poniedziałek, 10 listopada 2014

"Trzymasz się?"

         Wchodzę do szkoły. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Po prawej sala gimnastyczna, po lewej biblioteka, kawiarenka i ksero, najczęściej zawalone żebrzącymi licealistami (Ej, masz 20 groszy? To cholerstwo nie wydaje reszty...). Teraz korytarze były prawie puste, nikt nie śpieszy się na rozdanie świadectw, zwłaszcza to z Zawadzkiego. Przedłużająca się akademia, na której uczniowie parodiują profesorów (jakby dotychczas nie zrobili z nich pośmiewiska na fejsbukowych grupach), niekończące się wyróżnienia i wręczanie nagród - tego nie mogli znieść nawet najwięksi fani naszej szkoły. Tak kończy się wybór najlepszego liceum w mieście.
             Miniona trasa koncertowa dała mi w kość i nawet po dwóch dobach spędzonych w domu niemalże na śnie, byłam wykończona. Odwróciłam się lekko na wysokich szpilkach nude, prosta, biała sukienka zawirowała wokół mnie, złote bransoletki zadźwięczały na nadgarstkach.
- Magda?!
             Ruszyłam na lewo, w kierunku kawiarni, z głębokim postanowieniem wypicia kubka kawy. Zdążyłam przejść kilka kroków, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Magda, jak miło cię widzieć!
            Zmrużyłam oczy z kreską eyelinera na powiekach i tuszem na rzęsach. Patrzyłam na wysoką dziewczynę, blond włosy, uśmiech na twarzy. Chwilę później zorientowałam się, że nie jest wysoka - po prostu ma na stopach szpilki.
- Zastanawialiśmy się, czy wrócisz na zakończenie roku, ale sprawdziliśmy waszą trasę koncertową no i nie było tam nic w okolicy tej daty, więc uznaliśmy, że może przyjdziesz. - wyrzuciła z siebie na jednym tchu. Moje spojrzenie zapewne wyrażało bezkresne zdumienie i irytację, więc wypowiedziałam zdanie nienawiści:
- Czy my się znamy?
            Jej uśmiech, ku mojej uldze, lekko przygasł.
- Jestem Zuza Dudek, przewodnicząca szkoły.
- Wybacz, ja nawet na zajęcia nie chodzę, dlatego nikogo nie znam. A teraz przepraszam, ale przed akademią muszę... zadzwonić.
- Pewnie do Toma, jesteście taką piękną parą!
- Taa, dzięki... - już wiedziałam, dlaczego chłopcy mówili, że to będzie dla mnie ciężka przeprawa. Fani zaczynali działać mi na nerwy, z tą swoją wszędobylskością, z tą fanatyczną wręcz wiedzą na mój temat. Zupełnie inny świat niż grupa muzyków, przyjaciół, gdzie wzajemnie pilnowaliśmy siebie przed takimi atakami. Teraz byłam zdana tylko na siebie, o ile nie znajdę w tym tłumie Ani.
- Czy przyjechał tu z tobą? Może przyjechał Oliver? O, a Matt jest?
- Przykro mi, ale ich pierwsza wizyta w Zawadzkim była również ostatnią.
- Żałuję, że mnie wtedy nie było! Może zagrasz na akademii?
- Nie. - ucięłam krótko i odwróciłam się, zirytowana, kierując się w stronę kawiarni.
- Madzia! Chciałam ci jeszcze tylko powiedzieć, że naprawdę doceniam twój talent i uważam, że jesteś naprawdę piękna, świetnie się ubierasz, dobrze śpiewasz i grasz i... jestem twoją fanką, naprawdę... Popatrz!
             No dobra, odwróciłam się, nie mogłam być aż tak zła, bądź co bądź, to moja koleżanka ze szkoły. Którą znam od 5 minut. Jednak gdy podeszłam do niej i zobaczyłam to, co mi pokazała, aż sapnęłam ze złości. Wykręciłam jej nadgarstek wnętrzem do mnie i zamarłam.
            Ujrzałam czarny, wytatuowany napis, taki sam, który miał na nadgarstku każdy członek Bring Me the Horizon, włącznie z Anią i Tomem. Tatuaż, który zrobiliśmy sobie na zakończenie trasy koncertowej, mniej niż tydzień temu. Jego autorem był Oliver, wykonawczynią - Hannah. Ale mimo, iż nie minął tydzień, co więksi fani już go mieli. Pokręciłam głową, wypuszczając dłoń dziewczyny z rąk i cofając się.
             Uciekłam do tej przeklętej kawiarenki i siedziałam teraz na wysokim krześle, pochylona nad Dolce Gusto, wpatrując się we własny tatuaż na lewym nadgarstku. Normalny świat dobijał mnie dwa razy bardziej, niż się spodziewałam. Nie sądziłam, że życie sławnego, nastoletniego muzyka aż tak bardzo różni się od zwykłej egzystencji. Boleśnie odczuwałam rozstanie z rzeczywistością. W ramach dalszego ciągu użalania się nad sobą, zrobiłam dotychczasowy rachunek sumienia.
Plusy:
- 6 nowych gitar
- nowi, wpływowi znajomi
- 6 szalonych przyjaciół, gotowych poświęć dla mnie życie
- świat, stojący przede mną otworem
- wizy, prowadzące do każdego miejsca na świecie
- ciuchy (definitywnie)
- nowa umiejętność makijażu
           Miałam ochotę skreślić to ostatnie, zażenowana swoją myślą. Lecz taka była prawda, do tej pory nie zwracałam na to uwagi, pociągając rano rzęsy tuszem i usta pomadką, wychodziłam do szkoły. Właśnie, kolejny plus.
- ucieczka od szkoły
- zawód, bo na medycynę już się nie dostanę
- zawód = pieniądze!
Minusy:
- Natalia
- okupy
- porwania
- życie na widelcu
- fanatyczni fani
- więcej fanatycznych fanów
- wyczerpujące trasy koncertowe.
- brukowce i magazyny.
               Popatrzyłam w zamyśleniu na serwetkę, po której pisałam. Nie byłam pewna, gdzie wpisać Toma i wszystkich innych chłopaków, na których miałam ochotę... i którzy mieli ochotę na mnie. Dlatego zrobiłam dla nich nową rubryczkę: "Wahania nastroju". Skinęłam głową sama do siebie i zeskoczyłam z krzesła, obejmując jednorazowy kubek szczupłymi palcami i odwracając się ku wyjściu...
AUA!
             Uderzyłam w coś dużego, miękkiego i pachnącego czarną herbatą i miętą. Kubek z kawą wypadł mi z dłoni, nieuchronnie kierując się w stronę mojej sukienki, ale silne ręce podniosły mnie i obróciły, odstawiając z dala od zabójcy mojej sukienki. Szeroko otwartymi oczami spojrzałam na siebie, nie widząc żadnej plamy, żadnego uszczerbku na życiu i wyglądzie moim i mojego ubioru. Kubek z kawą rozbił się o ziemię, rozpryskując się i na chwilę zmieniając kształt, pod wpływem uderzenia o kafelki na ziemi. Widziałam to wszystko dokładnie, jak gdyby ktoś puścił to w zwolnionym tempie. Zamrugałam i świat wrócił do normy.
- Trzymasz się? - głos, przesiąknięty poczuciem humoru i australijskim akcentem wwiercił się w moje uszy, nie docierając do mózgu. Mój wzrok utknął w czarnym kapelusiku ułożonym na brązowych lokach, szarej, luźnej koszulce z rękawami 3/4. Jego oczy...
     "Jego zielone oczy patrzyły na mnie rozbawionym spojrzeniem. Co więcej, lekko kpiącym. Siedziałam między kolanami Toma, który opierał podbródek o czubek mojej głowy. Dzisiejszy dzień był ostatnim, który spędzaliśmy w Sydney. Siedzieliśmy na scenie w australijskim House of Blues w towarzystwie 5SOS i Pierce the Veil, których tu spotkaliśmy. Mieli koncert gdzieś indziej, ale kilka godzin po naszym show, więc postanowili nam towarzyszyć w ostatnich chwilach. Ich spotkanie było naprawdę świetną niespodzianką, ale chłopcy musieli koniecznie opowiedzieć im, co się dotychczas wydarzyło. Zastanawiałam się, czy zaczęli żałować...
- I wtedy słyszę takie ŁUP, no to odwracam się i widzę tyyyle krwi i zatrzaśnięte drzwi! - Oliver zatoczył rękoma koło w powietrzu, akcentując, jak wiele tej krwi było. Przewróciłam oczami, nic nie mówiąc.
- Byłem pewny, że Maddie nie pozostawi tego bez komentarza, no i nie zawiodłem się! - dodał Nicholls.
- Dosłownie go rozgniotła. - pokiwał głową Lee.
- Spędziłem potem w Photoshopie całą godzinę, starając się usunąć tą cholerną szramę. Uwierz mi, to była ciężka praca. Trudno jest zredukować rozcięcie łuku brwiowego, wiecie, że tam jest mnóstwo krwi? - Tommy pocałował mnie w czubek głowy, pod czujnym spojrzeniem 5SOS. - Ale Maddie, następnym razem błagam, mierz w miejsca których nie widać, oszczędzisz mi roboty.
     Cała sala rozbrzmiała śmiechem. Wykręciłam się w jego ramionach, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Posłał mi uśmiech.
- Zaimponowało mi, że tak mu przywaliłaś. Nie wpadłbym na to, że można wykorzystać drzwi.
- Teoretycznie sam na nie wpadł, więc nikt nie udowodni ci winy, Maddie. - Nicholls spojrzał znacząco na Kean'a, który wpatrywał się w podłogę. - Na wypadek, gdyby ktoś próbował.
- Ale mnie i tak najbardziej rozwaliło to twoje "Ojej, Matt". - Oliver ryknął śmiechem i nie mógł się pozbierać. Trzymał się za brzuch, łapczywie łykając powietrze. Tony uśmiechał się pod nosem, a Jaime patrzył na mnie z udawanym przerażeniem. I Ashton, z tym jego kpiącym, seksownym, zielonym spojrzeniem...
         Wcześniej, gdy Matthew zasugerował, że zdradzam Toma z Ashtonem, uznałam, że żadne słowa nie będą dostatecznie... twarde, by udowodnić niesłuszność oskarżeń. Pociągnęłam więc perkusistę za sobą, a gdy dotarliśmy do pracowni Jo, po prostu odczekałam kilka dodatkowych sekund, by zatrzasnąć drzwi tuż przed nosem basisty. Nie sądziłam, że rozwalę mu łuk brwiowy... Liczyłam na złamany nos. Krwi jest o wiele mniej, za to ile bólu...
            Więc gdy zobaczyłam (a raczej usłyszałam), że nie trafiłam w miejsce docelowe, zawróciłam. Ujrzałam widok nędzy i rozpaczy w towarzystwie nieokiełznanych wybuchów śmiechu, więc niepocieszona pomogłam basiście doturlać się do najbliższego siedzenia. Jednak nie mogłam obejść się bez wcześniejszego komentarza:
- Ojej, Matt, w tym magicznym portalu zwanym "Drzwi" jest takie urządzenie jak klamka, to się naciska i portal staje otworem. Ojj, chłopcze, jesteś taki nierozgarnięty.
           Przy wtórze śmiechów zespołu szybko opatrzyłam basistę i jak gdyby nigdy nic ruszyłam dalej do studia makijażu. Z lekkim uśmiechem satysfakcji pod nosem. Od tamtej pory nie usłyszałam ani słowa przytyku ze strony Matta Keana, a chłopcy uważają mnie za umiarkowanie zimną sukę, co, by the way, bardzo im się podobało.
 - Horizon, za chwilę otworzą bramkę, musicie się zebrać. - Tom zerknął na zegarek na nadgarstku. Posłusznie wstaliśmy i w małych grupkach schodziliśmy na backstage. Tommy poszedł w drugą stronę, pewnie do Phila, albo zadzwonić do rodziców.
- Nie jestem pewien, ale chyba powinienem ci podziękować. - rozległ się koło mnie głęboki głos Luke'a. Zadarłam głowę do góry, patrząc na kolegę, a później spojrzałam przez ramię, czując na sobie badawcze spojrzenie zielonych tęczówek.
- Dlaczego? Albo raczej - za co?
- Chcieliśmy zacząć żyć z nową perspektywą, motywacją, ale nie mogliśmy jej nigdzie znaleźć. Wskazałaś nam światełko w tunelu, bo było z nami bardzo źle.
            No proszę, czyżby Magda Miko była jakąś nową ikoną przywódcy?
- Radziliście sobie całkiem nieźle. - stwierdziłam, sprawdzając, czy brązowo-pomarańczowy Epiphone pasuje do moich dżinsów we flagę amerykańską. Nie pasował. Rozejrzałam się za inną gitarą.
- Supporting One Direction nie jest największym marzeniem kapeli rockowej.
- Nie mogę się nie zgodzić. Ale to może być tylko środek do osiągnięcia celu, jesteście dopiero na starcie.
- Tobie się udało i to jest... Wow. - pokręcił głową. Przymierzyłam czarną gitarę. Wyglądało o wiele lepiej. Zaczęłam przegrzebywać paski.
- Wiesz co, nieco inaczej wygląda dołączenie do zespołu, który ma już na koncie kilka sukcesów i planuje kolejną płytę, niż wystartować z czymś całkiem nowym. Na szczęście macie Gaskartha, on nie jest aż tak ciemny. Czasem tylko udaje.
- Najlepsze jest to, że Ashton zupełnie zmienił nastawienie. - prawie upuściłam gitarę, do której próbowałam przyczepić pasek. - Chyba to, co się dzieje między jego rodzicami dobija go bardziej, niż chciałby przyznać.
- Czasem jest po prostu trudno. A czasem masz to gdzieś. - przyznałam cicho.
- Co masz na myśli?
           Zamyśliłam się, patrząc w dal na australijskiego perkusistę, żartującego z angielskim bębniarzem. Przełknęłam ślinę.
- Każda decyzja ma swoje korzyści i szkody. Trzeba tylko umieć rozróżnić, które są dla nas bardziej pozytywne."

- Świetnie wyglądasz, Madd. - podjął chłopak, widząc, że odpłynęłam. Potrząsnęłam głową, odwracając się od wspomnień. Wspomnień, które aż zanadto sugerowały, że ja i Irwin nie możemy być tylko przyjaciółmi.
- Ty też, Ash. - oczyściłam lekko gardło. - Co ty tutaj robisz. - bardziej zabrzmiało to jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Zwiedzamy Polskę. - oznajmił, jak gdyby to było naturalne, że na wakacje wylatuje się z Australii, żeby pozwiedzać polskie zabytki.
- Dlaczego akurat w mojej szkole? - coś do mnie dotarło. - Wy zwiedzacie?
- O, Maddie, nawet umiesz odmieniać przez przypadki!
- Mike? - odwróciłam się. - Skąd ty możesz wiedzieć, co to są przypadki?
- Jest jednym z nich, warto było poznać rodzeństwo. - rozległ się kolejny głos.
- Luke. Kto was tu wpuścił?
- Umówiłem się z tutejszą woźną. Czy coś jest ze mną nie tak? - Calum trzymał skrawek karteczki między palcami i wpatrywał się w niego.
- Czy wy za każdym kolejnym zdaniem zaczynacie kolejny wątek? - zmrużyłam oczy, nie podtrzymując tematu randki z 60 letnią sprzątaczką.
- O, masz tatuaż! - zauważył Michael.
- Wow, jaki fajny! - nagle każdy z nich oglądał mój nadgarstek, brzęcząc moimi bransoletkami i ignorując moje pytanie.
- Gdzie się zatrzymaliście? Moje miasto raczej nie należy do tych nastawionych na turystów...
- U ciebie.
- W takim razie najlepiej będzie, jeśli tam na mnie poczekacie, a ja przyjdę do was po rozdaniu świadectw... Zaraz, CO?!
- Twoja babcia nas wpuściła. Powiem ci, że jak na osobę w tym wieku, świetnie mówi po angielsku.
         Pokręciłam głową, zrezygnowana. Nie po to z ulgą wyjechałam z Sydney, by teraz przeżywać to wszystko jeszcze raz, od nowa. Zresztą, tym razem któreś z nas mogłoby stracić głowę.
- Poza tym chyba zapodziałem u ciebie moją bluzę, ale mogę się mylić.
- Gdyby nie to, że się nie mylisz. - dodał Luke. - Madd, poczekamy na ciebie na tych zajebiście wygodnych kanapach, okej?
           Wcześniej nie miałam zamiaru wchodzić na salę gimnastyczną i oglądać tych cyrków, ale teraz poczułam, że to konieczność. Nie mogłam znieść zapachu Irwina, mącącego mi w głowie, widoku elektryzującej czerwieni włosów Mike'a, badawczego spojrzenia Luke'a i uśmiechu Caluma. Bez słowa odwróciłam się i odeszłam, szukając Ani.
           Znalazłam ją na kanapie na piętrze, siedziała ze słuchawkami w uszach, ze skrzyżowanymi nogami. W porównaniu do mnie założyła czarne dżinsy i luźną, białą koszulkę, nie kłopocząc się chodzeniem w szpilkach.
- Jak się trzymasz? - zapytała, wyciągając teraz jedną słuchawkę.
- Nie no, błagam cię, chociaż ty. - wybuchłam. Jako moja managerka i najlepsza przyjaciółka przywykła już do moich humorów, więc wiedziała, że takie zachowanie ma jakieś podłoże. Siedziała cicho, wyczekująco. - Zgadnij, kto postanowił spędzić wakacje w naszym mieście.
Bring Me the Horizon wykluczała z miejsca, to ona dysponowała ich wolnym czasem. Wzruszyła ramionami.
- No, olśnij mnie. Kto?
- Irwin i kumple.
- Wkręcasz?!
            Moja skrzywiona mina mówiła sama za siebie. Wybuchnęła śmiechem.
- Zerwij z Tomem jeszcze teraz, póki nie musisz mieć wyrzutów sumienia. - poradziła mi.
- Słucham? Dlaczego mam z nim zrywać?
- Bo w momencie, gdy Irwin i Miko spędzają wakacje w jednym miejscu, coś musi się stać. Ty mu się nie oprzesz, doskonale o tym wiesz. A on wie, że traci dla ciebie głowę.
- Aniu, ogarnij się, dobrze? Na co dzień mieszkamy na dwóch różnych stronach świata, jak ty to sobie wyobrażasz?
- Najwidoczniej oni jakoś to sobie wyobrażają, skoro tu przylecieli i zaczęli działać.
            Jęknęłam przeciągle, ukrywając twarz w dłoniach.
- Aniu, ja nie mogę. Wtedy okaże się, że Matthew miał rację.
- Trzeba było o tym myśleć, zanim pozwoliłaś się odprowadzić Irwinowi w nocy do domu jego najlepszego przyjaciela. I zanim zaprosiłaś ich na wasze koncerty.
- Skąd oni mieli mój adres? - zaczęłam się zastanawiać. Ania wsadziła znów słuchawkę do ucha, wpatrując się w telefon. - Raine, powiedz mi, że nie miałaś z tym nic wspólnego.
- Nie miałam z tym nic wspólnego. - odparła.
- Masz szczęście, że nie jestem w nastroju do kłótni. - zagroziłam.
- Ależ jesteś, Miko. Ale wiesz, że twoje argumenty są słabe, więc tego nie ciągniesz.
- Nienawidzę, kiedy masz rację.
- Chyba kończy się akademia. Ciekawi mnie twoja średnia, serio.
- Magdalena Miko, klasa 2 F, świadectwo z wyróżnieniem.
- Przesłyszałam się? - spojrzałam na Anię. Nie interesowałam się moją średnią, kiedy usłyszałam, że zdaję, po prostu sobie odpuściłam. Ale jakim cudem mogłabym ukończyć drugą klasę z wyróżnieniem?
           Zerwałam się z miejsca i biegiem przebyłam schody w dół i korytarz, aż na salę gimnastyczną. Pani Dyrektor stała na środku parkietu, koło stołu z nagrodami i dyplomami, z moim świadectwem w ręku. Poprawiłam fryzurę i krokiem modelki przecisnęłam się między uczniami, docierając do samego środka.
- Panna Miko osiągnęła coś na pozór nie możliwego, rozpoczynając swoją karierę muzyczną w klasie pierwszej. Teraz, po wielu wydarzeniach, po rozkwicie jej kariery, ukończyła klasę drugą na profilu biologiczno-chemicznym. To niebywałe osiągnięcie, więc gratulujemy raz jeszcze i życzymy dalszych sukcesów w obu karierach.
         Byłam absolutnie zaskoczona, odebrałam świadectwo z biało-czerwonym paskiem, uścisnęłam lekko dłonie Rady Pedagogicznej, jak w transie kierując się ku wyjściu z tłumem uczniów.
- No, gratuluję, Miko. - uśmiechnął się Irwin. Ania stała koło nich.
- Nieźle.
          Uśmiechnęłam się i powędrowałam za klasą do sali biologicznej, gdzie reszta uczniów miała dostać świadectwa. Zajęłam miejsce pod oknem. Na boisku szkolnym zauważyłam chłopców, grających w koszykówkę. Odwróciłam wzrok, patrząc na wyczytywane osoby, które biegły po odbiór świadectw. Dwa lata temu zaczynałam moją przygodę w liceum właśnie z nimi, a teraz byłam od nich oddzielona barierą nie do przebycia.
          Raz jeszcze kierując wzrok na śmiejących się Australijczyków, uświadomiłam sobie, jak bardzo różni się świat mój, a chociażby Łukasza, który właśnie wracał na swoje miejsce.
- Jeszcze tylko wklepa i wakacje. Dzisiaj melo na Korniku!
       Właśnie. A przede mną szmat czasu z australijskim zespołem pop-rockowym, a potem powrót na trasę koncertową. Czujecie tą różnicę?
--------------------------------------------------------------------------------------------








Powyżej możecie zobaczyć wzór tatuażu, który od tej pory ma na nadgarstku fanfictionowe BMTH :D Podoba się Wam?
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za takie odstępy w rozdziałach, ale jestem jak chomik wypuszczony na wolność - nie ogarniam nowej rzeczywistości. Mam nadzieję i plany się poprawić, ale jak zwykle moje obietnice legną w gruzach, więc dziękuję Wam za cierpliwość. Prawie codziennie wchodziłam na bloggera, z trwogą i przez palce patrząc, czy liczba obserwatorów się nie zmieniła. Dzięki Wam, nie zmniejszyła się : )
Ten rozdział miał wyglądać całkiem inaczej, ale wersje, które pisałam były tak totalnie nudne dla mnie samej, że ostatecznie powstało to. Ouh, mogę mieć tylko nadzieję, że nie zawiodłyście się.
Koniec tego. Dziękuję Wam raz jeszcze i... so long.