jak i Oli. Zadecydowały umiejętności i basista. Zresztą Sykes nie miał głowy do układania taktów.
- Jeden wieczór z Jackiem Sparrowem nadał nam nazwę. Nie mieliśmy konkretnego celu, konkretnej wizji. Zostaliśmy Bring Me the Horizon. Później przyszedł Curtis...
- Powiedz mi, Sykes, po jaką cholerę to mówisz? - zapytał Kean. - Zebrało ci się na wspomnienia?
- Nie powinniśmy byli szaleć w tym parku. - Oliver przetarł dłonią zmierzwione, miejscami posklejane krwią włosy. - To moja wina.
- Generalnie gdyby nie ja, to nie byłoby was tutaj. Nie mówię, że to moja wina, bo ja was do Polski nie ściągałam, ale stało się to z mojego powodu. - odparłam zza ramienia Nicholla, któremu właśnie próbowałam oczyścić świeżą ranę na brzuchu. Czar opowieści Sykes'a prysnął.
- Ten zespół od początku był pomyłką. - burknął Jona, podciągając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
- Pomyłką była wymiana Curtisa na ciebie - odparł Oliver. Atmosfera zgęstniała.
- Jesteś głupcem, Sykes. Walczysz o coś, co nie istnieje. Maddie musiała strzelić cię w pysk, żebyś zrozumiał, że woli kogoś innego i coś innego niż Bring Me the Horizon.
- Ja... wcale nie... Jona, zastanów się, co ty mówisz! - zatkało mnie.
- Jesteś pizdą, Weinhofen - Oliver wstał. Jona również się podniósł. Porzuciłam Matta i powoli stanęłam na nogi, stanowczo za szybko się rozkręcali. - Słyszysz sam siebie? Nie potrafisz powiedzieć tego, co naprawdę myślisz. Możesz tylko powtarzać coś po innych, próbować stać się kimś, kim nie jesteś, masz wypaczony umysł!
- Musisz być Brytyjczykiem, bo jesteś pizdą... - mruknęła Ania bez nawiązania.
- Nie mów tak. Jona jest z Australii. - oburzył się Matt.
- Jestem już zmęczony. Jak tylko się stąd wydostaniemy, masz mi zniknąć z oczu, Weinhofen. Nie chcę cię widzieć w moim zespole.
- On nie jest twój na wyłączność, Oli - wtrącił Matt. - Zawsze razem decydowaliśmy o zmianach w zespole. Tym razem mamy uczynić wyjątek?
Szatyn z furią odwrócił się do przyjaciela.
- I ty przeciwko mnie? - gdy Matt zaczął kręcić głową, chłopak dodał: - Czyli uważasz, że powinniśmy go zatrzymać? Mam grać z kimś, kogo nienawidzę?
- Nie nienawidzisz go - powiedział Kean. - Jesteś po prostu zazdrosny.
- Zazdrosny? - roześmiał się bez cienia radości. - Niby o co?
- O kogo. O Maddie. Zazdrościsz Jonie, że nie jest zakochany w Maddie.
- Dlaczego mówicie o mnie, jakby mnie tu nie było? - zainteresowałam się.
           Nastała cisza. Teraz staliśmy już wszyscy, w kole, niczym rewolwerowcy. Podniosłam wzrok i spotkałam 6 par spojrzeń.
- Nie chcę. Nie dołączę. - przerwałam ciszę.
- Dlaczego? - zapytał Lee. - Nie zajmiesz miejsca Jony. On sam z niego zrezygnował.
- A może ona po prostu nie chce być otoczona przez gejów. - Jona przelał szalę goryczy. Oliver rzucił się na niego z perfekcyjnym prawym sierpowym. Wiedzieliśmy jednak, że ten ruch mógł kosztować nas życie. Jona nie zdołał się uchylić i z jego nosa buchnęła krew. Podbiegłam do nich i próbowałam oderwać Olivera od gitarzysty.
- Wystarczy! - krzyknęłam więc. - Cena jest zbyt wysoka...
- Załatwmy to, kiedy już stąd wyjdziemy, okej? - wtrąciła Ania, stając na wszelki wypadek między nami. Nikt nie patrzył nikomu w oczy. Wszyscy byliśmy pewni, że słowa potępienia na nic się nie zdadzą, że prędzej czy później dostaniemy finał.
    Wystarczyło teraz na nas spojrzeć - głodni, brudni, ranni i zziębnięci. Minęły jakieś dwa tygodnie bez jakiegokolwiek znaku, że się stąd wydostaniemy. Do tej pory ich spór jakoś był zbywany innymi tematami, ale nagle, bez ostrzeżenia, zamknięcie dało o sobie znać.
- Ale my tu zostaniemy. Umrę w tej dziurze razem z tym frajerem - odpowiedział Jona. Oliverowi pociemniały oczy, a usta zacisnął w wąską kreskę, ale trzymałam go mocno w pasie. - Po jaką cholerę zgodziłem się tu przyjechać...
    Nagle usłyszeliśmy kroki. To natychmiast nas otrzeźwiło. Wszystko mogło się walić i palić, ale poznaliśmy już swoisty plan dnia, a ten nigdy się nie zmieniał - jedynie wieczorami przychodziła do nas Natalia lub któreś z jej wspólników, zapewne w celu sprawdzenia, czy nadal jesteśmy na miejscu. Wtedy też dostawaliśmy butelkę wody, czasem chleb. Wiedzieliśmy więc, że takie odstępstwo mogło oznaczać niebezpieczeństwo.
    W bezruchu nasłuchiwaliśmy dalej. Oliver zesztywniał, nagle jak ręką odjął zapomniał o Jonie, którego obiecał zabić. Kroki zbliżały się i usłyszeliśmy ciche pogwizdywanie. Spojrzałyśmy z Anią po sobie, mrużąc oczy. Melodia ustała, a zamiast niej usłyszeliśmy zmieniony głos Natalii:
- Proszę pana, niebezpiecznie jest tu wchodzić. Widział pan ostrzeżenie?
     Wtedy usłyszałam przekleństwo z ust Olivera i chwilę później zobaczyłam przy drzwiach Jonę, zaczynającego krzyczeć i walić w mnie pięściami. Ania i Matt stali zszokowani, patrząc na siebie, jakby nie do końca ogarnęli zachowanie mężczyzny, który dopiero co krwawił na ziemi. Mój umysł w mgnieniu oka uświadomił sobie, co może z tego wyniknąć.
       We czwórkę, ja, Ania, Matt i Oliver rzuciliśmy się na niego, odciągając go i zatykając mu usta. Szarpaliśmy się dłuższą chwilę, aż w końcu powaliliśmy go na ziemię. Upewniwszy się, że reszta zespołu go trzyma, szybko podeszłam do drzwi, nasłuchując.
- Co to było? - usłyszałam zaskakująco stary, męski głos. Pożegnałam się z nadzieją, że jakkolwiek nam on pomoże.
- Być może to te szczury, o których jest ogłoszenie na drzwiach. - odparła bez przekonania Natalia. Czułam w jej głosie lekką desperację. Czyżbyśmy trafili na jej słaby punkt?
- To nie były szczury, to coś innego... - mężczyzna podjął spacer, nieco żwawszym krokiem.
- Czego nie zrozumiałeś w słowach "Tutaj nie wolno wchodzić", staruchu? - wycedziła Natalia, zgoła innym tonem. Niemal czułam jak rozszerzają mi się ze strachu źrenice. Spojrzeliśmy po sobie z zespołem. Jona właśnie wystawił na śmierć tego mężczyznę i prawdopodobnie nas. Oliver zacisnął zęby, wpatrując się w przygniecionego przez jego kolana gitarzystę.
      Za drzwiami rozległy się szybsze kroki i okrzyk bólu. Usłyszeliśmy trzask i głuche stęknięcie, a później ciężki oddech, oraz kilka rozpaczliwych jęków. Odskoczyłam od drzwi, cofnęłam się za chłopców. Byłam przerażona, łzy bezsilności wzbierały mi w gardle. Na korytarzu zapanowała cisza. Liczyliśmy w duchu, że Natalia sobie poszła, zostawiła nas tutaj samych. Nasze nadzieje rozwiał chrobot klucza w zamku. Drzwi się uchyliły i stanęła w nich nasza porywaczka.
      Włosy miała potargane, policzki czerwone, oczy jej błyszczały, a na rękach i z przodu żółtej koszulki miała krew. Odwróciłam wzrok. Matt przyciągnął Anię do siebie, ja stałam za basistą. Staliśmy naprzeciw siebie, po dwóch stronach pomieszczenia. Natalia z chłodnym zainteresowaniem przyglądała się nam.
- Właśnie zabiliście człowieka. - oznajmiła po dłuższej chwili, przenosząc wzrok na swoje dłonie i oglądając je z zainteresowaniem. Widziałam, jak Ania wzdrygnęła się z obrzydzeniem. - To było bardzo nierozsądne z waszej strony.
      Zmusiłam się do spojrzenia na nią. Jej oczy nadal niebezpiecznie błyszczały. Wtedy odkryłam, że..
- Jesteś naćpana.
    Przytaknęła, jakby była z siebie dumna.
- Mówisz to takim tonem, jakbyś nigdy o tym nie wiedziała - stwierdziła. Nic nie odpowiedziałam. Niepokoił mnie dostęp Natalii do narkotyków.
- Tato? - rozległo się. Czas stanął w miejscu. Śmierć lub ciężkie zranienie dorosłej osoby to jedno, ale zabójstwo z zimną krwią dziecka... Nie chciałam się zastanawiać, czy Natalia zdołałaby się do tego posunąć. A właśnie odwracała się powoli w stronę wejścia.
      Oliver zobaczył moją minę, moje ręce też chyba nieco mocniej zacisnęły się na jego brzuchu. Wystarczyła chwila i stałam sama na środku pokoju, a Oliver odpychał Natalię na bok i wybiegał na zewnątrz.
- Uciekaj stąd! - usłyszałam jego krzyk. - Uciekaj!
    Mój ratowniczy umysł wiedział, że takie słowa tylko zaostrzają ciekawość zamiast powodować akcję-reakcję, ale nic nie mogłam na to poradzić - mogłam mieć tylko nadzieję, że chłopakowi udało się wyrzucić dziecko na zewnątrz. Natalia otrząsnęła się z szoku i pobiegła za Oliverem. Chcieliśmy zrobić to samo, ale jakby znikąd pojawili się jej zausznicy i odcięli nam drogę na zewnątrz. Jednak pod ich ramionami widziałam, jak Karol i jeszcze jeden koleś zaczynają pastwić się nad Oliverem. Szczęściem w nieszczęściu było to, że dziecka nie było widać - a więc prawdopodobnie było bezpieczne. Zresztą, nagle wszyscy przestali się nim interesować.
- Jestem z was bardzo niezadowolona - mówiła tymczasem Natalia. Sykes przestał już jęczeć i skamleć, był po prostu cicho. Nagle podłoga była już cała we krwi - jego i martwego mężczyzny.
- Jesteś niepoczytalna - krzyknęłam, próbując się  - Jesteś nienormalna, chora...
- Oh, nie bardziej od ciebie, kochana. Ostatecznie to ty nieświadomie to na nich ściągnęłaś.
    Po dwóch tygodniach w zamknięciu mój umysł odebrał to jako prawdę, ale jakaś część podświadomości nie mogła tego znieść.
- Nie... - wyjąkałam, patrząc na masakrowanego Olivera.
- O tak. To twoja wina. Musisz za to ponieść karę.
     To zabrzmiało słabo, albo jak z jakiejś taniej produkcji, ale ten ton spowodował, że coś we mnie drgnęło. Nagle poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie i zostałam rzucona na ziemię. Znów świat przesłoniła mi fala bólu, słyszałam też krzyki Ani. Skąd ich się tyle wzięło? - myślałam między jednym a drugim uderzeniem. Kopniaki sypały się wszędzie, starałam się schować głowę w ramiona, ale nie na wiele mi to dało. Zawyłam z bólu, gdy kolejny cios trafił w nieosłonięte żebra. Niemalże słyszałam trzaski kości.
    W tym samym momencie usłyszeliśmy dźwięk, którego się nie spodziewaliśmy. Usłyszeliśmy syreny. Natalia i jej zausznicy zdębieli, my również nie byliśmy pewni, czego oczekiwać. Podejrzewam jednak, że każde z nas było na wpół nieprzytomne i zbyt ranne, by o czymkolwiek myśleć.
    Usłyszałam trzaskanie drzwi i krzyki: "Policja, na ziemię! Policja, cofnąć się!". Przez chwilę nie mogłam skojarzyć faktów i nie rozumiałam, jak wielkie ma to dla nas znaczenie. Natalia przypadła do mnie.
- Nie pozwolę! To ty zniszczyłaś mi życie. Jak mogłaś mi to zrobić...
    Nie odpowiadałam. Nie byłam w stanie. Natalia zaczęła czegoś szukać w kieszeniach.
- Ha, mam cię. Widzisz, gwiazdko, to nie tak miało wyglądać... ale nie pozostawiliście mi żadnego wyboru. Chciałam iść z wami na ugodę, ale ktoś postanowił wam pomóc. Jak myślisz, za ile umrzesz, biol-chemie? Jak szybko to działa?
   To coś, czego szukała, okazało się strzykawką wypełnioną lekko zmętnionym płynem. Nie wiedziałam co to jest i nie chciałam się zastanawiać. Chwyciła moją rękę i wbiła mi igłę w przedramię. W tej samej chwili do pomieszczenia wpadli umundurowani mężczyźni.
- Zostaw ją, powiedziałem, zostaw ją!

2 komentarze:

  1. Witaj!

    Ostatnimi czasy, właściwie to od kilku miesięcy mam "fazę" na opowiadania o Bring Me The Horizon w roli głównej, a najlepiej o Oliverze i przeszukuję, a wręcz wertuję cały internet w poszukiwaniu czegoś takiego. I trafiłam do ciebie :)
    Przez ostatni tydzień nadrobiłam wszystkie rozdziały na tym blogu - zaczynając od koncertu zespołu, gdzie główna bohaterka mogła pokazać swoje umiejętności gry na gitarze, poprzez przyjazdy i ciągły kontakt z chłopakami z zespołu aż do tego momentu - i jestem po prostu wniebowzięta, szczególnie dwoma ostatnimi publikacjami. Nie rozumiem Natalii. To przez to, że Magda nie zabrała ją do Anglii na spotkanie z BMTH teraz tak się na nich wyżywa w postaci porwania i przetrzymywania ich? Co za człowiek! Dobrze, że zjawiła się policja, bo nie wiadomo jak mogłoby się to skończyć, do tego Natalia była naćpana, więc ryzyko zrobienia czegoś głupiego z jej strony było tym większe.

    Czekam na nowy rozdział i na to jak to wszystko się zakończy! Mam nadzieję, że nikt za bardzo nie ucierpi.

    By the way, to trzymam kciuki za Oliego (którego kocham w tym opowiadaniu, te jego przypały i niektóre teksty są świetne) i Magdę, no, także tylko tyle. A, i oczywiście liczę na coś więcej w relacjach Anny i Matta, bo widać, że coś się święci i to od dłuższego czasu :]

    P.S. Po przeczytaniu całego opowiadania jestem wręcz w szoku, że nie masz żadnych komentarzy! SZOK! To co piszesz jest świetne :D

    Zapraszam Cię też na mój blog (pisany w duecie) o BMTH i liczę na twoją opinię prologu:
    http://death-is-just-beginning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, miło mi cię tu powitać :D Dziękuję za Twoją opinię, jest dla mnie bardzo ważna :P

    Czekam też na rozwinięcie Twojego bloga, zaczyna się nieźle : )

    OdpowiedzUsuń