------------------------------------------------------
Po raz kolejny bezsilnie opadłam na poduszki. Poczułam łzy frustracji, które zaczęły zbierać się w kącikach oczu i otarłam je niecierpliwym gestem. Ja nigdy nie płaczę. Matt cmoknął z dezaprobatą, opierając się o parapet ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
- Musimy pomyśleć nad przeniesieniem cię do Londynu.
Ania, która siedziała w fotelu przysuniętym do łóżka, spojrzała na niego.
- Sugerujesz, że im dalej od domu, tym lepiej z leczeniem?
- Sugeruję, że londyńskie szpitale mają medycynę na nieco lepszym poziomie. - rozstawieniem palców pokazał różnicę.
- Sądzę, że to bez różnicy. I tak jedynym, czego Maddie potrzebuje, to ruszyć się na zewnątrz.
Zacisnęłam zęby i jeszcze raz spróbowałam się dźwignąć do pozycji siedzącej. Ręce dygotały mi z wysiłku, żebra głośno protestowały przeciwko takiemu traktowaniu.
- Cholera jasna! - krzyknęłam, gdy ręce same ugięły mi się w łokciach. Przez chwilę wściekła wpatrywałam się w sufit. - Najpierw to ja się muszę ruszyć chociaż na drugą stronę pokoju.
Kątem oka widziałam, jak wymienili między sobą spojrzenia.
- I tak muszę wracać do Oxfordu, nie poleciałaby sama. - dodał Matt.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytała Ania.
- Wcześniej miałaś egzaminy.
- Wiesz, że to nie jest dobry argument.
Przewrócił oczami.
- Kochanie, dochodzi grudzień, album wydajemy na wiosnę, a ja z moimi partiami jestem w kropce. Muszę jechać.
Nagle poczułam w sobie nowe partie energii i podniosłam się, nie zważając na ból.
- Kochanie?
- Ha! A mówiłaś, że nie jestem dobrym manipulatorem, Ann! Jestem cudotwórcą.- ucieszył się Matt. Dziewczyna w odpowiedzi uniosła tylko kącik ust.
- Kochanie? - powtórzyłam. Zaraz, czyżby... - Jesteście parą?
Uśmiechnęli się do siebie. Z całego serca chciałam zrzucić moją krótkowzroczność na zamroczenie lekami, ale wiedziałam, że to wcale nie jest 100% wytłumaczenie.
- Byłem pijany, a ona ma ogromny dar przekonywania - Matt zakrył oczy teatralnym gestem.
- W moje urodziny zapytał mnie, czy nie chciałabym, żeby taki facet jak on był z taką dziewczyną jak ja.
- A ona odparła: "No dobra, czemu nie?"! Ja się musiałem upić, żeby zapytać, a ona odpowiedziała: "Czemu nie?"...
- Nie byłeś aż tak pijany, ostatecznie sprawnie ominąłeś paczkę Cheetosów, którą rzucił w ciebie Lee, gdy chciałeś mnie pocałować.
- Jestem po prostu zwinny.
Zaśmiałam się, widząc jego spojrzenie, lustrujące twarz Ani. Wychodziło na to, że są razem ponad miesiąc, a ja nie zauważyłam tego przez okrągły tydzień. Czy jego oczy zawsze tak błyszczały? Czy na twarzy Ani zawsze widać było ten lekki uśmiech?
- O czym myślisz? - zapytała Ania.
- Jakie słowa będą teraz najodpowiedniejsze - skłamałam.
- Może coś w stylu: "Wow, to świetnie, gratuluję, udzielam wam swojego błogosławieństwa"? - podsunął Matt.
- Nie cieszysz się - bardziej stwierdziła niż zapytała Ania. Zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie psuję ich radość.
- Litości, ja jestem po prostu zszokowana! Kto by pomyślał, że Matt potrafi być tak romantyczny - uśmiechnęłam się z przekąsem. Nie wiedziałam, co powiedzieć, po raz pierwszy zabrakło mi języka w gębie. Widziałam jednak, jak lekko odetchnęli. - No cóż, faktycznie gratuluję i życzę szczęścia.
- No, stara dobra Maddie! - Matt zmrużył oczy.
- Starsza tylko o rok - zauważyłam, z powrotem opierając się o poduszki. Jednak siedzenie wyczerpało mnie bardziej niż trochę. Intensywnie myślałam, co jeszcze się zmieniło w czasie mojej nieobecności, oprócz ich związku. To znaczy tak, byłam pewna, że przynajmniej Matt poważnie myśli o mojej przyjaciółce, ale nie mogłam uwierzyć w to, że nagle Ania zgadza się na związek. - A całuje chociaż dobrze? - zapytałam Anię po chwili ciszy i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Bardziej niż dobrze. - przygryzła wargę.
- W takim razie nawet gratuluję podwójnie. A co dalej z tym Londynem?
- Chciałabyś pojechać? - zainteresował się Matt, który przeszedł w tym czasie przez pokój i usiadł na kanapie, przerzucając jakieś czasopismo.
- Może zmiana klimatu dobrze mi zrobi.
- A może nie tylko zmiana klimatu - wykrzywił usta. Pod ręką miałam tylko pusty kartonik po soku jabłkowym, więc zadowoliłam się rzuceniem nim w perkusistę, który obrażał poziom polskiej medycyny. No halo, a osiągnięcia w kardiochirurgii?
- Kiedy wracasz do Anglii? - zapytałam.
- Planowałem jeszcze w tym tygodniu - zawahał się. - Czekałem tylko na ciebie.
- Chcę jechać. - zdecydowałam. Spojrzałam na wenflon w mojej dłoni i kabelki podpięte do aparatury, wytrwale kontrolującej moje czynności życiowe. Potem na te ściany, które powoli doprowadzały mnie do klaustrofobii. Chciałam się stąd wyrwać gdziekolwiek.
- Wiesz, ile to będzie biurokracji? Zgoda opiekuna prawnego, szpitali etc… - zaczął wymieniać, odliczając na szczupłych palcach.
- Hej, hej, hej, przed chwilą sam ją zachęcałeś do zmiany kraju i szpitala, a teraz zaczynasz myśleć o konsekwencjach? - Ania rozłożyła ręce.
- Jakich konsekwencjach, skarbie? Ja po prostu nie sądziłem, że ona się zgodzi tak od razu! - zaśmiał się.
- Nicholls… - pokręciła głową Ania.
- No ale przecież ja to naprawię. Zawiozę ją gdziekolwiek tylko zechce.
- Robisz to źle. Zaczynasz nie od tej strony.
- A gdyby Maddie się nie zgodziła, co miałbym wtedy zrobić?
- Czy wy naprawdę sprzeczacie się średnio co 10 minut? - wtrąciłam się. Nie spojrzeli na siebie.
- Tak. - odparli równocześnie. Moja uniesiona brew stanowiła całą odpowiedź.
- Lepiej załatw, co masz załatwić. Oliver na pewno się ucieszy. - Ania przeczesała swoje długie, czerwone włosy i wymownie kiwnęła głową w stronę drzwi. Nicholls zmrużył oczy, ale odkleił się od kanapy i przeszedł koło dziewczyny, całując ją w czubek głowy, po czym wyciągnął telefon i wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się, widząc odprowadzające go spojrzenie Ani. Kto by pomyślał...
------------------------------
Na pewno dobrze się czujesz?
- Nie, duszę się i umieram na gangrenę. - przewróciłam oczami. - Oliver, czuję się nie gorzej niż pół minuty temu, kiedy zapytałeś o to samo.
Opadł na krzesło i niemal machinalnie przejechał palcami po mojej dłoni.
- 3 tygodnie od pobudki, Madd. A ty nadal jesteś strasznie blada…
- Bo jedyny kontakt ze świeżym powietrzem mam wtedy, gdy otworzycie mi okno. - uśmiechnęłam się.
- No tak - zreflektował się. - No cóż, skoro czujesz się tak świetnie, to co powiedziałabyś na wizytę kilku gości?
Wyprostowałam się, przytrzymując odruchowo bandaż na żebrach.
- O kim mówisz?
- Starzy znajomi, chcieliby cię poznać.
- O, Mistrzu, trzymaj mnie. Kolejni fani! - przyłożyłam dłoń do czoła. Oli zdobył się na lekki uśmiech.
- To ci, których dla ciebie zostawiłem na imprezie.
- Aa, ci… - odparłam wymijająco. - To znaczy, że będą chcieli powtórki?
- Pewnie się zemszczą. Są w tym dobrzy. - zniżył głos.
- Czy mogę zostać świadkiem koronnym i dostać ochronę?
- Ta zabawa jest bez sensu, te maszyny cię zdradzają, Madd - wtrącił się w naszą zabawę Kean, czyszcząc paznokcie kostką. - Nie widać żadnych emocji.
- Ranisz nas - Oliver położył wytatuowaną dłoń na sercu.
- Masz nowy tatuaż? - zauważyłam kolejną porcję tuszu pod jego skórą i sięgnęłam po rękę, wyniośle ignorując Matthew.
- Taa, Pixie mi zrobiła.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem…
- Kim jest Pixie?
Nie dał się zbić z tropu.
- Pamiętasz, jak Matt zaproponował wam tatuaż? Hannah miała go wykonać. Robiła mi to… - pokazał mi misia na wnętrzu dłoni, ale nie patrzyłam na niego. Patrzyłam na oczy Olivera, utkwione we wzorze z tym czymś, co widziałam dawno temu w pokoju hotelowym, tuż przed katastrofą.
- Ma talent. - przyznałam, obserwując go. Skinął głową.
- Owszem. Bardzo mi ostatnio pomogła.
- Było w czym. Nawet Tom tracił cierpliwość. - wtrącił się Matt. Patrzyłam na nich, nie rozumiejąc.
- Rozumiem, że Amanda już oficjalnie straciła pozycję dziewczyny Olivera Sykes?
- Serio, tak od razu poznałaś? - chyba wszyscy byli zdziwieni. Ale czułam, że ukrywają coś jeszcze. Te blade policzki, zarost, przekrwione oczy, dłuższe włosy, worki pod oczami Olivera nie mogły być spowodowane tylko przeze mnie.
- Przeczytałam w gazecie - machnęłam ręką w stronę magazynu, leżącego na szafce. Spojrzał na niego podejrzliwie.
- Podsumujmy. - wtrącił się Lee. - Matt jest z Anią, Oliver z pewną Pixie, Natalia siedzi w więzieniu za zamordowanie rodziców Maddie i porwanie nas, Miko lada chwila wychodzi ze szpitala, może to dobry moment na zastanowienie się nad tym, co dalej z zespołem?
- Wątki ci się nie łączą, ale jestem za - podniósł rękę Nicky.
- Wydawało mi się, że już dawno temu postanowiliśmy, że Maddie dołącza do Bring Me the Horizon - odparł Oliver ze swoją zwykłą pewnością w głosie. - Teraz to sprawa priorytetowa, dodatkowo po to, żeby objąć cię ochroną. Wierz mi lub nie, ale Natalia nie była ostatnią psychiczną fanką.
- Oh, dzięki, czuję się lepiej. - mruknęłam. - Wszystkiego będę się dowiadywać partiami przez najbliższe tygodnie? - dodałam z lekkim rozgoryczeniem.
- Natłok informacji zabija. - poważnie stwierdził Kean.
- Dodatkowo rozmawialiśmy już z Annie, bo chcielibyśmy, żeby dołączyła do nas jako menadżer. - Oliver specjalnie podniósł głos, zagłuszając basistę.
- Zastępczyni menadżera. - poprawił go Lee.
- Tak, tak - machnął niecierpliwie ręką wokalista. - Craig się zgodził na was obie. Ania zgodziła się na swoje stanowisko... A ty?
Nagle wszyscy patrzyli na mnie, czekając na moją decyzję.
- No przecież wam to już obiecałam, prawda? - przybrałam na twarz możliwie radosny uśmiech. To nie tak, że tego nie chciałam, ja tylko...
- Przede wszystkim zalicz semestr, Miko. A wcześniej rusz się z tego budynku, bo dostaniemy kręćka. - Ania najlepiej ujęła moje myśli.
- Tak zrobię. Potem album, potem powrót do szkoły. W tej kolejności. - zgodziłam się z nią.
- A zaczniemy od telefonu do Josha, żeby ich tu ładnie zaprosić. - Oli wyprostował nogę, żeby wyciągnąć iPhone'a, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - odezwałam się po szybkiej wymianie spojrzeń. Drzwi otworzyły się i ukazał nam się wielki bukiet białych róż. Chyba mimowolnie opadła mi szczęka, gdy za nimi wszedł do pokoju pielęgniarz, uśmiechając się lekko.
- Panna Miko? - przytaknęłam. - To zostało przysłane na adres szpitala, skierowane do pani. Gdzie mogę to postawić?
Zorientowałam się, że drzwi nadal są otwarte, a przechodzące korytarzem pielęgniarki i pacjentki patrzą z zazdrością i podziwem do środka. Wskazałam stolik pod oknem, przy którym siedział Lee I podziękowałam. Pielęgniarz rzucił ostatnie rozbawione spojrzenie I wyszedł.
- Taa... - rzucił Nicky, szturchając Olivera, który zamarł z telefonem w ręce i podszedł do bukietu. - Jest karteczka. Chcesz ją?
- Pewnie! - wyciągnęłam rękę. Podniósł ją I podał mi z ciekawością w oczach. Karteczka była z kremowego papieru, a po jej rozłożeniu ujrzałam zamaszyste pismo. Szybko przeczytałam wiadomość, a potem odczytałam ją głośno.
"Panno Miko!
Doszły mnie słuchy, że można Cię odnaleźć w Londynie. Mam nadzieję,
że czujesz się już wystarczająco silna, by zmierzyć się ze światem.
Byłbym zachwycony, mogąc Cię poznać osobiście i na własne oczy
ujrzeć osobę, dzięki której przepływ mediów jest tak skutecznie blokowany.
Z pomocnym ramieniem i oczekiwaniem - Alex Turner"
- Typowe dla Turnera. - skomentował Nicky.
- Czyli mogę chować telefon i nie zapraszać Franceschi'ego. - bardziej stwierdził niż zapytał Oliver.Doszły mnie słuchy, że można Cię odnaleźć w Londynie. Mam nadzieję,
że czujesz się już wystarczająco silna, by zmierzyć się ze światem.
Byłbym zachwycony, mogąc Cię poznać osobiście i na własne oczy
ujrzeć osobę, dzięki której przepływ mediów jest tak skutecznie blokowany.
Z pomocnym ramieniem i oczekiwaniem - Alex Turner"
- Typowe dla Turnera. - skomentował Nicky.
- Kim jest Alex Turner? - zmarszczyłam brwi, kojarząc nazwisko.
- Maddie, nie wiem co przeskrobałaś, ale skoro wokalista Arctic Monkeys wysyła ci bukiet kwiatów, to jest to jak zaproszenie od samego Don Corleone. - poinformował mnie Matt.
- Dopiero co zgodziłam się na dołączenie do zespołu i już propozycje sypią się zewsząd. - westchnęłam, pół żartem, pół serio.