sobota, 28 czerwca 2014

"Ciemność."

     Witam :D Pamiętacie o naszym bliźniaczym blogu http://lets-keep-it.blogspot.com/ ? Staramy się przekładać to jak najwierniej, ale moje zamiłowanie do specyficznych słów jest... zabójcze.
   
      Prawdopodobnie jest to ostatni part na kolejnych kilka tygodni. Wakacje spędzam w miejscach, gdzie Wi-Fi jest na wagę złota. To samo będzie z angielskim blogiem. Przepraszam i dziękuję za 940 wyświetleń. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie!
          Udanych wakacji i enjoy.

   +     Hello :D Do you remember our twin blog http://lets-keep-it.blogspot.com/ ? We're trying to translate it as faithfully as we can, but my penchat to specific words is... deadly.
         Thank you for 940 views, I hope, you would back.
         Probably it's the last part for some next weeks. I'm going to holiday in places, where Wi-Fi is  worth weight in gold. Also english ver will be a little more neglected. I'm sorry and thank you for 940 views. I hope you won't leave me!
          Happy Holiday and enjoy.
--------------------------------------------------------------
     Ciszę przerwał śmiech. Niemalże histeryczny, wysoki, dziewczęcy. Nie wiedziałam skąd, ale nagle w pomieszczeniu pojawiła się mgła, uniemożliwiająca mi zobaczenie Natalii, która właśnie podniosła się z klęczek, wypuszczając z dłoni pustą strzykawkę. Nagle, po dwóch tygodniach bezustannego chłodu robiło mi się gorąco.
- Odsuń się pod ścianę! - trzech policjantów mierzyło z pistoletów do blondynki. Matt przypadł do mnie, ściskając mnie za rękę. Ich oprawcy zmartwieli ze strachu, już leżeli na ziemi z rękoma na karku. Tchórze.
- Madd, co mam robić? Powiedz mi, co mam robić! - szeptał gorączkowo. Robić z czym?, myślałam. - Maddie, mów do mnie, cokolwiek...
       Po drugiej stronie znalazł się Lee.
- Może unieś tą rękę... - zaproponował. Ale po co?, miałam ochotę zapytać, ale zamiast tego jęknęłam, gdy poczułam kolejną falę bólu. Mimo tej cholernej mgły prawie widziałam łzy w ich oczach.
- Jesteś oskarżona o porwanie 7 osób i morderstwo. Masz prawo zachować milczenie, wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie. - powiedział spokojnym tonem jeden z policjantów. - Ręce do góry i pod ścianę!
       Posłusznie się cofnęła.
- Tylko jedno? To dobra wiadomość - uśmiechnęła się.
       Policjant w towarzystwie eskorty przypadł do niej i odwrócił ją przodem do ściany, po czym zaczął ją przeszukiwać. Wykręcił jej dłonie do tyłu i skuł nadgarstki.
- Niech wchodzą! - rozkazał dwóm pozostałym policjantom. W środku zaroiło się od granatowych mundurów, wyprowadzających kumpli Natalii. Matt i Lee zostali ode mnie odsunięci, a ich miejsce zajęły osoby w odblaskowych uniformach. Ratownicy medyczni.
- Oh, ty chyba naprawdę ściągasz kłopoty, wiesz? - uśmiechnął się jeden z nich, na oko 25-latek i odchylił mi głowę do tyłu. - A wpadanie na siebie wchodzi nam w nawyk.
        Złapałam go za rękę, przypomniawszy sobie zwęglone ściany mojego dawnego mieszkania i jego troskę w karetce.
- Oliver... - powiedziałam z trudem. Czułam w ustach krew, jej metaliczny i nieprzyjemny smak.
- Kto? - nachylił się nade mną, bandażując moją głowę.
- Oliver... korytarz...
      Rozejrzał się i w mgnieniu oka zniknął uśmiech z jego młodej twarzy, zastąpiony przez grymas skupienia. Patrzył na strzykawkę, która leżała nieopodal.
- Wiesz, co to jest? - zapytał mnie, zamiast mi odpowiedzieć. Gdy nie uzyskał odpowiedzi, zapytał innych. To również minęło się z celem.
- Duszę się... - wyszeptałam, czując, że moje płuca gwałtownie błagają o powietrze, ale nie byłam w stanie im pomóc. Nagle straciłam wszystkie siły, wzrok wyostrzał mi się, a później gasnął niczym linia na monitorze czynności serca i oddechu. Mimo iż leżałam, kręciło mi się w głowie, nagle miałam też wrażenie, jakbym przycisnęła dłonie do uszu. Czułam się jak pod wodą.
- Arek, tracimy ją! - krzyknął do kogoś. Ale ja ogłuchłam już na wszystkie dźwięki i oślepłam na wszystkie obrazy. Myślałam, dlaczego zmienił temat Olivera.
      Ciemność.

       Nienawidzę cię! Tak bardzo cię nienawidzę, życzę ci z całego serca, żebyś w końcu umarł! - straciłam nad sobą panowanie. Wyznawałam zasadę, że do krzyku posuwają się tylko osoby, których argumenty są tak słabe, że zwyczajnym tonem nie przejdą, tak jakby krzyk zmieniał ich wartość. A może chodziło o to, że w tym domu krzyk był dominujący, a ja nie lubiłam tego typu hałasu. Ale tym razem nie wytrzymałam, nie po półgodzinnej dyskusji na temat moich obowiązków przy żadnych prawach, na temat moich wad, bez zauważenia zalet. Na jego twarzy, na której znacząco było widać lata nadużywania alkoholu pojawiło się coś na kształt zdziwienia.
- Taak? - ojciec przeciągał samogłoski. Ten głos, ten ton doprowadzał mnie do szewskiej pasji. - Ciekawe, kto będzie wtedy płacił na ciebie... Ciężko na to pracowałem, przez 25 lat!
- Od pół roku sama zarabiam. Zresztą, utrzymywanie mnie do 18 roku życia jest twoim cholernym obowiązkiem!
- Nie krzycz na mnie, smarkaczu! Jestem twoim ojcem I należy mi się szacunek! - jego wypowiedzi zawsze były pełne przekleństw. Nienawidziłam takiego języka, ale w mój słownik coraz częściej wplatały się właśnie takie słowa... Nie umiałam nad tym zapanować, wysłuchiwanie ich dzień w dzień wsiąkało we mnie jak woda w gąbkę.
- Na mój szacunek trzeba sobie zasłużyć. Samo pojęcie "ojciec" nic nie znaczy, bo to ciągnie za sobą pewną odpowiedzialność. - rzuciłam pogardliwie.
- Tak ci źle? To dzwoń po policję, niech mnie zabiorą!
- Czemu ktoś ma płacić na takich ludzi jak ty? Chyba powinieneś już umrzeć, zrobić trochę miejsca dla innych. - już nie mogłam się powstrzymać, nakręcałam się coraz bardziej. - Jak śmiesz wypominać mi moje błędy, kiedy nie widzisz swoich? Jak śmiesz patrzeć na moje porażki, kiedy sam je nakręcasz?
- A więc powinienem umrzeć? - powiedział powoli, jakby z trudem. Wściekłość gotowała mi się w żołądku, trzęsły mi się ręce.
- Sądzę, że najwyższa pora. - spojrzałam na matkę, która jak zwykle spała w pijackim amoku. Wiedziałam, że gdy się obudzi, nakręci kolejną kłótnię z ojcem, w połowie której zaśnie. Po raz kolejny przeklęłam Marcina. Udało mu się uciec, gdy tylko skończył 18 lat. - Nikt i nic cię tu nie trzyma.
- Więc uciekaj, tak jak Marcin. Osobiście zadzwonię na policję.
- Więc dzwoń. Wszędzie lepiej niż u ciebie.
        Odwróciłam się i chwyciłam torbę z zeszytami. Zamaszystym krokiem przeszłam przez kuchnię, trzasnęłam drzwiami frontowymi. Wciskając słuchawki w uszy i wycierając z oczu łzy wściekłości wypadłam na ulicę, nie zastanawiając się nad moimi słowami. Proroczymi... "tylko jedno? to dobra wiadomość"....


        Co tym razem mamy? - zapytał męski głos.
- Łagodna hipotermia, przeszła wstrząs hipowolemiczny, nieprzytomna i niestabilna... ciężki uraz głowy, straciła mnóstwo krwi. Dodatkowo podano jej to coś dożylnie, trzeba to poddać analizie. Połamane żebra, niewykluczone urazy wewnętrzne.
- Ile ich tam było?
- Ona jest druga. Za nami wyjechało jeszcze dwoje, na miejscu siedzi trójka.
- Razem siedmioro. - odpowiedział głos w zamyśleniu. - Nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś uprowadził cały brytyjski zespół i nikt tego nie zauważył.
- Albo raczej nikt się nie śpieszył z poszukiwaniami - podsunął ten młodszy. Głosy oddalały się ode mnie. - Jak ma się ten dzieciak z poprzedniej karetki?
       Chwila ciszy, pewnie w ramach skojarzenia osoby.
- Stabilny. Ale te jego wszystkie tatuaże bardzo mnie myliły... w pewnych miejscach nie widziałem, czy to rana, czy kolejny fragment tuszu. Choć są całkiem zjawiskowe.
- Ci dwoje oberwali najbardziej. Jest jeszcze jedna dziewczyna... nic z niej nie możemy wyciągnąć. Ale też nie wygląda ciekawie.
- Zaraz się przekonamy...
- Doktorze! Ten chłopak... nie oddycha...
      Ciemność.

     Pójdę na biol-chem, czy ci się to podoba, czy nie. To będzie moja przyszłość i to moja kwestia, jak się do niej przygotuję.
- Nie poradzisz sobie na takim kierunku. Nie lepiej, żebyś poszła na humanistyczny? Zawsze byłaś dobra z polskiego...
- Mamo, nie wiem w jakim świecie ty żyjesz, ale fakt, że czytam książki nie robi ze mnie humanistki.
Widziałam jej wahanie. Przewróciłam oczami.
- Mam większą wiedzę od was wszystkich razem wziętych. Ja, w przeciwieństwie do was zamierzam coś osiągnąć.
      Wiedziałam, że nie jestem do końca fair wobec matki. Ostatecznie zrezygnowała ze szkoły dla mojego ojca, choć ewidentnie nasuwa mi się tutaj słowo "wpadka". Kto wie, może i miała jakieś plany.
- Podpiszesz mi te papiery, czy nie? - zmieniłam ton z neutralnego na zniecierpliwiony. Spłoszyła się, dla kogoś o moim stopniu elokwencji nie była nawet wyzwaniem.
- Co będziesz robić po tym całym biol-chemie?
       Spojrzałam na nią, chowając papiery, które musiałam złożyć w wybranej szkole średniej do koszulki i do teczki.
- Jak to co? Nie dopuszczać, by ludzie waszego pokroju zapili się na śmierć. - zerknęłam na kieliszki na stole. - Ewentualnie rozpoznawać, jaki shot był waszym ostatnim.


          Przeżyje?
- Operacja zakończona sukcesem o godzinie... siostro, którą mamy godzinę?
- 2:40, doktorze.
- Operacja zakończona o 2:40 dnia 28 czerwca 2012 roku... prowadził...
- Przeżyje? - powtórzył pytanie znajomy mi głos. Lee? Nie, Matt Kean... Westchnienie.
- Operacja się udała. Na obecną chwilę jej stan jest stabilny, ale nie mogę przewidzieć przyszłości. Daję jej 70% szans na przeżycie, była w krytycznym stanie, sam pan wie.
- 70%... - powtórzył któryś z muzyków.
- Przykro mi. Proszę mieć nadzieję.
      Czy ja umieram?, pomyślałam. Dlaczego mówią takie rzeczy? Czuję się, jakbym miała pożar w brzuchu. Dlaczego nic nie widzę...?
      Ciemność.

        Madzia, gdzie są twoi rodzice? - zapytała pani wychowawczyni. Spojrzałam w stronę podwójnych, szklanych drzwi prowadzących na zewnątrz mojej podstawówki. Oczywiście, że wiedziałam, że są moi rodzice. Problem w tym, że wstydziłam się i nie chciałam nikomu o tym powiedzieć.
- Nie wiem, proszę pani. Nie mogę sama wrócić do domu?
- Niestety... Twoi rodzice nie oddali oświadczenia o twoich samodzielnych powrotach do domu.
         Nie odpowiedziałam. Niby co miałam powiedzieć? Mój 8letni umysł nie chciał przyznać, że jestem ostatnim dzieciakiem w szkole, którego nie odebrali rodzice. Znowu.
- No cóż... - wychowawczyni zerknęła na zegarek na nadgarstku. - Jeżeli twoi rodzice nie pojawią się tutaj za 10 minut, będę musiała iść do sekretariatu i poprosić o wykonanie telefonu.
- Nie, proszę... - wyrwało mi się. Spuściłam wzrok na moje trampki, kupione przez babcię. Czułam na sobie jej wzrok.
- Czy w domu...
- Madzia? - głos mojego starszego brata przerwał jej zdanie, ku mojej uldze. Bałam się tych niewygodnych pytań, gdy ktoś po raz kolejny domyśla się, że moi rodzice są "chorzy". Marcin kucnął przede mną. - Przepraszam, mała, nie wiedziałem.
- Pan Miko? - zapytała wychowawczyni, widząc chłopaka. Mimo dzielącej nas różnicy 8 lat byliśmy do siebie podobni - oboje posiadający duże, brązowe oczy, gęste włosy tego samego koloru, drobny podbródek, lekko zadarty nos.
- Jestem jej bratem. - poinformował ją. - Rodzice wyrazili zgodę na odbiór przeze mnie Magdy ze zgody.
- Tak, faktycznie. Następnym razem proszę nie zwlekać z tym do ostatniej chwili, dobrze?
- Pewnie. Przepraszam za kłopot.
       Wstałam i chwyciłam swój plecak, wychodząc ze szkoły. Marcin w kilku szybkich krokach dołączył do mnie. Przecież obydwoje wiedzieliśmy, że niepełnoletni Marcin podrobił zgodę rodziców na początku roku.
- Chyba muszę ci podrobić kolejną zgodę, co?


     Minęły do cholery 3 dni. Czy ona nie powinna się już obudzić?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że nie jest dobrze.
- Ale lekarze mówili...
- Na pewno wiedzą lepiej.
          Chwila ciszy. Chciałam ich zapytać, co się dzieje, gdzie jestem i co się dzieje z Oliverem, Mattem i Anią. A nawet z Joną.
- Wydaje mi się, że ciężko będzie nam się wytłumaczyć jej babci z tego wszystkiego... - podjął Kean.
- I Craigowi. Na pewno będzie wściekły, że wyjechaliśmy Z Sheffield tak bez słowa.
- Przecież zostawiliśmy mu kartkę na drzwiach. Wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- Bo Oliver narysował na niej rafaello...
       Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego nie mogę się obudzić. Z tego co słyszałam naokoło, już jakiś czas temu powinnam wrócić do rzeczywistości. Próbowałam otworzyć oczy, ale bezskutecznie. Zupełnie, jak gdyby to polecenie zostało w obrębie mózgu, nie mogąc przedostać się dalej.
- Patrz, rusza się! - zawołał Lee.
- Co? Chyba ci się wydaje... - w jego głosie pobrzmiewało zwątpienie.
- Nie, popatrz! O, znowu!
- Zawołam lekarza.
       Ciemność.

        Dobrze, moi drodzy, chciałabym, żeby każde z was narysowało swoja rodzinę. Co was jednoczy? Co najbardziej lubicie robić wspólnie? Jak wyglądają wasze wieczory? Za co najbardziej kochasz mamę I tatę? Do dzieła!
      Moja grupa nazywała się Biedronki. Każde z nas siedziało na krzesełku ze skrzydełkami w kropki i większość przedszkolaków zdążyła już sięgnąć po kredki. Popatrzyłam na pustą kartkę przede mną. Nie dalej niż wczoraj byłam świadkiem kolejnej kłótni rodziców, która skończyła się w butelce.
          Nie byłam głupia, wiedziałam, że muszę zmyślać, I to szybko, bo pani już nadciągała. Chwyciłam pierwszą lepszą kredkę z brzegu I narysowałam 4 patyczaki ukazujące mnie, Marcina I rzekomych rodziców. A potem drogę w parku, moje nieliczne zabawki i piłkę Marcina, w którą graliśmy na podwórku całymi dniami.
- Chodzisz z rodzicami na spacery? To świetnie! Pokoloruj trochę ten rysunek!
        Poszła dalej, a ja uśmiechnęłam się gorzko. Tak, spacery do sklepu na rogu - nowa butelka dla nich I paczka gum z kaczorem Donaldem dla mnie, żebym była cicho.

        Jak to jest możliwe? Przecież...
- Na początku była to tylko ograniczona świadomość... Natomiast utrata przytomności znacząco się przeciągnęła, a według skali Glasgow jest to coś pomiędzy brakiem przytomności, a odkorowieniem, czyli stan pacjentki jest poważny.
- Jaka Skala Glasgow, jakie odkorowienie, o czym pan w ogóle mówi? - w głosie Nichollsa wyczuwałam złość. Najwidoczniej ten akurat lekarz perfekcyjnie mówił po angielsku, skoro był w stanie zrozumieć zirytowanego Matta, którego brytyjski robił się wtedy prawie niezrozumiały.
- Skala Glasgow ocenia poziom świadomości na podstawie kilku kryteriów: otwieranie oczu, kontakt słowny, reakcja ruchowa. W każdej z "dziedzin" pacjent może uzyskać kilka punktów... Im więcej, tym oczywiście lepiej. Natomiast panna Miko uzyskała 5 na 6 punktów, czyli trafiła idealnie w stan pośredni.
- Może nam pan powiedzieć w skrócie? - usłyszałam spokojny głos Lee. - Po angielsku?
- Wasza przyjaciółka zapadła w śpiączkę. - powiedział na jednym tchu lekarz. - To znaczy, że jej mózg i serce pracują, ale mimo to nie reaguje na otaczający ją świat i pozostaje nieprzytomna.
Niemal mogłam wyobrazić sobie Nichollsa, kucającego i obejmującego głowę rękoma....
- Ile to może trwać? - lekko stłumiony głos Lee przerwał nikłą ciszę w rozmowie.
- Dzień, dwa. Może miesiąc. A może kilka lat. Wszystko zależy od niej. Obecny stan nie zagraża bezpośrednio jej życiu... Ale świadczy o tym, że coś w jej ośrodkowym układzie nerwowym nie działa prawidłowo.
- Przepraszam, w jakim układzie?
- W mózgu. Niestety, na temat śpiączki nadal nie wiemy tyle, ile chcielibyśmy wiedzieć.
- Dlaczego zasnęła? - głos Matta brzmiał przerażająco sucho, bezbarwnie.
- Cóż, nałożyło się na to kilka czynników i nie możemy stwierdzić, który dokładnie. Pierwszą przyczyną mógł być wylew krwi do mózgu, albo inaczej, co jest drugim przypuszczeniem: zbyt duża utrata krwi i niedotlenienie. A trzecią, najprawdopodobniejszą wersją jest to, co podali jej porywacze, czyli zatrucie organizmu.
- A co to było...?
Chwila zawahania.
- A na pewno chce pan wiedzieć?
- Gdybym nie chciał, to bym chyba nie pytał. - głos Matta znów nabrał ostrej nuty.
- Rozcieńczony cyjanek.
       Ciemność.

    Madzia? Proszę cię, wstań, obudź się. Wiem, nawaliłem, nie pierwszy raz... Nie byłem najlepszym starszym bratem, co? Daj mi szansę to poprawić... Madzia...
     Dostaliśmy wyniki od lekarzy. Craig przesyła życzenia powrotu do zdrowia, Oliver jest już na chodzie, nawet bardzo nie wyzywa, tylko przeżywa ogromne wyrzuty sumienia. Czeka, aż lekarze pozwolą mu wstać z łóżka. Swoją drogą, też powinnaś już wstawać, wiesz, Madd? Przecież obiecałem nauczyć cię grać na perkusji...
     Dostaję już kręćka w tych białych ścianach. Czuję, że jak stąd wyjdziemy, to musimy zamknąć cię w jakiejś ciemnej norze - co powiesz na studio? Może album wyjdzie nam jeszcze lepszy. Pracujemy już nad nim. Byłoby miło, gdybyś nam pomogła - gitara na ciebie czeka. Sam przecież nie mogę grać wszystkich solówek.
      Magda, przesadzasz, wiesz? Przegapienie zakończenia roku to jedno, ale spędzenie rozpoczęcia następnego w obłokach to zły sposób na przeżycie drugiej klasy. Masz szczęście, że ogarnęłaś oceny w maju. Witaj, rozszerzona chemio.
      Jona zniknął, Oliver się dołuje, Lee zaczyna myśleć nad albumem, Annie wraca do szkoły, a Matt stara się latać od jednego do drugiego i wspierać. Ehh, Madd, nie możesz przegapić swoich urodzin, nie? W końcu musimy znowu spędzić je razem, pamiętasz? "Więcej takich niespodzianek, jak ta". Czy twoje zachowanie sugeruje, że tort był niesmaczny? Obiecuję, że tym razem osobiście upiekę ci lepszy. Jeżeli chcesz, to możemy nawet razem zrobić ten maraton filmowy, czy coś. Wstawaj, bo przegapisz całe Euro. A tak się zarzekałaś, że Polacy są mniej flegmatyczni od Anglików, jaki dajesz przykład?

     Słuchałam tego wszystkiego, wracały do mnie przypadkowe sceny z mojego życia. Z tego, co pamiętałam, to takie wizje ma się na chwilę przed śmiercią... Ale słysząc ich głosy, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień coraz bardziej pozbawione nadziei i energii wiedziałam, że muszę wytężyć całe moje siły i w końcu wydobyć się z tego letargu. Czułam się jak rozbitek na statku, a moimi jedyny towarzyszami były nieuchwytne dźwięki, gdzieś spod powierzchni wody. Chyba czas się wynurzyć.

1 komentarz:

  1. Budź się, Magda, bo to już za długo trwa! Wszyscy się o ciebie martwią! Kurcze, mam nadzieję, że niedługo wróci do świata żywych i zacznie normalnie funkcjonować. Hmm... te wspomnienia z dzieciństwa były... och, współczuję jej z całego serca takich rodziców! Dla małego dziecka musiało to być straszne przeżycie.

    OdpowiedzUsuń