środa, 23 marca 2016

Rozdział IV

              muzyka.
         Od rana uwijaliśmy się jak w ukropie. Klientów przybywało z każdą godziną, pomimo środy widniejącej na kalendarzu. Koło 11:00 zaczęłam żałować, że tak szybko napisałam próbną maturę z matematyki na podstawie, a jeszcze bardziej - że się do tego przyznałam i przyjechałam do "Rocker's Alley". Jednak Tomek z uśmiechem na twarzy wytrwale pracował od rana bez słowa skargi, więc uznałam, że ja też nie mam prawa głośno narzekać. W końcu hajsik sam się nie zarobi.    
             Ania dołączyła do nas po 14, skończywszy maturę z rozszerzenia. Teraz sprawnie, z lekkim uśmiechem reagowała na prośby klientów. Wydawać by się mogło, że osoba, która ma za sobą dwie matury z matematyki będzie zła, zmęczona i rozgoryczona, ale Ania wcale taka dzisiaj nie była. Dzisiaj promieniowała radością jak Skłodowska radem.
- Czy oni wszyscy nie powinni być w szkole? - rzuciłam w eter pytanie, widząc kolejną falę klientów. 1/2 nie ukończyła 17 roku życia. 3/4 nie było płci męskiej. Zwykle do naszego muzycznego światka przybywało więcej facetów (moja i Ani obecność na pewno nie miała tu nic do rzeczy), jednakże dzisiaj to Tomek był ich bohaterem. Nawet jeżeli bardziej zależało mu na męskiej niż damskiej opinii...
- Cichoo, przynajmniej będziemy mieli utarg - odparła Ania.
- No i mają po co tutaj przychodzić... To był genialny pom... - urwał gwałtownie. Uniosłam brew w geście ponaglenia i skasowałam dwie płyty Set It Off rozchichotanym nastolatkom. "Duality" schodziło dzisiaj jak świeże bułeczki. - To znaczy zatrudnienie was. To była moja najlepsza decyzja.
     Zmrużyłam oczy, wiedząc, że mówi prawdę tylko w połowie. Dochodziła 19:00, moja zmiana dobiegała końca. Rozejrzałam się po wypełnionym lokalu. Kolejne twarze zaglądały przez witryny.
- Pewnie nie wyjdę zgodnie z grafikiem? - westchnęłam, na przekór sobie i sięgnęłam po kubek z kawą.
- Zrobisz co zechcesz. Ja zaraz wracam. - Tomek wzruszył ramionami i skierował się ku sali muzycznej. Odprowadziłam go wzrokiem.
- Mamy na dzisiaj zaplanowany jakiś koncert? - zapytałam Ani, a ta wzruszyła ramionami, zupełnie jak jej poprzednik.
- To Tomek jest tu szefem.
      Odniosłam wrażenie, że wraz z właścicielem zniknął też tłum przy kasie. Ania zerknęła na zegarek i uśmiechnęła się, zrelaksowana.
- Wiesz co? - zagaiłam. - Przeraża mnie ta uśmiechnięta wersja ciebie.
- A mnie ta ciamajdowata wersja ciebie. - kpiący wyraz wskoczył jej na twarz. Właśnie byłam w trakcie wymyślania jakiejś miażdżącej riposty, gdy po lokalu przeszedł szmer, który przemienił się w narastający pisk.
- Raine, o co chodzi?
- Na pewno nie o Tomka - posłała mi tajemniczy uśmiech i ruszyła w kierunku tłumu. Upiłam łyk przepysznej kawy, tak w ramach zmniejszenia narastającego ciśnienia, i ruszyłam za nią.
         Próbowałam sobie przypomnieć grafik koncertów i byłam niemal pewna, że środa była pusta. W ogóle ten tydzień miał być pusty ze względu na nasze matury. Tomek studiował historię muzyki (poważnie), więc on brał wolne tylko w czasie sesji, lub gdy poznał nowego faceta, który przyznał się do homoseksualizmu.
          Weszłam do sali akustycznej, w której artyści mogli dawać koncerty acapella lub akustycznie. Tutaj tłum był największy - dzieciaki napierały na siebie i rozmawiały podnieconymi głosami. Na ich odsłoniętych przedramionach, policzkach, nadgarstkach widziałam wymalowane lub wytatuowane lustrzane trójkąty. Przez chwilę skojarzyło mi się to z logiem 30 Seconds To Mars, ale niemożliwym było, aby ta przystojna trójeczka się tutaj pojawiła. Nie wiem dlaczego, ale przed oczami przewinęła mi się zarys brązowego łańcuszka z podwójnym trójkątem i turkusową poprzeczką.
           Turkusowy. Wszyscy mieli na sobie coś turkusowego - ciuch, biżuterię, lakier na paznokciach. Nawet ja, ale nieumyślnie. Dlatego ludzie posyłali mi cały dzień pełne zrozumienia uśmiechy - w przeciwieństwie do mojego głupkowatego wyrazu zaskoczenia. Oni myśleli, że ja wiem. Że wiem, że...
          Że co? Czułam, jak schodzę na coraz ciemniejsze ścieżki myślenia, tracąc wątek. Jeżeli to jest ten mój ścisły umysł, to szkoda, że ktoś nadzorujący myśli tego nie słyszy. Potrząsnęłam głową, jakby to mogło pomóc, ale zamiast tego zrobiło się jeszcze gorzej. Usłyszałam głosy. Mówiące do mnie po angielsku. Zamknęłam oczy.
- Nie jestem na tyle brzydki, żeby zamykać oczy, gdy nadchodzę.
- Spierałbym się.
- Jestem najprzystojniejszy w tym zespole.
- Zaraz po mnie.
- Przynajmniej ładnie śpiewam.
- A ja gram i robię za chórki.
- Siedzisz i machasz rękoma jak idiota. To nie jest szczyt możliwości 24 letniego mężczyzny.
         Uchyliłam powieki i odwróciłam się. Maxx Danziger stał z założonymi rękoma, patrząc w bok z zaciętym wyrazem twarzy. W jego niebieskich oczach lśniły... łzy. Cody Carson nieudolnie próbował go udobruchać. Wypuściłam kubek z rąk.
- Cholera! Czy ja zawsze będę wylewać kawę przez muzyków? - skrzywiłam się.
- Maddie! - Cody zwrócił na mnie uwagę, jakby zobaczył mnie dopiero teraz. Uśmiechnął się i rozłożył ręce, jakby chciał mnie objąć. - To nie tylko przez nas?
     Maxx prychnął z pogardą, na co przyjaciel podjął próbę przeprosin.
- Ojj, Maxx, proszę cię! Wiesz przecież, że nie to miałem na myśli. To znaczy miałem, ale nie do końca. Nie chciałem cię spostponować!
- Co to w ogóle znaczy? - zapytałam, kręcąc głową.
- Obrazić. - Danziger otarł udawane łzy. - Tylko ten tleniony blondyn musi się zawsze popisywać słownictwem.
- Który z nas jest tleniony! - teraz wokalista skrzyżował ręce na piersi i zacisnął zęby.
        Świetnie. Nie dość, że wpadają mi do lokalu, rozlewają moją kawę (tak, oni ją rozlali), kłócą się jak dzieci, to teraz jeszcze panoszą się jak jakieś...
- Primadonny - wymamrotałam i odeszłam. Dzięki kawałkom lustra powtykanym w ścianę mogłam zobaczyć, że ich złość przeszła, a teraz naradzali się znakami, który z nich powinien za mną pójść. Wyręczyła ich Ania.
- Ah, więc spotkałaś już Set It Off!
- I ty, Brutusie! - szturchnęłam ją w ramię.
- Brutus i Cezar byli braćmi.
- Przyjaciółmi!
- Braćmi!
- Przestań! - zatkałam uszy. - Czego wy wszyscy ode mnie chcecie!
- No jak nie opuścisz dłoni, to chyba nie usłyszysz, nie? - przewróciła oczami. Dosłyszałam to.
- Wytłumacz mi to wszystko! - zatoczyłam dłonią bliżej nieokreślony krąg, który miał objąć 5 muzyków. - Dlaczego wy mi to wszystko robicie...
- Zdania pytające kończy się znakami zapytania, nie kropką. Opcjonalnie zdań oznajmujących nie zaczyna się od pytającego wyrazu. - wtrącił się Tomek. - A poza tym Brutusa i Cezara łączyło tylko zabójstwo tego drugiego.
- Dzień dobry, ja bym sobie tylko zagrał tutaj mały, autystyczny koncercik i bym spadał, wiecie? - Cody stanął koło nas. - Akustyczny! - poprawił się szybko. Nie dość szybko.
- Przejęzyczenie! Przejęzyczył się! - krzyknął perkusista.
- Mały lapsus linguae może się przydarzyć każdemu.
         Patrzyłam na nich z szeroko otwartymi oczami. Co tu się właśnie odwala? Tomek chwycił mnie za rękę i pociągnął na bok, natomiast Ania poprowadziła zespół do wcześniej przygotowanych wysokich taboretów.
- Cześć! Widzę, że wielu z was ma już nasze "Duality" i to raduje moje oczy. Jednak planujemy wkrótce wydać akustyczną EPkę zatytułowaną "Duality: Stories Unplugged" i już dzisiaj damy wam przedsmak tego dzieła... Zaczniemy jednym z pierwszych kawałków w oryginale, nazywa się on The Haunting i brzmi to jakoś tak...
         Cody zaczął czarować, a szef pociągnął mnie dalej, do kasy. Otworzył ją i wyciągnął z niej plik banknotów.
- Twoja wypłata. - wcisnął mi go do ręki.
- Jeszcze nie ma dziesiątego... - zaoponowałam, ale zatkało mnie, gdy zobaczyłam ilość pieniędzy, którą otrzymałam. - I to są przynajmniej dwie moje wypłaty!
- Jeden miesiąc odrobisz za free. A teraz masz dwie minuty na zabranie torebki, płaszczyka i pantofelka, czy czego tam potrzebują księżniczki twojego rodzaju i ja czekam na ciebie w samochodzie.
       Odszedł, a ja zorientowałam się, że on sam miał na sobie okrycie wierzchnie. Zebrałam się szybko i wybiegłam za nim.
- Tomasz! O co chodzi? - krzyknęłam za nim, ale on się tylko uśmiechnął.
- Wsiadaj.
        Wsiadłam. Hej, koleś właśnie dał mi równowartość moich niemal trzech wypłat! Z takimi ludźmi się nie dyskutuje. Jednak gdy po jakichś 15 minutach domyśliłam się, dokąd Tomek mnie wiezie, byłam bliska złamania niepisanej klauzuli milczenia.
         Chłopak zatrzymał się i otworzył mi drzwi.
- Masz jakieś 15 minut na spakowanie się. Już ty wiesz, po co.
         Wiedziałam. Kiełkowało we mnie podniecenie, pewność siebie, poczucie panowania nad sytuacją. W końcu odzyskałam czucie we wszystkich narządach i członkach. Przejmowałam pałeczkę. Wiedziałam.
        Wpadłam do mieszkania i zgarnęłam wszystkie potrzebne rzeczy. Ciuchy, laptop, kosmetyki, gitary... Które wzięłam do ręki po raz pierwszy od ponad 6 miesięcy, od gali w Cleveland. Cały sprzęt nastoletniego muzyka.
        Drogę powrotną pokonałam z niecierpliwością, jak na szpilkach. Natychmiast po zatrzymaniu się wyskoczyłam z samochodu. Panowie skończyli już koncert, rozdawali teraz autografy. Pchnęłam szklane drzwi i wkroczyłam do lokalu z uśmiechem na twarzy. Szczerym uśmiechem. Ania klepnęła mnie po ramieniu, ale ja szłam dalej, aż do zespołu. Potrzebowałam potwierdzenia, że się nie mylę.
- No, Miko. Lecimy w trasę?

sobota, 5 marca 2016

Rozdział III.

     muzyka.

     Siedziałam na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, tępo wpatrując się w jedną z trzech ciemnogranatowych ścian. Czwarta była pomalowana na jaskrawą zieleń. Gdzieś w tle cicho leciało Scar Tissue, a przede mną leżało puste już pudełko i jego zawartość, pozornie niedbale rozrzucona. Zdjęcia, bilety, kostki, pośpiesznie zapisane karteczki, zasuszone kwiatki, patyczki z McDonald'sów z całego świata, kółko od deski surfo-rolkowej, wycinki z gazet, pojedyncze struny... W palcach obracałam białą chryzantemę.
       Była już sucha, ale nadal przejmująco piękna. Patrzyłam na nią z namysłem. Wcześniej, przesuwając wzrokiem po tych wszystkich szpargałach pomyślałam, że sentymentalizm nie jest do mnie podobny. Jednak gdy napotkałam spojrzenie przenikliwie niebieskich oczu, świdrujących mnie wzrokiem pełnym miłości ze zdjęcia, coś we mnie drgnęło. Wyciągnęłam wszystkie zdjęcia Thomasa. Leżały w równym rządku przede mną: z bratem, z zespołem, z technikami, sam, ze mną, stojąc, leżąc, śmiejąc się. A nieco dalej, w innym rządku było miejsce zdjęć Ashtona. Przetrząsnęłam wszystkie rzeczy. Nie znalazłam żadnej fotografii sprzed liceum. Żadnej. Tak jakby moje życie rozpoczęło się dopiero z 21 września... w Oxfordzie.
      Ania stanęła w drzwiach i oparła się o framugę, krzyżując ręce na piersiach. W jej niebieskich oczach malowało się lekkie znużenie.
- Czy ty przestaniesz się nad sobą użalać?
       Podniosłam głowę, a ona rozejrzała się po pokoju, jakby próbowała wypatrzeć Kiedesa, wyśpiewującego markotną piosenkę.
- Puść sobie jeszcze Evanscence.
      Podeszła do laptopa i szybko wklepała My Immortal. Wykrzywiłam wargi w parodii uśmiechu.
- Słuchaj, wiem, że nie odezwał się już 3 dni, ale właśnie olałaś próbną maturę z polskiego.
- Nie jestem zainteresowana. - wymamrotałam, patrząc w kwiat.
- Nigdy nie musiałam cię zbierać po zerwaniach z chłopakami, więc nie każ mi tego robić tym razem. A szkołę powinnaś zaliczyć, skoro tak bardzo nie chcesz być jak gwiazda rocka.
- Frank Iero nie zaliczył szkoły średniej.
- No właśnie. I rozpadł mu się zespół. Bang. - zauważyła jednak, że to nijakie powiązanie nie robi to na mnie wrażenia, chociaż w 2013 roku płakałam nad tym jak bóbr. - Dobra, Miko. Rusz tyłek, umyj się w końcu i wychodzimy.
- Niby gdzie?
- Zjadłaś całą nutellę, łazęgo. Trzeba dokupić.
-----------------------------------------------------------------------
         Podążałam za Anią między półkami. Dziewczyna popchnęła wózek w połowie zapełniony produktami i wskoczyła na ramę, przejeżdżając tak kilka metrów.
-  Trzeba zrobić te zakupy, potem iść do Maka, a później po ciuchy! I będziemy znowu narzekać, że nie mieścimy się w te najlepsze! - Ania zeskoczyła z wózka i wepchnęła sobie do ust kilka orzechowych chrupków. Pokręciłam głową, upijając łyk wody mineralnej. Nienawidziłam rozpoczynać produktów przed ich kupnem, ale Ania mnie tego nauczyła. A obsługa Biedronki, w której byłyśmy stałymi klientkami, przyzwyczaiła się do naszego głośnego zachowania. A raczej zachowania Anny.
- Nie mam ochoty na Maca.
- No skoro tylko dzisiaj zeżarłaś dwa słoiki nutelli... Miko! Popatrz na niego!
       Dziewczyna wskazała na jakiegoś nastolatka, rozglądającego się z nieco zagubioną miną po półce z mlekiem. Ledwo przejechałam po nim wzrokiem i sięgnęłam po telefon, by sprawdzić, czy Trevor przypadkiem do mnie nie napisał. Od studniówki się do mnie nie odezwał...

        Czułam na sobie jego spojrzenie. Przypominało mi to nieustanne taksowanie wzrokiem przez Matta Keana, dawno temu w Australii, tylko bez tej całej nienawiści.
        Bo w spojrzeniu Trevora było tylko czyste pożądanie i nuta rozbawienia. Pomimo moich szczerych chęci poznania źródła tej radości, chłopak kręcił głową z lekkim uśmiechem i zmieniał temat.
        A to było bardzo łatwe, bo pytań z obu stron było mnóstwo. Wieczór spędziliśmy na przemian tańcząc, odbierając toasty i rozmawiając. W przerwach dołączali do nas muzycy z Set It Off. Cody dość nieufnie podchodził do mojego partnera.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że znasz Maddie? - fuknął na niego przy pierwszym zejściu ze sceny.
- Bo nie pytałeś. - Trevor był zupełnie wyluzowany, nawet znudzony tą rozmową. Na jego twarzy pojawiał się wtedy grymas niechęci, mówił kątem ust, patrząc gdzieś w dal, wygodnie rozparty na krześle.
- Ale nawet nie zająknąłeś się słowem, kiedy ci powiedziałem, że idę się spotkać z Maddie Miko w sprawie studniówki. To było w czwartek, Trev. W CZWARTEK.
- Znam dni tygodnia. Zresztą, po co miałbyś o tym wiedzieć? Żeby się lepiej ubrać?
      Carson zamilkł, patrząc z zaciśniętymi ustami na kolegę z zaprzyjaźnionego zespołu. W tle leciało My heart will go on puszczone z laptopa przez panią Mariolę  na czas odpoczynku Set It Off. Chyba z dziesięć razy zapytała Cody'ego czy piosenka mu odpowiada. Cody za każdym razem z taką samą ilością uroku zapewniał ją o słuszności wyboru. Teraz wpatrywała się w niego z uwielbieniem z drugiego końca sali z nauczycielskiego stolika. Pewnie zastanawiała się, ilu jeszcze przystojniaków przyprowadzę jej do szkoły i zapewne nadal czeka na obiecaną przez Caluma randkę.
- Zatańczymy, Madd? - zapytał mnie Cody, przybierając na twarz uśmiech. Zerknęłam na Trevora, czy nie ma nic przeciwko. Ten nachylił się do mnie i wyszeptał mi do ucha:
- Uważaj na niego. - spojrzałam na niego z niezrozumieniem, ale on już przeniósł wzrok na kieliszek z szampanem, którego nie tknął, a którym się tylko cały wieczór bawił. 
            Blondyn chwycił mnie za rękę i pociągnął na środek parkiet, gdzie wprawił mnie w obrót wprawnym ruchem, a później przyciągnął do siebie. Miał pewne ruchy osoby o doskonałym wyczuciu rytmu i pewności siebie, a przy tym pachniał zniewalająco. Nie był o wiele wyższy ode mnie, ale i tak moje oczy mogły bezkarnie chłonąć widok jego klatki piersiowej okrytej czarnym materiałem. Bujaliśmy się w ciszy, a Celine Dion coraz mocniej wczuwała się w piosenkę, gdy Cody nabrał powietrza i w końcu się odezwał:
- Znam Trevora od kilku lat. Przeżyliśmy razem nawet Warped Tour, a po czymś takim albo się kogoś kocha, albo nienawidzi. - zamilkł na dłuższą chwilę. - Nie rozumiem, co się z nim dzieje.
- A co się ma dziać? - uniosłam głowę.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Nasze zespoły są razem w europejskiej trasie koncertowej od dwóch miesięcy. Widzimy się codziennie. I nawet nie zająknął się słowem, że spotyka się z tobą. Ba! Nie wspomniał nawet, że z tobą pisze. Myślałem, że to z Crystal tak namiętnie wymienia wiadomości...
- Kto to jest Crystal? - zatrzymałam się, ale Carson pociągnął mnie dalej, aż do obrotu. Dopiero potem mi odpowiedział.
- Żona Wentwortha.
          Wybuchnęłam śmiechem. Dobre sobie, przecież Trevor ma 21 lat! Pokręciłam głową.
- Trevor nie ma nawet dziewczyny. Sam mi mówił!
- No dziewczyny nie ma. - przyznał. - Ma żonę.
         Umilkłam. Intensywnie przywoływałam w myślach wymieniane wiadomości. Czy Trev kiedykolwiek wspominał o swoim życiu prywatnym...? Muzyka powoli ucichła, a Cody zatrzymał się.
- Chcesz zatańczyć jeszcze jeden taniec?
- Wolę już usiąść. - odparłam, więc wróciliśmy do naszego okrągłego stolika, do którego SIO dosiadało się w przerwach. Teraz jednak musieli wrócić na scenę. Carson posłał mi pełne smutku spojrzenie, a później skinął Ani głową. Poderwała się po chwili i pociągnęła Rafała, swojego partnera, za sobą. Zaczęłam bawić się widelcem, a Trevor nachylił się do mnie, obejmując moje plecy ramieniem.
- Cody nie jest aż tak złym tancerzem, żeby tak się smucić. - na moje uporczywe milczenie dodał: - Wyglądasz lepiej od niego, nie wierz w to, co mówi.
- W Crystal też mam nie wierzyć? - wypaliłam.
         Jego zdziwienie wbiło go w krzesło.
 - Crystal.- powtórzył cicho. I więcej się nie odezwał.

- Pójdziesz po ketchup? Ja wezmę jogurty. - zaproponowała Ania, przemilczawszy mój nagły autyzm. Skinęłam głową, nie patrząc nią. Nie zauważyłam więc jej spojrzenia, gdy odchodziłam w przeciwnym kierunku, przygryzając wargę i zastanawiając się, dlaczego, u licha, Trevor nie chciał mi nic wyjaśnić, tylko zniknął. Pochyliłam się nad chłodnią, wyciągając dwa pudełka Guiseppe. Gdy się odwróciłam, napotkałam spojrzenie chłopaka, którego wcześniej wskazała mi Ania. Spuściłam wzrok i podeszłam do naszego wózka.
 - Hm, Magda? Miałaś iść po ketchup, nie po mrożoną pizzę. - Ania wyrosła przede mną, racząc mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty. 
- Pizzą też nie pogardzisz. - stwierdziłam, wrzucając pudełko do wózka. A potem, co nieuniknione, zerknęłam na ekran telefonu.
- Musimy poważnie porozmawiać.
        Wentworth nadal nie napisał. Postanowiłam ponaglić moje pytania. Zaczęłam wstukiwać literki, gdy telefon zniknął mi z rąk.
- Hej! Ja tu piszę!
- Widzę. A czy ty widzisz, że jesteś ze swoją jedyną obecnie przyjaciółką na pieprzonych zakupach?! - patrzyłam na nią z otwartymi ustami. Czy Ania właśnie powiedziała "pieprzonych"...? - Siadaj!
     Pociągnęła mnie na zimne kafelki koło chłodni. Tak, właśnie siedziałyśmy obok siebie na podłodze w Biedronce, a Ania przymierzała się do pierwszej poważnej kłótni małżeńskiej w naszej przyjaźni.
- Magdaleno. - zaczęła. - Nie zasługujesz na to. Kiedy to ci się stało?
    Uniosłam brwi.
- Co mi się stało?
- DLACZEGO TY NIE MOŻESZ SIĘ ZAKOCHAĆ W JAKIMŚ POLACZKU I BYĆ NORMALNĄ NASTOLATKĄ, CO?
- Może dlatego, że nie jestem zwykłą nastolatką? - uśmiechnęłam się niewinnie, po raz pierwszy od studniówki.
- Oh, daruj, twoje żarty już nie są śmieszne. - przygryzła wargę. - No dobra, od jakiegoś czasu znowu są. -wyglądała, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. W końcu zdecydowała się na ten temat. - Okej. Opowiedz mi coś o tym Trevorze. Skąd on się w ogóle wziął?
- No wiesz, pewna pani i pewien pan bardzo się kochali... - wspinałam się na wyżyny dobrego humoru.
- Miko! - szybko ukryła uśmiech. - Pytam poważnie.
- Musimy o tym rozmawiać na płytkach w Biedronce?
         Wstała i znów pociągnęła mnie za sobą, pozostawiając wózek samotnym na środku sklepu.
- Ale tam było mleko czekoladowe...- rzuciłam, mając nadzieję, że Raine jednak odpuści.
- Ale sojowe. Jestem na nie uczulona.
- Nie można być uczulonym na mleko sojowe.
- Na mięso też nie, a nie jesz. - odparowała, ale zawróciła. - Tylko nie myśl, że ci odpuszczę. Ja tego tak nie zostawię.
                Ochroniarz patrzył na nas podejrzliwie. Ale nie tak podejrzliwie, jak ja patrzyłam na Anię.
-----------------------------------------------------------------------
            Gdy Ania wyciągnęła ze mnie wszystkie interesujące ją informacje, zostawiła mnie w pokoju dziennym na kanapie i poszła do siebie bez udzielenia wyjaśnień. Odwróciłam się za nią, ale gestem nakazała mi zostać na miejscu. Wykorzystałam więc okazję i ponownie zerknęłam na wyświetlacz telefonu, po raz kolejny przeżywając rozczarowanie. Ehh. Kiedy ja tak obsesyjnie o jakimś facecie? Przecież ja nawet zerwałam z Ashtonem dla Trevora! Przemyślenia przerwał mi głośny huk, aż podskoczyłam.
- Nie możesz się materializować ciszej, tylko zawsze z przytupem?! - wrzasnęłam na nią, patrząc na książki od matematyki. - A co to niby jest?
- Nie mogę. To są książki od matmy. Książki, poznajcie Magdę. Magda, to są Książki. Rusz dupę i ucz się.
- Coś często mówisz do mnie ostatnio: "Rusz dupę". - mruknęłam ze złością.
- Jak nic nie robisz, to jakoś cię muszę zmotywować.
- Nie musisz być taką wredną jędzą.
- "Wredną jędzą"? Jezu, Miko, ja już nawet nad twoim charakterem muszę pracować?
     Naburmuszona, sięgnęłam po książki i niechętnie je do siebie przyciągnęłam.
- A jak ładnie napiszesz jutrzejszy egzamin, to będę mieć dla ciebie niespodziankę.
- Nie motywujesz pięciolatki, Anno.
- No tak. Ale osiemnastolatki też ostatnio nie przypominasz, prawda?
        Nie rozumiem, za co ona mnie tak dissuje. Chwilę jej się przyglądałam. Czy ja kiedyś nie zachowywałam się identycznie...? A jeśli tak... to gdzie się podziała tamta "Ja"? I czy za nią tęsknię...?