Z wielkim żalem zawiadamiam, iż minęło 16 dni od ostatniego posta. Brakuje mi motywacji, moi drodzy. Czuję, że jakość tekstów drastycznie spada w dół bez waszego wsparcia. Tym razem już nie mam nadziei na waszą reakcję. Dorzucam kolejny part i następny wrzucę, tylko jeśli pojawią chociaż 2 komentarze. Jakiekolwiek. Chcę po prostu wiedzieć, że ktoś to czasem czyta : )
Dziękuję za ponad 750 duchów, które się tu przewinęły.
--------------------------------------------------
Na początku był Chaos. Brak życia i wielka pustka. Z tej otchłani wyłoniła się czyjaś postać. Była niewyraźna, rozmywała się, odwrócona o 180 stopni - wyglądała, jakby leżała. Patrzyła na mnie w milczeniu. Gdy mój wzrok się ustabilizował i skupił na tej postaci, zobaczyłam, że jest ona skrępowana - zarówno ręce, skrzyżowane za plecami, jak i kostki były spętane jakąś liną, wyglądającą na dość solidną. Dodatkową niepewność pogłębiła świadomość, że ta osoba miała sobie czarne legginsy i długi, biały bezrękawnik z wilkiem, czyli zupełnie to samo, co ja zakładałam dzisiaj rano. Nieznane mi do tej pory pokłady przerażenia odkryłam, gdy postać okazała się tylko odbiciem lustrzanym... w dodatku moim odbiciem.
Zapomniałam jak krzyczeć, jak oddychać, jak myśleć. Chciałam odwrócić się na plecy, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale związane ręce szybko przypomniały mi, że powinnam zostać na prawym boku i w cichej panice szukać wyjścia z sytuacji. Usilnie starałam się przypomnieć sobie, co ja tutaj robię. Wtedy spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba i ignorując ból w nadgarstkach zaczęłam się wiercić, rozglądając się za przyjaciółmi. Nie pomyślałam, że mogłabym to normalnie zobaczyć w lustrze, które zasłaniało jedną ze ścian małego, kwadratowego pomieszczenia. Instynktownie zaczęłam się zastanawiać, gdzie jestem, czy znam to miejsce. Ale nic oprócz zimna i beznadziei nie docierało do mojego ogarniętego paniką mózgu.
Drzwi, dotąd dla mnie niewidoczne, uchyliły się. Rysowała się w niej jakaś sylwetka i teraz byłam pewna, że to nie moje odbicie. Lecz gdy ją rozpoznałam, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Czy to "Mamy Cię"? - wykrztusiłam, licząc, że postać przyzna mi rację. Przeliczyłam się. Podeszła za to bliżej.
- Mam was wszystkich, a ty żartujesz?
- Jakich wszystkich? Czy chłopcy są tutaj?
- Jak mogłaś sądzić, że nie dowiem się o twoim wyjeździe? Liczyłaś, że jak mi nic nie powiesz, to Anka zajmie moje miejsce ot tak, po cichu? - moje pytanie zostało zignorowane. Zaczęłam się wiercić i szybko zapłaciłam za tą decyzję kopniakiem, wymierzonym w brzuch.
Dobra, to ani trochę nie przypominało hollywoodzkich scen rozmowy ofiary z oprawcą, pomyślałam, zwijając się automatycznie z bólu. Cicho się przyznam, że liczyłam na coś w stylu przesłuchania Jokera zanim wpadł Batman - no wiecie, niby jest ciężko, ale na najgorsze jeszcze czas. I że znajdę jakieś niesłychanie błyskotliwe wyjście z sytuacji.
- Natalia, to chyba pomyłka! - kucnęła przy mnie.
- Największą pomyłką, którą udało się popełnić, było zignorowanie mnie.
Nie podobało mi się to. Byłam zupełnie na nie. Nie znałam jej od tej psychopatycznej strony, ale nie miałam ochoty jej poznać.
- Słuchaj, doskonale cię rozumiem. Przepraszam, że tak zrobiłam... byłam głupia, nie wiem, co sobie myślałam.
Spróbowałam od drugiej strony, udając skruszoną. Nie sądziłam, że to zadziała... a jednak.
- Serio?
Gdy gorliwie przytaknęłam, przeczesała ręką blond włosy, szeroko się uśmiechając. Wstała i zaczęła kręcić się po pokoju. Obserwowałam ją z rosnącym przerażeniem, mając w pamięci podobną scenę.
- Wybaczysz mi? Naprawdę mi przykro. Bardzo przykro.
Zaśmiała się z ulgą. Brakowało jej łez w oczach.
- Oczywiście, że ci wybaczam! Możemy zacząć wszystko od nowa...
Ta sytuacja za bardzo przypominała scenariusz do filmu pt. "Współlokatorka", który kilka razy oglądałam z Anią. Ku mojej rozpaczy i zgubie, oglądałam go też z Natalią. Natomiast podobieństwa były oszałamiające. Chora psychicznie blondynka i zagubiona, lekkomyślna szatynka. Tylko, o ile dobrze zapamiętałam film, po tej scenie Rebecca bierze plastikową torebkę i zakłada ją Irene na głowę, a potem wszyscy próbują zamordować wszystkich. Mogłam mieć nadzieję, że Natalia nie zamierza zaraz pomordować moich przyjaciół. No i liczyć, że mnie też na końcu uratuje przystojny perkusista z gównianego zespołu. Nawet jeśli stracił przytomność na połowę sceny morderstwa w wykonaniu swojej dziewczyny, Sary Matthews.
- Tak, pewnie! - właśnie uśmiechałam się możliwie najradośniej, gdy jej twarz gwałtownie znalazła się tuż przy mojej. Poczułam papierosy.
- Czy ty naprawdę myślałaś, że nabiorę się na scenę z filmu? Uważasz mnie za idiotkę?
Roześmiała się, a mnie zamroziło. Czy to była ta sama Natalia, najsłabsza w klasie, naćpana, niechlujna, niezorganizowana nastolatka?
- Ahh, poczucie humoru nie opuszcza cię nawet w tak bezsensownej dla ciebie sytuacji.
- Gdzie jesteśmy? Gdzie jest reszta? - zadałam pytanie, które powinno być moim pierwszym.
- Już wkrótce będziesz mogła uznać to miejsce za przedsionek twojego prywatnego piekła. Zawsze chciałaś trafić na Czarną Paradę, prawda? Teraz będziesz mieć okazję.
- Nie w takich okolicznościach - mruknęłam.
- Lepiej wcześniej, niż później! - przekręciła znane powiedzenie. - Przy okazji, dzięki za fachową nazwę chlorofilu. Od razu wygląda się na studenta medycyny czy czegoś takiego, gdy zna się takie nazwy.
Moim skromnym zdaniem, żeby wyglądać na studenta medycyny trzeba mieć w oczach trochę inteligencji, ale może się nie znam. W końcu kimże ja jestem. TYLKO uczennicą biol-chemu.
- Gdzie są pozostali? - powtórzyłam więc tylko pytanie.
- Czekają na każdy twój ruch, który przybliża ich do końca.
- Mój ruch?
- Każdą swoją sztuczką, próbą ucieczki, jeśli narazisz mi się czymkolwiek, oni za to zapłacą. Taak, ty oczywiście też, ale wobec nich to chyba nie fair, hm?
Teraz bardziej przypominało to Hollywood. Chyba pobladłam, bo uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Porwałaś całą 5? - podjęłam próbę zorientowania się, ilu moich przyjaciół jest w niebezpieczeństwie.
- 5? Jest was siedmioro, razem z tobą, moja gwiazdko. Czyżby chlorofil wyżerał szare komórki?
Powstrzymałam ripostę, nasuwającą mi się na usta. Podana liczba oznaczała, że Natalia dorwała nawet Anię.
- Dlaczego oni też? To na mnie chcesz się zemścić. - nagrodziła mnie spojrzeniem przedszkolanki na niesfornego wychowanka. Przykucnęła przede mną.
- Madzia, Madzia, Madzia. Gdyby ich tu nie było, ty byś ze mną nie współpracowała!
- Współpracować? Z tobą? Niedoczekanie! - nie mogłam się pohamować.
- Coś ci pokażę. Karol!
Do pomieszczenia wszedł wysoki szatyn. Zaczęło cuchnąć papierosami, jakby przed chwilą jednego zgasił. Zakaszlałam. Nienawidziłam tego zapachu. Chłopak patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie widział mnie po raz pierwszy.
- Ry-Ryba? - wyjąkałam na widok jednego z nielicznych znajomych Natalii, których poznałam. Odwrócił wzrok na blondynkę. Wskazała na mnie brodą, więc podszedł do mnie i bez widocznego wysiłku pociągnął mnie za ramiona do góry. W mgnieniu oka poznałam ten uchwyt.
- To byłeś ty! - krzyknęłam, czując, jak przenoszę się w czasie i przestrzeni do szarej bluzy z kapturem i nazbyt tematycznej piosenki Avenged Sevenfold "Nightmare". Zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się wyjątkowo niedobrze. Brzuch nadal mnie bolał, z chwili na chwilę coraz bardziej.
Chłopak popchnął mnie przed sobą i zatoczyłam się do przodu. Wiecie, że ze związanymi nogami chodzi się wyjątkowo trudno? Gdyby nie jego żelazne uściski, pewnie znowu znalazłabym się na podłodze. To był wątpliwy rodzaj uprzejmości.
Amatorzy, nie pomyśleli, żeby zawiązać mi oczy przed wyjściem z pomieszczenia. Skoro starali się to utrzymywać w takiej tajemnicy, właśnie zdradzili się, że przetrzymują nas... w piwnicy. Wyjście z małego, zimnego pokoiku w którym byłam prowadziło do wąskiego, słabo oświetlonego korytarza z rzędami takich samych, drewnianych drzwi na kłódki jakie prowadziły do mojej "celi". Starałam się liczyć mijane drzwi, ale nie musiałam się długo męczyć. Już po 6 zatrzymaliśmy się i Natalia wyciągnęła nieduży pęk kluczy z kieszeni, chwilkę je przerzucając. Potem wsadziła jeden z nich do małej kłódki i przekręciła, ciągnąc drzwi. Wkroczyła do środka z miną zwycięzcy.
Spodziewałam się kolejnej osoby, może Olivera. I dostałam go. Dostałam ich wszystkich na raz. Byli stłoczeni w jednym pomieszczeniu, niewiele większym od mojego własnego więzienia. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas paliło się tutaj światło. Próbowałam sobie przypomnieć, czy tamto pomieszczenie również było oświetlone. Sądząc po tym, że od razu zobaczyłam swoje odbicie w lustrze doszłam do wniosku, że jednak było.
Teraz patrzyłam na moich przyjaciół patrzących na porywaczkę z nienawiścią w oczach. Niektórzy chyba obudzili się przede mną, bo twarz Matta już była zakrwawiona, a Oliverowi rosła śliwa pod prawym okiem, tym z tatuażem. Oni także byli związani, ale wszyscy jednym kawałkiem sznura. Nie byli w stanie uciec.
Ucieczka. To właśnie nią powinny zająć się moje myśli od pierwszej chwili, zaraz od przebudzenia. Ale nie, ja zamartwiałam się, że moje pierwsze (i oby ostatnie) porwanie nie wygląda jak to z amerykańskiego filmu akcji. Lecz nie mogłam się na tym skupić, nie wtedy, gdy nie byłam pewna, że moi przyjaciele są cali i zdrowi. Szybko ich przeliczyłam, niczym Gandalf krasnoludów w domku Bilbo Bagginsa. Byli wszyscy, nie brakowało nikogo.
- Popatrzcie, moi goście, kto postanowił was odwiedzić! - Natalia rozłożyła ręce i wskazała na mnie, odwracając się. Karol popchnął mnie do środka. Rozległy się krzyki i westchnienia ulgi, gdy przyjaciele mnie zobaczyli. Nawet jeśli nie rozumieli krótkiej zapowiedzi Natalii - mimo jej butnego zapewnienia, że chętnie podjęłaby znajomość z BMTH, nie poczyniła żadnych kroków w kwestii nauki ich języka.
- Maddie! Nic ci nie jest? - Olivera zrozumiałam pierwszego. Pokręciłam głową, bojąc się odezwać.
- Madd! Jak się czujesz? - Matt oczywiście był kolejny. Czułam się okropnie, bo pomimo tego, że to ja ich w to wciągnęłam, oni nadal się martwią bardziej o mnie niż o siebie. Spojrzałam na Anię, to w jej oczach szukając usprawiedliwienia i zrozumienia. Uśmiechnęła się lekko. Zauważyłam krew na jej dłoniach i chyba ona również zauważyła, że ja widzę. Pokręciła głową i wskazała na Nichollsa.
- Przepraszam. - rzuciłam cicho, nagle pełna poczucia winy. Widząc ich w tym stanie zrozumiałam, że to na mnie leży cała odpowiedzialność.
- Nie, Madd, nie! Poradzimy sobie, jesteśmy razem! - mówił Lee. Normalnie przewróciłabym oczami, słysząc te teksty rodem z przemówień prezydentów, ale tym razem po prostu spuściłam wzrok.
- Skończyliście? - wtrąciła się Natalia, chyba wkurzona nagłą utratą, i tak już nikłego, zainteresowania. - Widzicie, nie pozwoliłam wam na to spotkanie przypadkowo. Chcę wam coś uświadomić.
Słyszałam, jak Ania cicho tłumaczy chłopcom jej słowa, ale Natalia chyba pragnęła czegoś innego.
- Przetłumacz. - zwróciła się do mnie. Przelotnie na nią spojrzałam i zaczęłam mówić:
- Jesteśmy w jakiejś piwnicy, jestem 6 pomieszczeń przed wami. Kieruje nią zazdrość, jest na mnie wściekła o naszą przyjaźń, o to, że odwiedziłam was z kimś innym.
Unikałam jakichkolwiek nazw własnych, bo byłam pewna, że takie rzeczy zrozumie nawet Natalia. Zamiast tego jak najzwięźlej starałam się wytłumaczyć im nasze położenie. Blondynka wydawała się usatysfakcjonowana.
- Sprawa jest prosta. Magda próbuje jakichś sztuczek - cierpicie wy. Jeśli próbuje jedno z was, ona dostaje za was wszystkich. Jasne?
- Jest tutaj ona i ten chłopak, który stoi za mną. Na razie nie widziałam nikogo innego. Nikt tutaj nie przychodzi, mam wrażenie, że to miejsce od dawna nieużywane. Otumaniła nas eterem dietylowym - uznałam, że chlorofil brzmi podobnie w obu językach, więc użyłam innej nazwy. Znów widziałam, że Ania tłumaczy im słowa Natalii. - Jakoś się stąd wydostaniemy.
- A teraz pokażę wam, jak to wygląda w praktyce.
Zanim któraś z nas zdążyła powiedzieć choć słowo po angielsku, Natalia splunęła na Matta Kean, znajdującego się najbliżej. Wiedzieliśmy już, czym to skutkuje, ale Matthew się nie powstrzymał. Zerwał się z zamiarem rzucenia się na blondynkę, ale zatrzymały go sznury przywiązane do reszty zespołu. Dziewczyna zrobiła szczęśliwą minę. Odwróciła się i wpakowała mi pięść w brzuch. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Teraz już wisiałam w ramionach Ryby, gwałtownie nabierając tchu. Podciągnął mnie trochę do góry, żeby jego nowa zwierzchniczka mogła dokończyć dzieła.
Liczyła skrupulatnie. W coraz większym szale zmieniała kształt mojej wątroby sześciokrotnie. Gdy skończyła, odrzuciła grzywkę, zdyszana.
- Widzicie, co się dzieje w tą stronę. Teraz poczekamy na reakcję waszej przyjaciółki, bo nie ładnie byłoby nie pokazać jej drugiej części przedstawienia, prawda?
Nie byłam w stanie spojrzeć na oniemiałe i wściekłe twarze moich przyjaciół. Zamiast poczułam krew w ustach, która po chwili zaczęła płynąć po brodzie. Łzy bólu lały się strumieniem gdzieś od drugiego ciosu. Pomyślałam, że nie będzie w stanie mnie sprowokować. Ale wtedy poczułam, że ręce Ryby zmieniają ułożenie na moim ciele. Już nie znajdowały się na ramionach... zjeżdżały w dół, do dłoni, a później przeniosły się na moją talię. Wtedy zrozumiałam, że w swym szaleństwie Natalia przewidziała też skuteczny scenariusz dla mnie.
Zacisnęłam zęby, postanawiając, że nie pozwolę cierpieć zespołowi. Ale gdy poczułam cudze ręce na moim obitym brzuchu, gdy przesuwały się coraz wyżej pod szarą koszulką poczułam, że zwymiotuję z odrazy i bólu. Teraz łzy nie były już tylko łzami bólu. Wiedziałam, że nie chcę, żeby to dłużej trwało.
- Maddie! - jak przez mgłę usłyszałam zrozpaczony krzyk Jony. Uniosłam wzrok i zobaczyłam ich niemą zgodę. Zaczęłam się wiercić, zaciskając zęby przy każdym szarpnięciu kłującego bólu w brzuchu. Natalia uśmiechnęła się z triumfem.
- Puść ją i zajmij się resztą. - powiedziała do swojego wspólnika. Upadłam na kolana, dławiąc się łzami. Czułam metaliczny smak krwi.
- Patrz i podziwiaj, kochana. To twoje dzieło. - powiedziała Natalia, zbliżając się do mnie. Nie patrzyłam i "podziwiałam". Znowu zemdlałam, słysząc krzyki ukochanych przyjaciół.