niedziela, 27 lipca 2014

"Pół żartem, pół serio"

    Cześć i czołem! Mam nadzieję, że oczekiwanie nie było bardzo nużące, a ten part Was nie zawiedzie : ) Btw, wybiera się ktoś na Woodstock? ENJOY.
------------------------------------------------------
   Po raz kolejny bezsilnie opadłam na poduszki. Poczułam łzy frustracji, które zaczęły zbierać się w kącikach oczu i otarłam je niecierpliwym gestem. Ja nigdy nie płaczę. Matt cmoknął z dezaprobatą, opierając się o parapet ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
- Musimy pomyśleć nad przeniesieniem cię do Londynu.
       Ania, która siedziała w fotelu przysuniętym do łóżka, spojrzała na niego.
- Sugerujesz, że im dalej od domu, tym lepiej z leczeniem?
- Sugeruję, że londyńskie szpitale mają medycynę na nieco lepszym poziomie. - rozstawieniem palców pokazał różnicę.
- Sądzę, że to bez różnicy. I tak jedynym, czego Maddie potrzebuje, to ruszyć się na zewnątrz.
     Zacisnęłam zęby i jeszcze raz spróbowałam się dźwignąć do pozycji siedzącej. Ręce dygotały mi z wysiłku, żebra głośno protestowały przeciwko takiemu traktowaniu.
- Cholera jasna! - krzyknęłam, gdy ręce same ugięły mi się w łokciach. Przez chwilę wściekła wpatrywałam się w sufit. - Najpierw to ja się muszę ruszyć chociaż na drugą stronę pokoju.
           Kątem oka widziałam, jak wymienili między sobą spojrzenia.
- I tak muszę wracać do Oxfordu, nie poleciałaby sama. - dodał Matt.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytała Ania.
- Wcześniej miałaś egzaminy.
- Wiesz, że to nie jest dobry argument.
           Przewrócił oczami.
- Kochanie, dochodzi grudzień, album wydajemy na wiosnę,  a ja z moimi partiami jestem w kropce. Muszę jechać.
           Nagle poczułam w sobie nowe partie energii i podniosłam się, nie zważając na ból.
- Kochanie?
- Ha! A mówiłaś, że nie jestem dobrym manipulatorem, Ann! Jestem cudotwórcą.- ucieszył się Matt. Dziewczyna w odpowiedzi uniosła tylko kącik ust.
- Kochanie? - powtórzyłam. Zaraz, czyżby... - Jesteście parą?
         Uśmiechnęli się do siebie. Z całego serca chciałam zrzucić moją krótkowzroczność na zamroczenie lekami, ale wiedziałam, że to wcale nie jest 100% wytłumaczenie.
- Byłem pijany, a ona ma ogromny dar przekonywania - Matt zakrył oczy teatralnym gestem.
- W moje urodziny zapytał mnie, czy nie chciałabym, żeby taki facet jak on był z taką dziewczyną jak ja.
- A ona odparła: "No dobra, czemu nie?"! Ja się musiałem upić, żeby zapytać, a ona  odpowiedziała: "Czemu nie?"...
- Nie byłeś aż tak pijany, ostatecznie sprawnie ominąłeś paczkę Cheetosów, którą rzucił w ciebie Lee, gdy chciałeś mnie pocałować.
- Jestem po prostu zwinny.
            Zaśmiałam się, widząc jego spojrzenie, lustrujące twarz Ani. Wychodziło na to, że są razem ponad miesiąc, a ja nie zauważyłam tego przez okrągły tydzień. Czy jego oczy zawsze tak błyszczały? Czy na twarzy Ani zawsze widać było ten lekki uśmiech?
- O czym myślisz? - zapytała Ania.
- Jakie słowa będą teraz najodpowiedniejsze - skłamałam. 
- Może coś w stylu: "Wow, to świetnie, gratuluję, udzielam wam swojego błogosławieństwa"? - podsunął Matt.
- Nie cieszysz się - bardziej stwierdziła niż zapytała Ania. Zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie psuję ich radość.
- Litości, ja jestem po prostu zszokowana! Kto by pomyślał, że Matt potrafi być tak romantyczny - uśmiechnęłam się z przekąsem. Nie wiedziałam, co powiedzieć, po raz pierwszy zabrakło mi języka w gębie. Widziałam jednak, jak lekko odetchnęli. - No cóż, faktycznie gratuluję i życzę szczęścia.
- No, stara dobra Maddie! - Matt zmrużył oczy.
- Starsza tylko o rok - zauważyłam, z powrotem opierając się o poduszki. Jednak siedzenie wyczerpało mnie bardziej niż trochę. Intensywnie myślałam, co jeszcze się zmieniło w czasie mojej nieobecności, oprócz ich związku. To znaczy tak, byłam pewna, że przynajmniej Matt poważnie myśli o mojej przyjaciółce, ale nie mogłam uwierzyć w to, że nagle Ania zgadza się na związek.  - A całuje chociaż dobrze? - zapytałam Anię po chwili ciszy i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Bardziej niż dobrze. - przygryzła wargę.
- W takim razie nawet gratuluję podwójnie. A co dalej z tym Londynem?
- Chciałabyś pojechać? - zainteresował się Matt, który przeszedł w tym czasie przez pokój i usiadł na kanapie, przerzucając jakieś czasopismo.
- Może zmiana klimatu dobrze mi zrobi.
- A może nie tylko zmiana klimatu - wykrzywił usta. Pod ręką miałam tylko pusty kartonik po soku jabłkowym, więc zadowoliłam się rzuceniem nim w perkusistę, który obrażał poziom polskiej medycyny. No halo, a osiągnięcia w kardiochirurgii?
- Kiedy wracasz do Anglii? - zapytałam.
- Planowałem jeszcze w tym tygodniu - zawahał się. - Czekałem tylko na ciebie.
- Chcę jechać. - zdecydowałam. Spojrzałam na wenflon w mojej dłoni i kabelki podpięte do aparatury, wytrwale kontrolującej moje czynności życiowe. Potem na te ściany, które powoli doprowadzały mnie do klaustrofobii. Chciałam się stąd wyrwać gdziekolwiek.
- Wiesz, ile to będzie biurokracji? Zgoda opiekuna prawnego, szpitali etc… - zaczął wymieniać, odliczając na szczupłych palcach.
- Hej, hej, hej, przed chwilą sam ją zachęcałeś do zmiany kraju i szpitala, a teraz zaczynasz myśleć o konsekwencjach? - Ania rozłożyła ręce.
- Jakich konsekwencjach, skarbie? Ja po prostu nie sądziłem, że ona się zgodzi tak od razu! - zaśmiał się.
- Nicholls… - pokręciła głową Ania.
- No ale przecież ja to naprawię. Zawiozę ją gdziekolwiek tylko zechce.
- Robisz to źle. Zaczynasz nie od tej strony.
- A gdyby Maddie się nie zgodziła, co miałbym wtedy zrobić?
- Czy wy naprawdę sprzeczacie się średnio co 10 minut? - wtrąciłam się. Nie spojrzeli na siebie.
- Tak. - odparli równocześnie. Moja uniesiona brew stanowiła całą odpowiedź.
- Lepiej załatw, co masz załatwić. Oliver na pewno się ucieszy. - Ania przeczesała swoje długie, czerwone włosy i wymownie kiwnęła głową w stronę drzwi. Nicholls zmrużył oczy, ale odkleił się od kanapy i przeszedł koło dziewczyny, całując ją w czubek głowy, po czym wyciągnął telefon i wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się, widząc odprowadzające go spojrzenie Ani. Kto by pomyślał...
------------------------------
    Na pewno dobrze się czujesz?
- Nie, duszę się i umieram na gangrenę. - przewróciłam oczami. - Oliver, czuję się nie gorzej niż pół minuty temu, kiedy zapytałeś o to samo.
    Opadł na krzesło i niemal machinalnie przejechał palcami po mojej dłoni.
- 3 tygodnie od pobudki, Madd. A ty nadal jesteś strasznie blada…
- Bo jedyny kontakt ze świeżym powietrzem mam wtedy, gdy otworzycie mi okno. - uśmiechnęłam się.
- No tak - zreflektował się. - No cóż, skoro czujesz się tak świetnie, to co powiedziałabyś na wizytę kilku gości?
    Wyprostowałam się, przytrzymując odruchowo bandaż na żebrach.
- O kim mówisz?
- Starzy znajomi, chcieliby cię poznać.
- O, Mistrzu, trzymaj mnie. Kolejni fani! - przyłożyłam dłoń do czoła. Oli zdobył się na lekki uśmiech.
- To ci, których dla ciebie zostawiłem na imprezie.
- Aa, ci… - odparłam wymijająco. - To znaczy, że będą chcieli powtórki?
- Pewnie się zemszczą. Są w tym dobrzy. - zniżył głos.
- Czy mogę zostać świadkiem koronnym i dostać ochronę?
- Ta zabawa jest bez sensu, te maszyny cię zdradzają, Madd - wtrącił się w naszą zabawę Kean, czyszcząc paznokcie kostką. - Nie widać żadnych emocji.
- Ranisz nas - Oliver położył wytatuowaną dłoń na sercu.
- Masz nowy tatuaż? - zauważyłam kolejną porcję tuszu pod jego skórą i sięgnęłam po rękę, wyniośle ignorując Matthew.
- Taa, Pixie mi zrobiła.
      Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem…
- Kim jest Pixie?
       Nie dał się zbić z tropu.
- Pamiętasz, jak Matt zaproponował wam tatuaż? Hannah miała go wykonać. Robiła mi to… - pokazał mi misia na wnętrzu dłoni, ale nie patrzyłam na niego. Patrzyłam na oczy Olivera, utkwione we wzorze z tym czymś, co widziałam dawno temu w pokoju hotelowym, tuż przed katastrofą.
- Ma talent. - przyznałam, obserwując go. Skinął głową.
- Owszem. Bardzo mi ostatnio pomogła.
- Było w czym. Nawet Tom tracił cierpliwość. - wtrącił się Matt. Patrzyłam na nich, nie rozumiejąc.
- Rozumiem, że Amanda już oficjalnie straciła pozycję dziewczyny Olivera Sykes?
- Serio, tak od razu poznałaś? - chyba wszyscy byli zdziwieni. Ale czułam, że ukrywają coś jeszcze. Te blade policzki, zarost, przekrwione oczy, dłuższe włosy, worki pod oczami Olivera nie mogły być spowodowane tylko przeze mnie.
- Przeczytałam w gazecie - machnęłam ręką w stronę magazynu, leżącego na szafce. Spojrzał na niego podejrzliwie.
- Podsumujmy. - wtrącił się Lee. - Matt jest z Anią, Oliver z pewną Pixie, Natalia siedzi w więzieniu za zamordowanie rodziców Maddie i porwanie nas, Miko lada chwila wychodzi ze szpitala, może to dobry moment na zastanowienie się nad tym, co dalej z zespołem?
- Wątki ci się nie łączą, ale jestem za - podniósł rękę Nicky.
- Wydawało mi się, że już dawno temu postanowiliśmy, że Maddie dołącza do Bring Me the Horizon - odparł Oliver ze swoją zwykłą pewnością w głosie. - Teraz to sprawa priorytetowa, dodatkowo po to, żeby objąć cię ochroną. Wierz mi lub nie, ale Natalia nie była ostatnią psychiczną fanką.
- Oh, dzięki, czuję się lepiej. - mruknęłam. - Wszystkiego będę się dowiadywać partiami przez najbliższe tygodnie? - dodałam z lekkim rozgoryczeniem.
- Natłok informacji zabija. - poważnie stwierdził Kean.
- Dodatkowo rozmawialiśmy już z Annie, bo chcielibyśmy, żeby dołączyła do nas jako menadżer. - Oliver specjalnie podniósł głos, zagłuszając basistę.
- Zastępczyni menadżera. - poprawił go Lee.
- Tak, tak - machnął niecierpliwie ręką wokalista. - Craig się zgodził na was obie. Ania zgodziła się na swoje stanowisko... A ty?
       Nagle wszyscy patrzyli na mnie, czekając na moją decyzję.
- No przecież wam to już obiecałam, prawda?  - przybrałam na twarz możliwie radosny uśmiech. To nie tak, że tego nie chciałam, ja tylko...
- Przede wszystkim zalicz semestr, Miko. A wcześniej rusz się z tego budynku, bo dostaniemy kręćka. - Ania najlepiej ujęła moje myśli.
- Tak zrobię. Potem album, potem powrót do szkoły. W tej kolejności. - zgodziłam się z nią.
- A zaczniemy od telefonu do Josha, żeby ich tu ładnie zaprosić. - Oli wyprostował nogę, żeby wyciągnąć iPhone'a, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - odezwałam się po szybkiej wymianie spojrzeń. Drzwi otworzyły się i ukazał nam się wielki bukiet białych róż. Chyba mimowolnie opadła mi szczęka, gdy za nimi wszedł do pokoju pielęgniarz, uśmiechając się lekko.
- Panna Miko? - przytaknęłam. - To zostało przysłane na adres szpitala, skierowane do pani. Gdzie mogę to postawić?
     Zorientowałam się, że drzwi nadal są otwarte, a przechodzące korytarzem pielęgniarki i pacjentki patrzą z zazdrością i podziwem do środka. Wskazałam stolik pod oknem, przy którym siedział Lee I podziękowałam. Pielęgniarz rzucił ostatnie rozbawione spojrzenie I wyszedł.
- Taa... - rzucił Nicky, szturchając Olivera, który zamarł z telefonem w ręce i podszedł do bukietu. - Jest karteczka. Chcesz ją?
- Pewnie! - wyciągnęłam rękę. Podniósł ją I podał mi z ciekawością w oczach. Karteczka była z kremowego papieru, a po jej rozłożeniu ujrzałam zamaszyste pismo. Szybko przeczytałam wiadomość, a potem odczytałam ją głośno.


"Panno Miko!
Dosz
ły mnie słuchy, że można Cię odnaleźć w Londynie. Mam nadzieję,
że czujesz się już wystarczająco silna, by zmierzyć się ze światem.
By
łbym zachwycony, mogąc Cię poznać osobiście i na własne oczy
ujrze
ć osobę, dzięki której przepływ mediów jest tak skutecznie blokowany.
Z pomocnym ramieniem i oczekiwaniem - Alex Turner
"
- Typowe dla Turnera. - skomentował Nicky.
- Czyli mogę chować telefon i nie zapraszać Franceschi'ego. - bardziej stwierdził niż zapytał Oliver.
- Kim jest Alex Turner? - zmarszczyłam brwi, kojarząc nazwisko.
- Maddie, nie wiem co przeskrobałaś, ale skoro wokalista Arctic Monkeys wysyła ci bukiet kwiatów, to jest to jak zaproszenie od samego Don Corleone. - poinformował mnie Matt.
- Dopiero co zgodziłam się na dołączenie do zespołu i już propozycje sypią się zewsząd. - westchnęłam, pół żartem, pół serio.

piątek, 4 lipca 2014

"Jakieś specjalne odczucia?"

Kolejny post pojawi się dopiero za dwa tygodnie, ponieważ ruszam na pierwszą przygodę w te wakacje! Za niecałe 6 godzin będę już w trasie. Do zobaczenia!
---------------------------------------------------------
       Żółte błyski. Powoli robią się białe. Jestem już prawie na miejscu, prawie na powierzchni. Nie, nie mogę pozwolić, żeby... Cholera. Jeszcze raz, choć raz stań po jasnej stronie mocy. Wyobraź sobie wyjście z ciemnego pomieszczenia na zalany słońcem taras z basenem... Widzisz, jak odbija się od niego światło, rzuca wodne refleksy, które kłują cię w oczy, ale mimo to nie nasuwasz okularów przeciwsłonecznych na nos. Stoisz i wpatrujesz się w to oślepiające światło... No, dalej, poradzisz sobie...
         Uczucie było takie, jak gdybym rozrywała mocne szwy chirurgiczne samą siłą woli. Zabolało, więc natychmiast zacisnęłam powieki z powrotem. Niemal machinalnie zasłoniłam je dodatkowo dłonią, ciężkim, otępiałym ruchem. Wydawało mi się, że to wcale nie moja ręka była przeze mnie unoszona. Usłyszałam świst powietrza, jak gdyby ktoś gwałtownie je wciągnął. Powoli odsunęłam dłoń i lekko uniosłam powieki. Ta próba okazała się lepsza, ale światło bijące z lampy umieszczonej na suficie oślepiało. Wyobraziłam sobie, że mam przed oczami lornetkę i muszę tylko wyostrzyć obraz. Pole widzenia rozszerzyło się.
            Zobaczyłam jasny sufit z zapaloną lampą. Pokój o kojących, beżowych ścianach dodatkowo rozświetlało duże okno po mojej lewej stronie. Ogrom światła powodował u mnie ból głowy, więc spojrzałam przed siebie, na białe drzwi i dalej w prawo, wodząc wzrokiem po ścianie. Ominęłam równie jasną sofę, stolik z kwiatkami w wazonie i zajęte przez kogoś krzesło, nieco bliżej mnie. Dalej stała pikająca aparatura z wieloma ekranami, a rurki wychodzące z niej kończyły się igłami, zatopionymi w moich żyłach. Spojrzałam na moją bladą i szczupłą dłoń, która spoczywała w objęciach o wiele mocniejszych i wyraźniejszych rąk. Mój wzrok mozolnie chłonął tatuaże pokrywające obie ręce: nadgarstki, przedramiona, łokcie, ramiona, barki, szyja... Brązowe oczy Matta wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem.
- Boże, Madeline... - urwał i pokręcił głową. Uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam oczy, by zmniejszyć ból głowy. Czułam się zmęczona, jak gdyby samo obudzenie się wyczerpało mnie. Poczułam, jak się nachylił. - Madd?
- Jestem. - wyszeptałam i zmusiłam się do spojrzenia na niego. - Jak się masz?
        Roześmiał się cicho, tak jak tylko on umiał.
- Dobrze. A ty? Jakieś specjalne odczucia?
- Za jasno. - mruknęłam. Wstał i spuścił rolety.
- Lepiej? - kiwnęłam głową. - Oliver, Annie i reszta od dawna są na zewnątrz. Jona zniknął gdzieś w Londynie. Natalia czeka na proces, a my na ciebie - zaczął relacjonować. - Zaczęliśmy nagrywać album, Lee stara się pisać dwie partie, żebyś je mogła poprawić i nagrać. Liczył, że cię pouczy komponować. Słabo nam to wychodzi, bo część nas jest tu, część w Oxfordshire...
- Mieliście wejść do studio dopiero we wrześniu... - zaoponowałam, przypominając sobie umowę.
- Mamy listopad, Madd. - odparł po krótkim, kłopotliwym milczeniu.
            Patrzyłam na niego, trawiąc informację. Czy miałby jakiś interes w okłamywaniu mnie? Nie wydaje mi się.
- Czyli minęło... 5 miesięcy?
- Mniej więcej. Jest 20 listopada.
             Wiedziałam, że powinnam kojarzyć tą datę, ale jej sens mi umykał. Niemalże czułam, jak ciśnienie rozsadza mi skronie. Matt chyba zauważył moje zmęczenie.
- Dobra, powinienem zawołać lekarza, zamiast zaczynać gadać. Poczekaj tu na mnie.
- Nigdzie się nie ruszam - uśmiechnęłam się słabo, gdy wstał i poprawił koszulkę.
- No ja myślę.
       Wyszedł z pokoju, a ja zacisnęłam powieki. Po raz pierwszy męczyło mnie udawanie, chociaż nie wysilałam się za bardzo - w skutek czego Matt zauważył. A może nie powinnam być dla siebie taka surowa, ostatecznie przez prawie pół roku nie miałam okazji wykorzystać mojego niewątpliwego talentu. Po chwili zorientowałam się, że źródłem bólu był również nieustanny, piskliwy dźwięk wydobywający się z tej przeklętej aparatury, zdradzającej również mój stan.
- To by było na tyle w kwestii aktorzenia - mruknęłam do siebie.
Właśnie miałam odpłynąć, już nawet wpadłam w ten stan, gdy wszystko co cię otacza wydaje się przytłumione I nieosiągalne, gdy drzwi ponownie się otworzyły. Do środka weszła wysoka postać w białym fartuchu o blond włosach, z podkładką i długopisem w ręce. Moim pierwszym skojarzeniem był doktor Carlisle grany przez Petera Facinelli. Ale ten lekarz nie tylko wyglądał młodo - on był młody.
- Hej, miło, że wpadłaś do nas - zaczął rozmowę tuż za progiem z uśmiechem na twarzy. Nagle poczułam się zupełnie nieatrakcyjna z tymi wszystkimi rurkami wszędzie i bandażami, które nadal uciskały moją klatkę piersiową pod szpitalną piżamą.
- Nie mogłam opuścić urodzin przyjaciela - przed chwilą jak grom z jasnego niebo spadło na mnie, że Oliver 20 listopada, czyli dzisiaj skończył 26 lat. Doktor obejrzał się na Matta, który dopiero teraz wszedł do sali, z rękoma w kieszeniach.
- Czyli w samą porę. Zaczynaliśmy się już martwić, panno Miko. - miał przyjemny, melodyjny głos. Znałam go już. - Jestem doktor Eryk Morawski. Rozmawiałaś już z kolegą?
- Tak. - przyznałam.
- Świetnie. To oznacza, że nie masz trudności w posługiwaniu się językiem obcym? Jest zrozumiały w takim samym stopniu jak przed wypadkiem?
- Sądzę, że tak... - odparłam. Kimże ja jestem, by oceniać moje zdolności lingwistyczne.
- Wolisz mówić po polsku czy po angielsku? - zaczęłam się zastanawiać, jak mówił do mnie do tej pory.
- Jeżeli nie sprawia to panu kłopotu, to angielski, żebym nie musiała wszystkiego powtarzać Mattowi.
Skinął głową.
- Sprawdzę reakcję twoich źrenic... - przerzucił się na nienaganny angielski po czym podszedł do mnie z latareczką i poświecił mi raz w jedno, raz w drugie oko, odchylając powieki. Wyjątkowo nieprzyjemne uczucie, zwłaszcza, gdy już kontaktujesz. Zapisał coś na podkładce - A teraz proszę cię o wykonywanie moich poleceń. W porządku?
          Wspaniałomyślnie się zgodziłam.
- Unieś prawą rękę. Świetnie, teraz lewą. Okej, a teraz zegnij lekko lewe kolano. Yhm, a poruszysz palcami? Dobrze, to samo z prawą. Teraz głowa, odwróć ją w lewo. W porządku, co cię boli?
                Ułamek sekundy zastanawiałam się nad prawidłową odpowiedzią.
- Głowa, w zasadzie od momentu otworzenia oczu. I teraz trochę żebra.
- No cóż, w czasie trwania stanu wegetatywnego zachowują się czynności życiowe, a więc również rekowalescencja organizmu, więc powiedzmy, że w 90% wszystko się zagoiło. Ale cięższe urazy nadal potrzebują chwili troski.
- Jak źle było? Jak źle nadal jest? - zapytałam. Matt opierał się o łóżko, stukając palcami o dłoń.
- Ciężki uraz czaszki, wstrząśnienie mózgu, połamane żebra, uraz wątroby i trzustki, liczne siniaki, stłuczenia, rany kłute, szarpane i cięte. Oraz zatrucie cyjankiem, hipotermia. Spora kolekcja, ale jest coraz lepiej.
- Zdążyłam uzbierać w dwa tygodnie. - pochwaliłam się. Uniósł kącik ust.
- Nie ma czego zazdrościć, moja droga. Cieszymy się, że jesteś już wśród nas.
             Odczytał jeszcze wyniki z ekranów, rzucił okiem na wenflon, wszystko pozapisywał.
- No dobra, to ja się zbieram. Jeśli czegoś potrzebujesz, tutaj masz taki fajny guzik, możesz nim wezwać pielęgniarkę. A jak ci się trafi, to może nawet przyjdzie pielęgniarz. Albo wyślij kolegę. Postaraj się jeszcze jednak pospać, byle nie tak głęboko, okej?
- Będę pamiętać.
              Gdy doktor wyszedł, Matt jeszcze chwilę stał z rękoma założonymi. Potem odwrócił się i powoli podszedł do krzesła, po czym na nie opadł.
- Ouh, od samego początku się tobą zajmuje. Był zszokowany, gdy cię przywieźli. - poinformował mnie. Czułam się zachwycona, że podzielił się ze mną wiedzą, iż ten człowiek widział mnie w tak fatalnym stanie.
- Chyba się prześpię. Podasz mi wodę? - zaczął się rozglądać po pokoju.
- Eh, kurde, chyba będę musiał ci przynieść - nie ruszał się z miejsca.
- Nie fatyguj się. - odwróciłam głowę, zamykając oczy.
- Madd? - na moje pytające mruknięcie podjął temat. - Jak tam jest?
             Spojrzałam na biały sufit.
- Jak na haju. Raz słyszałam wasze rozmowy, raz widziałam jakieś sceny z mojego życia... Czasami pojawiały mi się sytuacje, których nie pamiętam, może się nie zdarzyły... Przypadkowe obrazy, kształty, szału nie ma.
- Co słyszałaś?
             Chwilę milczałam, próbując sobie przypomnieć.
- Różne rzeczy. Wasze słowa. Polecenia doktora. Czasem mi się wydawało, że ktoś wchodzi do pokoju, ale zostaje w drzwiach, jakby bał się wejść dalej. - prawie wzruszyłam ramionami. - Muszę się przespać, Matt, źle się czuję.
- Jasne, w porządku - zreflektował się. - Kolorowych snów.
- Oby nie za długich. - odparłam, układając się na poduszce i ponownie zamykając powieki. Bałam się, że się nie obudzę, dlatego przez jakiś czas starałam się nie wyrównywać oddechu. Jednak zmęczenie wzięło górę i pełna obaw odpłynęłam.
-----------------
              Matt, to nie było śmieszne... Mówiłeś, że się obudziła, a ja...
- Oliver, spokojnie... Nie widzisz zmiany? - czyżbym słyszała głos Ani?
- Ja... Sam nie wiem... Mówiłeś, że jest przytomna, a nie, że śpi... - ten pełen wahania głos, który właśnie słyszałam, nie mógł być głosem zawsze pewnego siebie Olivera.
- Oli, no co ja ci poradzę, przecież nie mogłem jej kazać siedzieć i czekać, co?
- No chyba nie... - niemal widziałam, jak przestępuje z nogi na nogę, z tym swoim specyficznym złączeniem dłoni. Z trudem wyrwałam się z otchłani snu i spojrzałam przed siebie.
- Sykes, ty człowieku małej wiary - rzuciłam możliwie radośnie, przecierając oczy. Szok na jego twarzy był nie do opisania. Zamarł tam, gdzie stał, czyli przy drzwiach, z jedną ręką na karku, drugą wyciągniętą w moim kierunku. Ania patrzyła na mnie z nieznaną mi do tej pory szczerą radością na twarzy, Matt przybrał na twarz wyraz zwycięzcy, a Oliver po prostu stał, jego brązowe oczy nieruchomo utkwiły we mnie. Zaczęłam się martwić, że dostał ataku paraliżu. - No halo, powiedz coś.
- Kocham cię, Madzia. - powiedział całkowicie i płynnie po polsku. Teraz zamieniliśmy się rolami - to ja wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Jednak ja ogarnęłam się o wiele szybciej od Sykesa i przybrałam na twarz leniwy uśmiech.
- Kocham cię, Oliver. - również odwzajemniłam się polskim.
- Przepraszam. - niemalże wyszeptał, już po angielsku. - Przepraszam za wszystko.
- Oliver, najważniejsze, że żyjemy - odparłam. - I że jesteś tutaj.
            Dopiero teraz się ruszył, krok po kroku, powoli. Uniosłam się lekko na łokciach, ignorując cichy protest kości żebrowych. Oliver usiadł na krześle zwolnionym wcześniej przez Matta. Dotknął delikatnie moją dłoń, tą z wenflonem.
- Nie rozsypiesz się? - zapytał, trochę bardziej w swoim dawnym stylu.
- Phi, takie szturchnięcie to pikuś.
            Uśmiechnął się słabo.
- Matt wyciągnął mnie w połowie mojej fantastycznej imprezy urodzinowej, mówiąc coś bez ładu i składu, ale ja zrozumiałem tylko twoje imię. - powiedział, lustrując wzrokiem moją bladą twarz. - W sumie samo to wystarczyło, żebym rzucił wszystko i tu przyjechał. Nawet nie wiem, czy zamknąłem drzwi.
- Za to mnie wyrwał w połowie włoskiego. Gdybyś widziała minę profesorki, gdy Oliver wpadł do klasy! Od razu spojrzała na mnie z niepokojem, a nagle Sykes wypala, że się obudziłaś... Serio, była w stanie porzucić lekcję i nas zawieźć! - wtrąciła Ania.
- Wkręcasz? Przecież ona mnie nienawidzi.
- Teraz cała szkoła cię kocha. Gdyby Patryk nadal był uczniem, to pewnie zrobiłby ci własny osobisty ołtarzyk na korytarzu.
            Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Zaczynam się bać.
            Rozmawialiśmy na różne błahe tematy. Ania zajęła kanapę, a Matt wygodnie rozsiadł się w nogach mojego łóżka, twierdząc, że i tak jest na mnie za duże. Albo ja za mała.
- Bardzo jesteś zły, że przerwałam ci imprezę urodzinową? - zapytałam w pewnym momencie Sykes'a.
- Ja nie - zaczął powoli, po chwili namysłu. - Ale moi goście mogą się niecierpliwić.
- Masz gości? - zdziwiłam się. - Kogo?
- Jeszcze nie miałaś okazji ich poznać, ale może o nich słyszałaś.
- Kolejne światowe gwiazdy muzyki?
- Za to jakie. Nagrywałem z nimi piosenkę w zeszłym roku.
           Mimo tego opisu, nie mogłam skojarzyć, o kogo chodzi.
- Ale sądzę, że jeszcze ich poznasz. Skoro już tu przylecieli, to nie będą się zbierać za szybko, tak myślę.
- Mm, sądzę, że Max będzie chciał zobaczyć Maddie. Sam słyszałeś, jak bardzo się jarał "odkryciem Horizonersów".
- A więc stałam się eksponatem? - zapytałam z przekąsem. Roześmiali się.
- Za to jakim cennym.
- Sądzę, że powinniśmy się zbierać. Jutro też przecież wpadniemy, a Maddie powinna odpoczywać, nie sądzicie? - zaproponowała Ania tonem nie znoszącym sprzeciwu. Chłopcy posłusznie się podnieśli. Niemalże wymsknęło mi się pytanie, od kiedy to tak bezapelacyjnie słuchają się nastoletniej Polki.
- No i panowie pewnie będą chcieli usłyszeć najnowsze wieści - dodał Matt, całując mnie w czoło.
- Przyjdziemy jutro, dobra? Będziesz tutaj? - upewnił się Oliver.
- Nie wiem, może wybiorę się na jakąś wycieczkę last minute - odparłam.
- Chyba pod okno i z powrotem. - puścił mi oko już przy drzwiach i wyszedł.
- Oli! - zawołałam go. Natychmiast pojawił się ponownie. - Wszystkiego najlepszego, staruszku.
- To był mój najlepszy prezent, Madds.