Spokojnie, tylko spokojnie. Mieliście kiedyś takie uczucie, że świat się robi co raz mniejszy i mniejszy, aż nagle nie możecie oddychać, bo jego ogrom was przytłacza? Albo gdy w kółko powtarzane słowo traci sens? Pomnóżcie to przez 1000, a będziecie mieć pojęcie, o czym mówię - jak powiadał Joe Black.
- Maddie? Chciałbym, żebyś kogoś poznała.
Rewia uśmiechów, grzeczności, taksowania się wzajemnie wzrokiem, uprzejme potakiwania, historyjka z jednej i drugiej strony, ostatni uścisk dłoni i ta osobistość jest już zaliczona - można odhaczyć z listy vipów. Dlaczego, do cholery, stałam się celebrytką?
- Piękna sukienka! - kobieta, stojąca u boku jakiegoś mężczyzny, którego imię podsunął mi Oliver mniej niż dwie minuty temu, uśmiechnęła się szeroko, patrząc na moją krótką, złotą sukienkę. Oddałam uśmiech, starając się wypatrzyć w niej coś ładnego. Gdyby to był test na spostrzegawczość, to okropnie trudny.
- Dzięki. Em... Twój naszyjnik jest... Uroczy!
Chyba dobrze się spisałam, bo Oli lekko klepnął mnie w biodro - dzisiejszy nawyk, który cały wieczór starałam się z niego wyplenić - dając znak, że czas się zwijać. Odeszliśmy.
- Muszę się napić. - oznajmiłam przyjacielowi. Zerknął na moje zdesperowane oblicze i roześmiał się.
- Ojj, mała. Gala APMA's ci nie służy, hm?
- Tak jakbyś zgadł.
- Porzucisz mnie dla Matta? - stanął przodem do mnie i nachylił się nade mną. Jego brązowe oczy lśniły, niebezpieczne roziskrzone. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, gdy oparł swoje dłonie na moich biodrach. Może i niedawno chodziłam z jego bratem, może i miał narzeczoną, ale o obojgu mówiliśmy coraz mniej, a uroda Olivera zwalała z nóg. Poza tym, musiałam mieć go jak najbliżej siebie, dla własnego bezpieczeństwa.
- A będziesz miał coś przeciwko?
- Pewnie, że będę miał. Tak piękna dziewczyna w innych ramionach?
Przysunęłam się do niego. Dzięki wysokim szpilkom nie musiałam się starać, by dosięgnąć jego ucha.
- Zaraz zacznie się gala. - szepnęłam. Zmrużył oczy, gdy przygryzłam wargę. Jego palce mocniej zacisnęły się na mojej talii.
- Maddie? Sykes? Alee! - niedaleko nas rozległ się znajomy głos, więc odsunęliśmy się od siebie.
- Vic! - uścisnęłam przyjaciela. Podniósł mnie i okręcił mnie kilka razy w powietrzu. Za nim stał Mike, który właśnie zwinął dwa kieliszki szampana z tacy przechodzącego obok kelnera i wręczył mi jeden z całusem. W tym momencie rozległ się wzmocniony mikrofonem głos i na scenie pojawiła się orkiestra. Odnalazła nas reszta naszych zespołów, więc wraz z Mattem i Mikey'em śpiewaliśmy fragmenty wykonywanych piosenek, które były nominowane do jednej z nagród. Wśród nich było również nasze "Shadow Moses". Po kilku występach i przemówieniu Marka Hoppusa, nagrodzie wokalisty Panic! At the Disco, podczas których zaczęliśmy się poważnie nudzić, na scenę wyszło troje muzyków. Pokazano krótką prezentację z nominowanymi zespołami...
- W 2014 Najlepszy zespół to... Pierce the Veil!
Mike właśnie opowiadał mi dowcip o martwej prostytutce, gdy Jaime szarpnął go za ramię.
- Człowieniu! Wygraliśmy!
Tony miał niepewną minę.
- Chodzi o nas?
- No i ten prawiczek wchodzi znowu do ciemnego pokoju...
- Wygraliśmy, Mike!
Chłopcy ruszyli po statuetkę, a perkusista za nimi z ociąganiem. Oklaskiwałam ich z tysiącami fanów i dziesiątkami innych gwiazd.
Odwróciłam się do Olivera, by zauważyć, że Vic nie dosięga do mikrofonu podczas przemowy, ale za mną stał tylko młody muzyk z półdługimi włosami i przyjaznym uśmiechem na twarzy. Zacisnęłam usta w fałszywym uśmiechu i zaczęłam się rozglądać za przyjacielem. Zbliżała się nasza kategoria...
- Jaime! Widziałeś Oliego? - zauważyłam w tłumie basistę zwycięskiego zespołu.
- Nie, został z tobą. Zgubiłaś go?
- Nie, no co ty. Jaime, chyba znowu wygrałeś!
- Co wygrałem?
- APMA's basistę!
Nie byłam w stanie uwierzyć, jak bardzo popaprana była organizacja tej gali. Muzycy rozchodzili się na wszystkie strony, prezenterzy zapominali kopert z wynikami i statuetek. Nikt nigdy nie wiedział, czy wyjść na scenę, czy też nie. Ciągle nie mogłam znaleźć nikogo z Bring Me the Horizon. Wściekła przemierzałam tłumy, gdy na wielkim ekranie wyświetlili się kolejni noninowani. Dobrze, że wcześniej ustaliliśmy, kto odbierze ewentualną nagrodę.
Pierce the Veil kolejny raz było na scenie. Oznajmili zwycięzcę i ogłuszył mnie wrzask. Chwilę później chłopcy klęczeli, a zmierzał ku nim Oliver.
- Wygraliśmy! - szepnęłam. - Wygraliśmy!
- Gratuluję. - przede mną wyrósł przystojny brunet w czarnej koszuli. Widziałam go już dzisiaj na scenie, wraz z zespołem chyba wygrał jakąś nagrodę.
- Dzięki. Jestem Maddie.
- Wiem. Jestem Andy.
- Tobie też należą się gratulacje, hm?
Wzruszył skromnie ramionami.
- Chyba trochę tak.
Uśmiechnęłam się do niego i chwilę później wisiałam w powietrzu.
- To nasza robota, to twoja robota, Maddie, ale jesteśmy zajebiści! - byłam w objęciach Olivera. - Kocham cię, Maddie, serio cię kocham!
Roześmiałam się radośnie.
- To twoja nagroda!
Odstawił mnie na ziemię, wcisnął statuetkę w dłonie i nachylił się nade mną. Chwilę później znów czułam na sobie jego usta. Patrzyłam na niego, szybko kalkulując ryzyko. Oddałam pocałunek.
- Należy się nam. - przyznałam cicho.
- Należy. Maddie, obiecasz, że zostaniesz przy mnie?
- O czym mówisz?
- Obiecaj, że nie będziesz wściekła.
- Nie będę. O co chodzi? - zignorował mnie. Zamiast tego spojrzał za mnie.
- Andy Velasquez, tak? - chłopak przytaknął. Pogrążyliśmy się w rozmowie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wszyscy chcą mnie znać. Owszem, może to narcystyczne myślenie, ale czyż nie było prawdą, że Oliver ciągle mnie komuś przedstawiał, a ten ktoś za każdym reagował: "Maddie Miko! Wiele o tobie słyszałem!".
Mijała minuta za minutą, a gala zbliżała się ku końcu. Chłopak z półdługimi włosami okazał się wokalistą Sleeping with Sirens, Andy przedstawił się jako muzyk dla Crown the Empire. Na scenie zawitali Joan Jett, Slash, the Misfist. Black Veil Brides dostało najbardziej oddanych fanów (pewnie dlatego, że wielu słuchaczy odwróciło się od My Chemical Romance po ich rozstaniu) i oddało im w tłum statuetkę, potem ich lalusiowaty wokalista wystąpił z the Misfits, zapewniając wszystkich, że to jego największe marzenie i dzięki Alternative Press zdołał je spełnić. Nadchodziła trzecia z czterech nominacji dla BMTH. Byliśmy niemal pewni, że nasze Sempiternal zwycięży - głosowało na mnie 3/4 Zawadzkiego.
Do mikrofonu podszedł zespół, o którym usłyszałam pierwszy raz w życiu i grzecznie się przywitał. Mieli na sobie identyczne koszulki.
- Podoba mi się nasz spot. - oznajmił Oliver. Rywalizacja w tej kategorii była ogromna, chyba największa. Oli nagle wydał się strasznie zamyślony.
- A zwycięzcą jest... "Sempiternal", Bring Me the Horizon!
Ryk był ogłuszający! Wygraliśmy najważniejszą kategorię! Orkiestra zagrała symfoniczną wersję naszego singla, a Oli chwiejnym krokiem wszedł na podium, siląc się na uśmiech przed kamerami. Odebrał nagrodę i nagle wydał się bardzo zdenerwowany. Stałam w otoczeniu mojego zespołu i czekałam na przemowę przyjaciela.
- Wiecie, chciałbym wam powiedzieć coś, czego nie powiedziałem nikomu. Zanim napisaliśmy "Sempiternal", naszym życiem trochę wstrząsnęło. Nowi ludzie, stare rany...a ja byłem do cholery uzależniony.
Roześmiałam się niepewnie, ale chłopcy byli poważni, patrzyli na swoje buty.
- To świństwo nazywa się ketamina i brałem to miesiącami. Wszyscy mieli mnie dość... Mój zespół chciał mnie zabić, moi rodzice chcieli mnie zabić, mój cholerny brat chciał mnie zabić, każdy chciał mnie zabić, a ja myślałem tylko, że moja najlepsza przyjaciółka mogła przeze mnie zginąć. Nie macie pojęcia, jak bardzo mi pomogliście, wasze listy, wasze maile, wasze wiadomości. Zostaliście ze mną, pomogliście mi. "Sempiternal" powstało dzięki wam. I nie macie pojęcia, jak bardzo popieprzony jest ten album.
Stałam z otwartymi ustami. Byłam załamana. Blady Oliver u mnie w szpitalu. Jego zapaść po bankiecie, biały proszek. Jego halucynacje. Jego zmienne nastroje. Jego totalne rozkojarzenie. Jego zachowanie. Śmierć Toma, słowa zespołu. Spojrzałam na nich.
- Czy to kuźwa żart? Mamy lipiec, nie kwiecień. Czy to, cholera jasna, żart?!
Stali zmieszani. Jeden patrzył na drugiego, oczekując, że ktoś inny weźmie głos. Wszystkie spojrzenia się na nas skierowały, dostaliśmy własny snop światła, pozbawiając go Joan Jett.
- Maddie, obiecałaś. - głos Olivera wwiercił mi się w czaszkę.
- Ty! Okłamałeś mnie!
- Nie powiedziałem o tym, a to nie to samo.
- Dlaczego, panowie, dlaczego?
- Maddie...
Wbrew mojej woli poleciały mi po policzkach łzy. Czym sobie zasłużyłam na brak tej prawdy?
- Ja... Nie rozumiem.
- Obiecałaś, że się nie wściekniesz.
Miałam ochotę go strzelić. Gdyby nie fakt, jak bardzo się go bałam, zrobiłabym to. Zamiast tego odwróciłam się i zaczęłam przedzierać się przez tłum. Ludzie ustępowali mi, widząc moje łzy.
- Maddie! Maddie, proszę! - słyszałam za sobą głos Olivera, wznoszący się ponad hałas. Nie zatrzymałam się, dopóki nie znalazłam się na parkingu dla muzyków. Tutaj panowała cisza i spokój. Przecięłam teren, wymijając autokary i samochody. Dotarłam do jakiegoś parku i usiadłam na ławce, trzęsąc się z zimna i od płaczu. Objęłam się ramionami, słuchając, jak Fall Out Boy odbierają ostatnią nagrodę.
- Mogę się dosiąść? - usłyszałam cichy głos. To właśnie teraz mój świat zaczął się zmniejszać i zmniejszać, dusić mnie. Dlaczego wszystkie nieszczęścia spadają na mnie w jednej chwili, dlaczego nie partiami?
- A musisz?
- Chcę. Mogę też postać, ale wtedy jestem jeszcze wyższy niż normalnie, więc jak chcesz. - milczałam ponuro, siąkając nosem. Tam, w dole i tłumie, było o wiele cieplej. - Mogę ci też pożyczyć bluzę.
- Bo skoro ty masz stać, to ja mam marznąć?
- Racja. - chłopak zarzucił mi bluzę na ramiona i usiadł obok mnie. - Cały wieczór gdzieś mi umykałaś, za każdym razem.
- Nie specjalnie.
- A zatrzymałabyś się, gdybym cię zawołał?
- Pewnie nie. - wzruszyłam ramionami i szczelniej otuliłam się bluzą o cudnym zapachu, za którym potajemnie tęskniłam.
- Słyszałem wyznanie Olivera.
- Każdy słyszał.
- Całowałaś się z nim.
- Ash... To był przyjacielski gest.
- Często całujesz się z przyjaciółmi?
- Przyszedłeś mi tu czynić wyrzuty?
Zamilkł i wpatrywał się w swoje tenisówki. Wyglądał tak strasznie młodo i rozbrajająco... Ashton Irwin, mój prywatny koszmar senny, siedzi właśnie koło mnie, w Cleveland w Ohio. Miał właśnie coś powiedzieć, gdy zadzwonił mój telefon. Chłopak ze zdziwieniem wpatrywał się w mój biust, gdy zza dekoltu wyciągnęłam smartfona.
- Kobieta musi sobie radzić, a małe cycki to ułatwiają - wyjaśniłam i zerknęłam na wyświetlacz. - To Matt. Taak?
- Robimy afterek, taki trochę pozerski, coś jak skautowe ognisko.
- Co? - siąknęłam nosem, a Ashton podał mi chusteczkę. Skinęłam głową z wdzięcznością.
- No wiesz, ploteczki i śpiewanki, takie popisywanie się. Proszę cię, dołącz, boję się chodzić sam po Cleveland, szukając cię.
- Matt...
- Zapomnij o Oliverze, pogadamy o tym później. Pobawmy się, póki możemy.
- Ja.. Gdzie?
- Pół godziny na zgromadzenie zapasów i spotykamy się na scenie, przydadzą nam się instrumenty. Widzimy się?
- Pewnie...
- Dzięki, Madd. Wygrałem dyszkę!
Uśmiechnęłam się przez łzy i rozłączyłam.
- Zapraszają nas na afterparty. No, mnie. Ale możesz być moją osobą towarzyszącą.
- Jesteś pewna? Nie wiem, czy będę tam mile widziany.
- Potrzebuję kogoś, kto odciągnie ode mnie uwagę.
Skrzywił się teatralnie, ale nic nie powiedział. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
-Zastanawiałem się, jak sobie radzisz po tym wszystkim... Ale chyba całkiem nieźle, hm?
- Nie narzekam.
Dalej szliśmy w ciszy. Wstąpiliśmy do autobusu mojego zespołu, gdzie przebrałam elegancką sukienkę na zwykłe legginsy i koszulkę "Chemicznych". Zostałam w bluzie Irwina.
Wkrótce potem dotarliśmy pod scenę i, o dziwo, wcale nie byliśmy pierwsi. Sporo sławnych ludzi już się tu kręciło, śmiejąc i żartując ze sobą. Jak hieny, wokół nich krążyli paparazzi. Weszłam na scenę i po chwili zostałam otoczona znajomymi muzykami.
- Miko! Skoro już znasz prawie wszystkich, których możesz znać... Spełnię twoje największe marzenie! - Vic zamyślił się na chwilę. - "Dzięki AP marzenia stają się rzeczywistością!" - sparodiował jedno przemówienie. - Maddie, poznaj..
- Blink-182, do usług.
Odwróciłam się powoli, bardzo powoli. Czyżby ten dzień miał mieć pozytywne zakończenie...?
- Żartowałem, co on tutaj robi?